Od naszego wspólnego pobytu w opuszczonej świątyni minęły trzy tygodnie. Będąc w pełni zregenerowaną nie uśmiechało mi się bezczynnie pozostawać w jednym miejscu. Nieważne jak bardzo bym chciała cieszyć się takim spokojnym życiem, spędzając całe dnie w towarzystwie Shisui'ego, nadal byłam shinobi Konohy i miałam swoje obowiązki.
Dzisiejszego dnia przygotowywaliśmy się na szybką podróż na spotkanie z Hokage. Kilka dni wcześniej wysłałam do niego sokoła z wiadomością, że ukończyłam swoją misję znajdując wszystkie kryjówki Orochimaru i czekałam na dalsze rozkazy. Właśnie dziś otrzymałam odpowiedź, w której trzeci prosił o spotkanie, więc natychmiast się spakowaliśmy gotowi do drogi w stronę Konohy. Teleportowałam się z Shisuim w miejsce oddalone od wioski o kilkadziesiąt mil, i z tamtąd szliśmy w średnim tempie. Będąc już blisko miejsca spotkania zwróciłam się do mojego towarzysza.
-Shisui?
-Tak?
-Hokage ani nikt inny nie wie, że żyjesz. Czy na pewno chcesz się z nim zobaczyć? Może rozsądniej byłoby gdybyś pozostał gdzieś w pobliżu i się nie ujawniał... Dla ostrożności...
-Dlaczego tak uważasz, czy masz jakieś obawy?- zapytał patrząc na moją poważną twarz.
-Cóż, obawiam się, że jego zaufanie w moim stosunku mogło się trochę zachwiać, wiesz sprawiłam mu trochę kłopotów, mimo że z jednej strony jestem teraz uważana za zbiegłego shinobi, to była to moja rola... Ale co jeśli, gdy spełniłam swoją misję to już nie jestem mu potrzebna i postanowi mnie wyeliminować by zapobiec przykładowemu buntowi, który mógłby zagrozić wiosce, bo przecież byłam zmuszona by wybić mój własny klan, to mógłby się spodziewać jakiejś zemsty z mojej strony...
-Shoi!- przerwał gwałtownie mój monolog, stając przede mną i kładąc ręce na moich ramionach, co spowodowało że zatrzymałam swoje kroki i skierowałam na niego moją zmartwioną twarz. Jego spojrzenie zmiękło na ten widok. -Słuchaj, jeśli chcesz by ufał tobie to ty musisz ufać jemu. Nie martw się, będę przy tobie i wszystko będzie w porządku.
-Ale ja nie chce żeby wiedział, że wciąż żyjesz! To będzie lepsze dla ciebie.
-Shoi jestem shinobi liścia, też chcę w końcu dostać jakąś misję i działać na rzecz wioski.
-Właśnie o to chodzi! Nie chcę byś się ujawniał, bo da ci jakąś misję i znowu będziemy musieli się rozdzielić, tak jak musiałam się rozdzielić z Itachim... Czy chciałbyś tego?- uniknęłam jego spojrzenia mówiąc to, lecz zdążyłam zauważyć jego lekki uśmiech na moje słowa.
Z chichotem przyciągnął mnie za talię do siebie w czułym uścisku. Przez chwilę przestałam oddychać. Po chwili bez słowa owinęłam ręce wokół jego szyi i oparłam głowę na jego ramieniu, czekając na to co powie.
-Oh Shoi, nie chcę się z tobą rozdzielić. Chcę wykonać każdą misję wspólnie z tobą i w porządku, skoro będziesz się czuć pewniej jeśli się nie ujawnię to niech tak będzie.- powiedział żartobliwie podnosząc mnie z ziemi i obkręcając wokół siebie by wywołać mój śmiech.
-Przestań baka!- krzyknęłam chichocząc.
-No to ruszamy w drogę, jesteśmy już blisko...
***
Docierając do małej polany schowanej w gęstym lesie kilka mil od Konohy ujrzałam po środku znajomą sylwetkę trzeciego.
-Hokage-sama.- przyklękłam na jednym kolanie, z szacunkiem, ze spuszczoną głową, po czym wstałam i przekazałam mu zwój z mapą i opisem kryjówek Orochimaru.
Otworzył zwój i przejrzał, kilka razy kiwając głową w zamyśleniu. Dyskretnie rzuciłam okiem na otoczenie szukając śladów jakiejś zasadzki i pozostając w gotowości, lecz będąc spokojną z myślą, że Shisui jest w pobliżu.
CZYTASZ
|Ano Baka!|
Fanfiction-I co o tym myślisz PARTNERZE? - zagaił Shisui, idąc ze mną w stronę dzielnicy Uchiha. -Do tej pory znosiłam twoje towarzystwo, ale teraz gdy będę cię widzieć codziennie, lepiej uważaj bo ci coś zrobię. - prychnęłam. -Aww ja już wiem że się cieszys...