Julie * 15*
Od mojej domiemanej adopcji minal rok. Moja matka probowala sie ze mna skontaktowac duzo razy. Ale ja naprawde nie chcialam jej widziec. Pojawila sie nagle w moim zyciu tak szbko jak odeszla. Pare razy widzialm jak mi sie przyglada przez szybe. Czy czulam cos wiecej? Tak, zlosc na matke za to ze mnie zostawila, za to ze spedzilam tutaj tyle czasu. Ale z drugiej strony to tutaj poznalam Theo'go ktory jest moim przyjacielem. Kilka dni po odwiedzianch moich rodzicow poszlam z theo do wesolego miasteczka. Ten chlopak jest niesamowity. Mimo ze jest 2 lata starszy odemnie zachowuje sie jak 5 letnie dziecko. Ciagle sie wygupialismy i jezdzilismy na roznych karuzelach. Bylam szczesliwa.
- Pacz Theo - wskazalm na kolo mlynskie - idziemy tam!
- Jak sobie zyczysz ksiezkniczko - uklonil sie elegancko, a ja parsknelam smiechem.
- Jestes gupi! - powiedzialam smiejac sie.
- I za to mnie kochasz - poruszyl zabawnie brwiami.
- Oczywiscie, chodzmy juz no - pociagnelam chlopaka w strone karuzeli.
- To bylo genialne - wykrzynal chlopak.
- Bo ja ta karuzele wybralam - wystawilam mu jezyk.
- Jasne, jasne - chlopak parychnal- idziemy na lody!
- Tak - odezwalam sie rownie entuzjaztycznie.
Po chiwli siedzielismy objadajac sie lodami.
- Wiesz co?
- Co ?
- Nie wygrales jeszcze dla mnie zabawki - oburzylam sie.
- co? - chlopak ze smiechu zachlysna sie lodami.
- No bo zawsze jak sie idzie do wesolego miasteczka to chlopak wygrywa pluszowego misia dla dziewczyny, a ty dla mnie nic nie wygrales! - wytlumaczylam chlopkowi.
- czyli jestes moja dziewczyna? - Zapytal zabawnie poruszajac brwami.
- Chcialbys - zasmialam sie, uderzajac chlopaka w ramie.
- Auc! To bolalo - oburzyl sie - chodzmy wygram dla ciebie tego misia.
Stalam przy budce i czekalam az Theo wygra misia. Po trzech celnych strzalach dostalam metrowego misia, ktorego musialam niesc az do sierocinca.
- Ej mowilam zebys wygral misia a nie niedzwiedzia - zasmialam sie.
- To masz specialanie teraz bedziesz nosic tego niedzwiedzia az do sierocinca - chlopak w rozbawieniu zmarszczyl czolo.
- Ale on jest ciezki - jeknelam, nie bylam wysoka osoba mialam zaledwie 160 i ten mis byl dla mnie ciezki. Nagle uslyszalam smiech chlopaka i bylam w powietrzu. Przezucil mnie przez ramie i zaczal isc dalej.
- Pusc mnie idioto - powiedzialam mniedzy smiechem.
- Nie, nie bedziesz juz mi marudzic - chlopak usmiechnal sie a w policzkach widnialy doleczki.
Przez cala droge smialam sie i machalam ludziom ktorzy dziwnie sie patrzyli na nastolaka niosiacego dziewczyne przez pol miasta. Bylam taka szczeliwa. Jednak gdy weszlam do pokoju zostalam zawolana do dyrektorki.
- Witaj Julie- przywitala mnie promiennym usmiechem - usiadz mam dla ciebie wiadomosc, zostajesz adoptowana, tym razem przez malzenstwo Alles.
- Naprawde? - cieszylam sie, wrescie bede miala swoj wlasny dom i rodzine, prawdziwa rodzine.
- Tak, oboje maja po 35 lat i nie maja swoich dzieci, jednak adoptuja jeszcze mlodszego chlopczyka. Rozprawa sadowa rozpocznie sie za tydzien. A jutro poznasz ich osobiscie.
- Dziekuje, naprawde sie ciesze. - usmiechnelam sie do kobiety.
Naprawde sie cieszylam do momentu w ktorym przypomnialam sobie o tym ze zostawie tutaj Thea i Ann, wszytkich, ktorych kocham. Wrocialm to pokoju, juz nie czulam sie tak szczesliwa. Balam sie nowego zycia, bez najblizszych mi osob. Rano zeszlam na spotkanie z moja przyszywana rodzina. Kobieta byla wysoka blondynka o niebieskich oczach ubrana w bardzo elegancki stroj. Mezczyzna mial okulary i czarny garnitur, brazowe wlosy lekko opadaly mu na twarz. Tworzyli idealna pare. Ich perfekcjonizm mnie przerazal.
- Dziendobry- wydukalam, czulam sie oniesmielona.
- Witaj Julie odezwala sie kobieta - Chcemy cie zadoptowac, ja nazywam sie Emily a to moj maz Matt. Mam nadzieje ze bedziemy jedna wielka rodzina, chcemy zadoptowac jeszcze Andy' ego nie bedzie ci to przeszkadzac?
- Nie, ciesze sie ze bede miec rowiesnika - odezwalam sie niepewnie.
- Dziekujemy - odezwal sie mezczyzna - Zapraszamy cie na obiad we wtorek zeby sie lepiej poznac i pokazac ci twoj pokoj a we piatek odbedzie sie rozprawa.
