ROZDZIAŁ 3

14K 611 134
                                    

MAYLA

Jesteś cholernie żałosna, Maylo.

Tego nawet nie da się opisać słowami. Jak mogłam chodzić w tej pieprzonej bluzie i nie domyślić się, do kogo należy? Pamiętam, jak Linda dała mi ją po pożegnalnej kolacji w ich ogrodzie. Upierałam się, że nie potrzebuję, ale zamilkłam, gdy przyjemny materiał dotknął mojej skóry. Pachniała tak wspaniale. Sądziłam, że należy do jej męża.

A teraz muszę trząść się z zimna.

— Mayla?

Unoszę spojrzenie na zaskoczoną twarz Ariany. Moja przyjaciółka nadal nie wierzy, że wróciłam, bo inaczej nie darłaby się na zatłoczonym dziedzińcu, zwracając na siebie niepotrzebną uwagę. Ruszam się w jej stronę i po drodze potykam się o własne nogi. Muszę oderwać się od myśli, bo doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak teraz wygląda moja twarz. Płonę krwistą czerwienią, a w oczy wkradł się strach zmieszany z zażenowaniem.

Chcę jak najszybciej zapomnieć, że miałam na sobie jego bluzę.

Uśmiecham się wymuszenie, bo za żadne skarby nie mam ochoty opowiadać o mojej drodze do szkoły Arianie.

— Na Facetime miałaś ciemniejsze włosy — mówię, zbliżając się do dziewczyny. — Rozjaśniałaś?

Ariana nie odpowiada. Zamiast tego rzuca się na mnie z otwartymi ramiona. Przyciska do siebie tak mocno, że w końcu wybucham cichym śmiechem. Odwzajemniam uścisk i odrywam się od niej, by spojrzeć w te same jasne oczy, za którymi tęskniłam w Kalifornii. Brakowało mi jej i do tej pory nie sądziłam, że aż tak bardzo. W nowej szkole nie miałam przyjaciół. Trzymałam się z boku i z całych sił próbowałam być niewidzialna. Byłam tak bardzo przerażona faktem, że w nowym życiu mogę wpaść na kogoś, kto będzie podobny do diabła. On stał się moją zmorą. Gdy już się uwolniłam od niego, on i tak nawiedzał mnie w myślach, nie pozwalając spokojnie żyć.

W tamtych chwilach potrzebowałam Ariany, ale wiedziałam, że częste rozmowy na Facetime przyczynią się do pytań o mój stan psychiczny.

W Kalifornii rzadko się uśmiechałam.

— No po prostu nie wierzę! — piszczy uradowana. — Ty na serio wróciłaś!

— No, wróciłam — odpowiadam, rozglądając się dookoła. — Tylko nie krzycz już tak, bo mamy widownię.

Tego chcę uniknąć najbardziej. Wzrok gapiów i niepotrzebne plotki to ostatnie, czego teraz potrzebuję. Nie mam ochoty słuchać szyderczych głosów za swoimi plecami, bo nadal jestem niewidzialna. Niech tak zostanie.

Zawsze byłam i zawsze będę niemal przezroczysta. Chodziłam po korytarzach tej piekielnej szkoły i chowałam się pod kapturami szerokich bluz, które miały ukryć moje dodatkowe kilogramy. Nikt nie zwracał na mnie uwagi i mogłam w spokoju skupić się na przetrwaniu kolejnego dnia. Teraz pragnę tego samego.

— Wybacz — mówi, ściszając głos. — Czekałam na to tak długo, że nie potrafię zapanować nad...

— Cześć.

Obracam głowę w lewo, spotykając szeroki uśmiech nieznanej mi dziewczyny. Gdyby nie ciemne włosy, byłaby prawie jak ja. Jej wzrost idealnie dorównuje mojemu, a łagodne rysy twarzy podpowiadają mi, że naprawdę chce się ze mną przywitać.

Co jest tu nowością.

— Hej — mówię zdezorientowana. — Chyba się nie znamy.

Zawsze staram się być uprzejma. Jeśli ona chce się przywitać, to nie odmówię. Nie będę jak te hieny, wpatrujące się w nas jak w wyrzutków. Wyciągam dłoń w jej stronę i czekam, aż ją uściśnie.

— To jest Elena — odzywa się Ariana. — Opowiadałam ci o niej.

Mój uśmiech powoli się rozszerza.

— Miło mi cię w końcu poznać — oznajmiam, czując, jak jej dłoń w końcu ściska moją. — Ariana faktycznie o tobie mówiła.

Wiem jedynie, że pojawiła się w naszym mieście niedawno. Dwa, może trzy miesiące temu. Przyjaciółka opowiadała mi, że nareszcie w szkole zawitała osoba warta uwagi. Podobno Elena jest taka jak my i tak samo nie cierpi ludzi, którzy właśnie zatrzymują się tylko po to, by na nas patrzeć.

W Silverdale nic się nie zmieniło.

— Mnie ciebie też miło poznać — odpowiada dziewczyna. — Ariana od tygodnia żyje tylko twoim powrotem, więc wybacz, jeśli gapię się za długo. — Parska cicho śmiechem. — Ale teraz w końcu mogę przekonać się na własne oczy, że naprawdę wyglądasz jak nasza trzecia siostra i...

Jej głos milknie, gdy wysoka postać pojawia się tuż za nią. Długie ramiona owijają się wokół małego ciała, pociągając ją do tyłu. Podążam wzrokiem wyżej, chcąc zobaczyć tego, który odciąga od nas Elenę.

Nieruchomieję momentalnie, a uśmiech znika z mojej twarzy. Sugestywnie wycofuję się na bezpieczną odległość.

Tylko nie oni...

Jeśli jest on, to reszta też gdzieś się tu kręci. Oni zawsze chodzą w grupie, jakby byli ze sobą sklejeni.

— Nie wiem czy muszę was przedstawiać — zaczyna Elena, wyswobadzając się z uchwytu mężczyzny. — Mayla, to jest mój chłopak Nathan.

Chłopak? Jej?

Czuję, jak robi mi się słabo.

Blake wyprostowuje się powoli, po czym opuszcza swoje spojrzenie na mnie.

— Chyba cię kojarzę — oznajmia Nathan głębokim głosem.

Cudownie...

— Ja... — jąkam się, zapominając nagle słów. Cofam się o kolejne kroki, bo wiem, że zaraz pojawi się reszta świty. — Ja jestem już spóźniona. Muszę lecieć.

Odchodzę. A tak naprawdę to biegnę. Wprost uciekam w kierunku głównego budynku szkoły. Być może robię z siebie idiotkę przed Eleną, ale to nie jest teraz największy problem.

Jeśli kolejny raz stanę naprzeciwko właściciela bluzy, w której spałam przez ostatnie dwa lata, to mój prawie spokojny poranek zamieni się w prawdziwy koszmar. Nie chcę żadnego z nich widzieć, a tym bardziej być w pobliżu. Gdy tylko zobaczę Aarona, wspomnienia powrócą. Dla mnie jest potworem i największym zagrożeniem.

— Mayla — szepcze Ariana, ruszając od razu za mną. — Nie musisz...

— Ari, ja ich znam — przerywam jej, nie zatrzymując się w drodze do głównego wejścia. — Wiesz, że jak pojawia się jeden, to za nim przychodzi reszta. Są jak wilki. Zawsze chodzą w stadzie.

— Teraz jest trochę inaczej — upiera się, zerkając nerwowo do tyłu. — Oni się zmienili, a na pewno Nathan.

To chyba jakiś żart.

— Nie wierzę w to. — Przechodzę przez metalowe drzwi i wchodzę na hol. — Żaden z nich nie zasługuje na choćby jedno spojrzenie. To, co robią, jest tak bardzo niesprawiedliwe — szepczę drżącym głosem, wpatrując się krótko w zmartwiony wzrok przyjaciółki. Przeciskam się przez tłum uczniów, a ona próbuje za mną nadążyć. — Aaron nie ma hamulców i bierze to, co chce. Maxim ćpa więcej niż dziwki na czerwonych ulicach, a Jason... — Milknę, po czym łapię delikatnie za ramię dziewczyny. Ciągnę ją w stronę szafki, która nadal powinna należeć do mnie. — Pamiętam, jak mi kiedyś powiedział, że takie grubaski jak ja nie mają szans na szczerość, bo każdy patrzy na nie z litości. A wiesz, jak nazywał mnie od siódmego roku życia?

— Tłuścioch.

Podskakuję nagle, zderzając się z czymś twardym i wysokim. Odrywam dłoń od Ariany i unoszę wzrok na kpiący uśmiech Haltona.

— Mayla, chodź — prosi przyjaciółka, szepcząc do mojego ucha.

Jednak ja stoję nieruchomo, obserwując tęczówki, w których zauważam ślady bursztynu.

Nienawidzę tego koloru.

The second devil - PREMIERA 6.02!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz