Już od wieku jedenastu lat na dźwięk turkotu jadącego po torach pociągu oraz nieustających śmiechów i rozmów słyszalnych z przedziałów tuż obok, duszę Lily Evans przepełniała ekscytacja, poplątana z radością i przejęciem. Mimo półrocznej rozłąki z rodzicami, wręcz nie mogła nie czuć wypełniającej ją uciechy.
Ten rok był bez wątpienia inny.
Przeszedłszy przez barierkę pomiędzy peronami dziewiątym i dziesiątym, szesnastolatka skrzywiła się, słysząc panujący tutaj donośny i hałaśliwy gwar. Zacinające się kółka u wózka nie polepszyły sprawy, sprawiając, że humor dziewczyny starał się coraz bardziej parszywy.
Niewiele myśląc szarpnęła mocno za uchwyt wózka i poprowadziła go do odpowiedniego, wolnego przedziału. Była pewna, że ani Dorcas Meadowes, ani Marlene McKinnon nie były jeszcze na miejscu, nie starała się ich nawet szukać po przedziałach. Gdy się rozpakowała wyszła rozejrzeć się za nimi na peronie. Nie spieszyła się, została jeszcze godzina do odjazdu, choć równie dobrze mogło to być pięć minut, zważywszy jak dużo nastoletnich dzieci już wsiadało do pociągu.
Lily odetchnęła głęboko. Przebiegł ją dobrze znany jej dreszczyk emocji, choć nie ten sam co zawsze. Nie ten sam co przez ostatnie pięć lat.
Gryfonka wiedziała, że szósty rok w Hogwarcie będzie całkiem odmienny, nie wiedziała tylko, czy zmieni się na dobre, czy nie do końca. Pomimo, że podświadomie wmawiała sobie, że to drugie będzie bardziej realne, jej optymistyczna jak dotąd natura wolała nadal wierzyć w pierwszą opcję. Gdy jednak zauważyła wsiadającego do wagonu Severusa Snape'a, nawet ona stała się jakaś przygaszona.
Jej były przyjaciel należący do Slytherinu obdarzył ją przeszywającym spojrzeniem, w którym nie kryła się kpina, jak sądziła Lily. Chyba żałował, co zrobił rok temu, w piątej klasie, gdy nie wyraził się o niej pochlebnie lekko mówiąc. Nazwał ją szlamą. Choć przez całe wakacje Evans tęskniła za codziennymi pogawędkami ze starym przyjacielem jeszcze sprzed czasów szkoły, nie mogła patrząc na niego nie przypominać sobie stale, z jaką pogardą i obrzydzeniem wypowiedział wtedy to kategoryczne słowo. Nigdy mu tego nie wybaczy.
Jednak to właśnie przez niego ten rok będzie taki inny. To właśnie przez niego nie siedzi właśnie w obecności owego ślizgona i nie powtarza każdego zadanego zadania, przeprowadzając inteligentną rozmowę, czego nie mogła się spodziewać po towarzystwie Syriusza czy Pottera, którego nie znosiła za każdy czyn i za każde słowo. Nie wiedziała, jak zamierza przetrwać nowy rok w tym gronie.
- Evans!
Obróciła się jak poparzona, wyrywając się zarazem z rozmyślań o tej samej treści co codziennie. James Potter machał do niej jak opętany, biegnąc również w szaleńczym tempie, przez co Lily bała się, że nie wychamuje. Ten jednak zatrzymał się tuż przed nią, zziajany.
- Evans. Ach, Evans, mam coś naprawdę ważnego do powiedzenia...
- To mów - mruknęła nieco zirytowana, spodziewając się co zaraz nastąpi.
- Evans, umówisz się ze mną?
No tak. Trzyletni upór Pottera pozostał niezmienny, jakby po latach prób zbliżenia się do Lily nie zauważył, że szanse powodzenia jego działań są mniej niż zerowe.
- Spadaj Potter - wymamrotała rudowłosa. Wyminęła chłopaka, który stał w osłupieniu.
Oczywiście, James Potter nie robił sobie wielkich nadziei w związku z odpowiedzią dziewczyny (choć cotygodniowe listy wakacyjne dedykowane Lily, w które włożył całą swoją duszę powinny zmiękczyć jej serce). Jednak coś w nim pękło, widząc, że Lily nawet go nie skrzyczała, nie rzuciła się na niego z książkami z pasją zapaśnika, nie obrzuciła go nawet tym wściekłym spojrzeniem, które znał już tak dobrze.
CZYTASZ
Tylko W Ciemności Możesz Zobaczyć Gwiazdy (Jily)
Fiksi PenggemarLily, niegdyś odważna, pełna życia gryfonka, po utracie przyjaciela i atakach śmierciożerców staje się przygaszona. Stara się uporać z narastającym strachem o najbliższych, w czym pomagają jej pewni Huncwoci. Czy upora się ze swoimi zmartwieniami? C...