- Oczywiscie przyjde.
- Julie jesli chcesz mozesz juz isc a ja jeszcze porozmawiam z panstwem Alles.
- Dobrze, Dowidzenia - wyszlam cala w obawach z pokoju.
Balam sie tej adopcji, nie chcialam zostawiac przyjaciol. Ale to jest dla mnie szansa na lepsze zycie.
Zamyslenia wyrwal mnie czyis glos.
- Czesc, ksiezniczko porywam cie na plaze - wykrzyknal z entuzjazmem Theo.
- Jasne!
- Za 30 minut na dole - usmiechnal sie, a ja pobieglam sie spakowac. Wzielam recznik, ubralam stroj i wzielam najpotrzebiejsze rzeczy i zeszlam na dol.
- Gotowa?
- Tak - potwierdzilam.
- To idziemy - Chlopak zlapal mnie za reke i pociagnal w strone drzwi. Przez caly ten czas rozmawialismy o glupotach i smialismy sie do rozpuku. Bedzie mi brakowalo, tak bardzo go kocham. Wrocilismy do bidula o 20 zmeczeni ale szczesliwi. Nadal nie wiem jak udalo sie chlopakowi przekonac dyrektorke z zasady nigdy nie puszczala uczniow na plaze i pozwala byc im tak dlugo. Moze chciala umilic mi czas przed adopcja? Musze powiedziec o adopcji Theo' wi ale sie boje jego reakcji, nie chce go zostawiac.
~*~*~
- Julie - Ann wparowala do mojego pokoju wstwaj bo spoznisz sie do szkoly a pozniej masz spotkanie z rodzicami adopcyjnymi - to ostatnie powiedziala z smutkien w glosie.
- Czyli juz wiesz? - spytalam przecierajac oczy.
- Tak dyrektorka mnie poinformowala. Powiedzialas juz Theowi ?
- Jeszcze nie - odezwalam sie. - Boje sie go zostawic i ciebie, tak bardzo was kocham. Nie wiem czy to dobry pomysl ta cala adopcja.
- Nie wyglupiaj sie ! Dostalas druga szanse od zycia, musisz z niej skorzystac. Tam bedziezz miec lepsze zycie, zaczniesz wszystko od poczatku. - kobieta mowila a jej oczy wyrazaly smutek, bol , zal.
- Nie chce was zostawiac, ale chce zaczac nowe zycie.
Moje serce bylo tutaj nalezalo do osob z domu dziecka w glebi duszy nie chcialan ztad odchodzic. Ale musialam zaczac nowy rozdzial. Kolejna czesc histori.
- Ubierz sie i zejdz na sniadanie - Ann pocalowala mnie w czolo i wyszla z pokoju. Ubralam sie i zeszlam na stolowke. Ostatnia lekcja dluzyla sie niemilosiernie. Wkoncu gdy dobiegla konca zaczelam sie denerwowac jeszcze bardziej, serce bilo mi jakbym przebiegla maraton a rece drzalay ze zdenerwowoania.
- Dziendobry - odezwalam sie do Emily.
- Witaj Julie, chodz jedziemy na obiad, moj maz juz tam na nas czeka - poslala w moja strone umiech, ktory odzajemnilam. Balam sie ze bedzie niezrecznie nawet nie wiedzialm jak sie pomylilam. Przez cala droge do domu rozmawialismy o glupotach smialismy sie z malych rzeczy. Czulam sie jakbym znala ta kobiete caly swoje zycie. Pokochalam te malzenstwo, byli mili, mieli tyle milosci. Pokazali mi pokoj byl przesliczny i do tego bardzo duzy. Poczulam sie jak w prawdziwej rodzinie. Cieplo bijace od tego domu i do tego ta atmosfera tam panujaca idealnie sie komponowaly. Po 5 godzinach wrocilam do domu dziecka, szczesliwa. Wlasnie lapalam za klamke gdy uslyszalam glos Thea.
- Julie ! - biegl w moja strone, bardzo zdenerwowany - kiedy zamierzalas mi o tym powiedziec?
- O czym ?- zapytalam zszkowana jego pytaniem.
- O czym? - prychnal - o tym ze zostajesz adoptowana - krzyknal i wyrzucil rece w gore.
- Ja... ja - zaczelam sie jakac.
- Daruj sobie, chcialas wogole mi to powiedziec czy czekac az do rozprawy? - zapytal a w jego oczach widnialo rozczarowanie.
- O co ci chodzi co? - tego bylo za wiele - chcialam ci powiedziec, naprawde!
- O co? Ze moja przyjaciolka zostaje adoptowana a mi o tym nie mowi czy to jest wobec mnie fair ? - zapytal z jadem w glosie.
- To nie tak - bronilam sie.
- A jak ?
- Chcialm ci powiedze ale nie potrafilam!
- Daruj sobie, jestes smiesza - w jego glosie bylo slychac pogarde.
- Co? wiesz co wal sie, nie bede ci sie tlumaczyc, moze ja jestem smieszna ale mnie przynajmniej ktos chce a nie to co ty, ty zostaniesz tu juz na zawsze a ja mam szanse na normalne zycie! - wykrzyczalam w twarz chlopakowi i odrazu tego pozalowalam....
CZYTASZ
Life is unforeseen
Random17letnia dziewczyna wychowana w sierocincu, wykorzystywana przez rodzicow zastepczych, czy los da jej szanse na nowe lepsze zycie?