ROZDZIAŁ 4

13.5K 634 175
                                    


JASON

— Dziwnie jest patrzeć na puste miejsce — mówi Maxim, wypalając resztę blanta. — Jakby diabły upadły.

— Diabły nie upadają.

Oboje przenosimy wzrok na poważną twarz Nathana. Przyciska Elenę do swojego torsu, po czym znów wącha jej włosy jak jakiś psychol.

— Co? — pytam zdezorientowany.

— No diabły nie upadają — wyjaśnia, szczerząc się do nas. — Anioły upadają.

— Aniołka to ja potrzebuję — odpowiada mu Maxim, po czym klepie w moje plecy. — Co nie, stary?

Ja potrzebuję tylko, kurwa, snu.

Nie mogę normalnie funkcjonować, bo moje powieki same się zamykają. Udaję, że wszystko jest w porządku, bo nie chcę wracać do domu. Matka nadal będzie suszyć mi głowę o to, co powiedziałem rano. Oczami wyobraźni widzę, jak znów próbuje strzelić mi w ryj. Być może zasłużyłem, ale to nie oznacza, że chcę tego doświadczyć.

Opieram łokcie na szklanym blacie i schylam głowę. Staram się wyciszyć i skorzystać z chwili spokoju. Jednak debil siedzący obok mnie ma inne plany.

— A ta biała to kto?

— Jaka biała? — pyta Elena piskliwym głosem.

— No ta, która spierdoliła od was na dziedzińcu — odpowiada Maxim, sprawiając, że unoszę szybko głowę. — Nie zdążyłem się przywitać jak prawdziwy dżentelmen.

Jeszcze tego brakowało.

Nie mam zamiaru odciągać małolaty od napalonego Maxima, bo to mogłoby się źle skończyć. Całe szczęście, że ten palant nie pamięta jej z imprezy pożegnalnej Aarona. Był tak naćpany, że na początku nawet nie zauważył laski obciągającej Aaronowi.

— Ty nie jesteś dżentelmenem.

Parskam śmiechem na śmiałe słowa Eleny. Nauczyła się z nami żyć i zrozumiała, że na serio uważamy ją za część naszej popieprzonej rodziny. Nikt jej nie tknie, a każdy będzie chronił. Jest jedną z nas.

— Mógłbym pokazać ci jak bardzo...

— Dokończ, kurwa, to zdanie, a rozpierdolę ci ryj na ławce, na której siedzisz — przerywa mu Nathan, napinając ciało. — I to byłby ostatni raz, gdy cokolwiek powiedziałeś.

Z początku bawiło mnie, że straciliśmy jednego z diabłów. Nie ma już czwórki, której bał się każdy. Teraz zostałem tylko ja i Maxim, bo Nathan zdecydował się zeszmacić dla magicznej cipki Eleny, a Aaron wyjechał, nie czekając na nas. Opuścił Silvercity, czego mu w chuj zazdroszczę. Też czasami mam ochotę odciąć się od miasta, które ma w sobie tyle wspomnień.

— Spokojnie — odzywa się głośno Elena, po czym zeskakuje z kolan Nathana. — Idę do Ariany i Mayli. Widzimy się później.

Nie podoba mi się, że ona chce spędzać z nią czas.

To będzie oznaczało kłopoty, bo Elena kręci się wokół nas praktycznie cały dzień. Nathan trzyma ją przy sobie najdłużej jak tylko może. Dziewczyna chodzi tam, gdzie my, i już nawet imprezy w domu Aarona zmieniły swój cel. Kiedyś to były noce dla zabawy, używek i mnóstwa chętnych lasek. Teraz po prostu siedzimy razem i gapimy się na siebie.

I jeśli Elena pociągnie za sobą szare oczy, które potrafią wkurwić mnie zaledwie w ułamku sekundy, przysięgam, że kurwa oszaleję.

Ona nie może być częścią nas. Arianę akceptuję, bo Maxim polubił się z nią, jakby chciał ją przelecieć.

Ale Mayla Anders to już za dużo.

— Dobra, czyli ta biała to Mayla — mówi Maxim, gdy zostajemy sami. — Widzieliście ten zajebiście opalony brzuch? — Odchyla głowę do tyłu. — A tyłek ma jak dwie piłki.

Zabrałem jej bluzę, przez co teraz paraduje po tej pierdolonej szkole w krótkiej koszulce i obcisłych spodniach. Widać wszystko. Dosłownie, kurwa, wszystko.

Jędrne cycki, płaski brzuch i dupę, która odstaje, jakby życiowym celem dziewczyny było robienie przysiadów.

Nie tak miała wyglądać w mojej głowie.

Muszę przestać o tym myśleć, bo to właśnie ona przez ostatnie lata sprawiała, że krew w moich żyłach płonęła. Wkurwiałem się na sam widok jasnych włosów i równie bladych oczu. Wtargnęła w moje życie, ustawiając wszystko pod swoje dyktando. Ojciec nazywał ją promykiem, a mnie pomyłką. Chciała mojej uwagi, a zyskała pogardę, bo najbardziej bolała mnie świadomość tego, że moja matka woli spędzać czas z obcym dzieckiem niż z własnym synem.

Zabrała mi wszystko.

— Tyłek jak każdy inny — oznajmiam z obojętnością w głosie, przez co Blake obserwuje mnie dziwnie. — Zaruchać można coś bardziej ambitniejszego.

— To ty ruchaj te piszczące lale, które przyprowadza Maddox, a ja zajmę się...

— Nawet, kurwa, nie próbuj — przerywam mu trochę głośniej, niż planowałem, przez co na stołówce zapada nagle cisza. — Trzymaj fiuta z daleka.

Patrzę, jak Nathan pochyla się do przodu z szaleństwem wypisanym na twarzy, po czym wybucha gromkim śmiechem.

— Interesujące — odzywa się Blake.

Trzeba było trzymać gębę na kłódkę, idioto.

Podnoszę się z ławki, ignorując pytające spojrzenie Maxima. Nie zamierzam tłumaczyć się z tego, co właśnie powiedziałem, bo ja sam nie wiem, jak miałbym to wyjaśnić. Po co tak szybko zareagowałem? Przecież znam Vincentsa i takie teksty prosto z jego japy są na porządku dziennym. O Elenie przynajmniej raz dziennie mówi coś w tym stylu, tylko po to, by ponabijać się z Nathana. On już taki jest. Jego interesuje wszystko, co się rusza. Mayla zwróciła jego uwagę, bo zobaczył, że do niej podszedłem.

Lecz jeśli Maxim zainteresuje się nią za bardzo...

Ona nie może się do nas zbliżać, bo zostanie wtedy na dłużej.

— Ej, ale mam tylko fiuta trzymać z daleka czy palce mogę wpychać?! — krzyczy przyjaciel za moimi plecami, sprawiając, że przyspieszam.

Wypadam na prawie pusty korytarz i kieruję się prosto do wyjścia.

Ten dzień jest naprawdę chujowy i nie mogę wysiedzieć tu kolejnych godzin. Jedynym miejscem, w którym zdołam się ogarnąć, jest moja sypialnia. Tam będę mógł użalać się nad tym, jak wspaniale, kurwa, było, gdy ona wyjechała do tej jebanej Kalifornii. Byłem spokojniejszy.

Naciągam kaptur na głowę i wciskam dłonie w kieszenie bluzy, która już dawno temu powinna do mnie wrócić. Śmierdzi nią i pewnie powinienem najpierw ją wyprać, ale wiem, że nie zrobię tego. Będę robił z siebie debila, wdychając ten cholerny zapach. Wymijam kilku przestraszonych gówniarzy i idę w stronę głównych drzwi. Moja twarz wykrzywia się w naprawdę wielkim wkurwieniu, więc nie dziwię się ludziom, że sami schodzą mi z drogi. Nikt nie próbuje nawet obok mnie przejść. Rozchodzą się, jakby szedł pieprzony król. Unikają spojrzeń i starają się zachować spokój.

Bo jeśli ktoś podniesie mi ciśnienie, wtedy nie panuję nad tym, kogo życie obrócę w piekło.

— Mayla!

Zastygam nagle, słysząc jej imię. Tylko ona jedna takie ma w tej pojebanej budzie.

— Chris! — odkrzykuje, po czym rzuca się w ramiona chłopaka.

Podążam wzrokiem za piskliwym głosem.

Ona rzuca się, kurwa, w pierdolone ramiona Milesa.

Materiał bluzy zaraz pęknie, jeśli nie zacznę panować nad swoim napiętym ciałem.

— Mała, jak ja dawno cię nie widziałem — odzywa się frajer, kładąc dłonie na jej biodrach.

Odejdź, Jason. To ciebie nie dotyczy.

Ale ja nie odchodzę. Gapię się jak zahipnotyzowany na szerokie dłonie faceta, który zapewne nie przeżyje kolejnego dnia.

Upierdolę mu te łapy.

The second devil - PREMIERA 6.02!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz