chapter five

314 30 15
                                    

-Często zabierasz ludzi na zaplecze? - Spytałem intuicyjnie, łapiąc się na głupim błędzie, dopiero gdy San zamarł w połowie nabierania mięsa. Jego oczy uniosły się szybciej, niż broda, co przyprawiło mu groźny wygląd, aż zadrżałem. Chciałem szybko przeprosić i wymigać z własnych słów, gdy on wyprostował się i uśmiechnął, przerywając moje niedoszłe tłumaczenia. 

-Nie. Zdarzyło mi się dwa razy, a w jednym mogę zaliczyć ciebie - Poczułem wstyd za śmiałość własnego pytania, jednak San nie wydawał się równie poruszony - Wooyoung, nie martw się, chcę być z tobą w pełni szczery. Zresztą powiem ci, jeśli poczuję się niewygodnie z pytaniem.

-O mój boże... aż tak łatwo jest ze mnie czytać? - Położyłem wierzch dłoni na własnym czole, zawiedziony sytuacją. Yeosang często narzekał, że zdradzam dużo emocji zwłaszcza wstyd i zażenowanie, ale znaliśmy się od lat... San zaś zaśmiał się uroczo, rozbawiony reakcją.

-Jak z otwartej książki... albo to tylko ja. Nie martw się, zabiorę twoje tajemnice do grobu - Puścił mi słodkie oczko, ponownie zapychając usta resztkami potrawy. Szczerze nie dowierzałem, jak szybko pochłonęliśmy cały zestaw - Jesteś uroczy.

-Jeśli chcesz żebym zawstydził się jeszcze bardziej, idzie ci to bardzo dobrze - Prychnąłem od niechcenia, obserwując, jak kelner zjawia się po raz kolejny, podając nam po kawie oraz dwóch rodzajach ciasta, żwawo zabierając zabrudzone naczynia. Na całe szczęście nie wydawał się już tak mocno zainteresowany zalecaniem się do mojego partnera.

-Ale tak słodko się rumienisz - Marudził, niemal w dąsach.

-Przyganiał kocioł garnkowi. Widziałeś swoje policzki? - Spytałem, obserwując drażliwie, jak staje się niesfornie naburmuszony, uwydatniając swoje jędrne wargi i ostrą, silną szczękę.

-To nie rumieniec! Ja jestem chory! - Tłumaczył się niezgrabnie, poruszając szerokimi ramionami w cnotliwym smutku.

-Tak, tak, a ja mieszkam w krainie czarów.

-Kraina czarów istnienie!

-Dobrze, duże dziecko, może być i tak - Prychnałem, obserwując, jak zajada się słodyczami. Czy on ma dziesięć żołądków?

-Nie jestem dzieckiem - Ponownie, zdecydowanie zbyt młodzieńczo wzruszył ramionami w naburmuszonym geście. Przewróciłem oczami, śmiejąc się z uroczego zachowania, a on pomimo dąsów, wydawał się zadowolony z przezwiska - Mogę cię podrzucić do domu? Robi się zimno i nie sądzę, żeby o tych godzinach było bezpiecznie na drodze - Szepnął w końcu po kilku sekundach spokojnej ciszy. Osłupiały spojrzałem za przestronne okno. Rzeczywiście zapadł już wzrok, na poniektórych krańcach szyby pojawiły się delikatne oznaki mrozu.

-Nie chce ci sprawiać kłopotu - Uśmiechnałem się miękko, kończąc własne ciastko. Nawet nie zdążyłem wyciągnąć portfelu, gdy kelner pojawił się na zawołanie, a San uregulował rachunek kolejnym, zdecydowanie zbyt dużym, zwojem gotówki - Mogłem zapłacić, wiesz? Przynajmniej tyle...

-Oj nie marudź już, duże dziecko, i pozwól, że cię podrzucę - Obserwował uważnie, kiedy zakładałem kurtkę i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że nie ma ze sobą nic, prócz obwisłego swetra.

-Nie mów, że wyjdziesz tak ubrany! - Spanikowałem, kiedy ruszył w stronę wyjścia. Chwyciłem jego dłoń, a stosunkowo duże palce wydały się niemal otępiałe, jedynie lekko drgając w reakcji na dotyk.

-Nie zaparkowałem daleko - Oświadczył miękko, nim jego cudowny uśmiech nabrał cienia chytrości - Czy ty się o mnie martwisz? - Poczułem, jak ciężka dłoń stopniowo zaciska się na mojej, tworząc niewielkie kółeczka na wierzchu mojej własnej.

Light Up The Dark // WoosanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz