Rodzial 3

37 2 3
                                    

Julie * 14 lat*

Siedzie w tym sierocincu juz ponad 7 lat. Moja kochana mamusia mnie tutaj zostawila. Ha kochana yhm... Matka do dupy, najpierw dziecko zrobila a potem zostawila. Kariera jak zwykle wazniejsza.

A Ojciec? Nie znam go nic nie wiem o nim. Ann opowiedziala mi tylko tyle ze moja "ukochana" mama mnie tutaj zostawila by robic kariere. Dla mnie juz nic nie znaczy, na szczescie mam przyjaciela. Theo jest mi jak brat, ktorego nie mam chociaz skad mam wiedziec czy nie mam jeszcze rodzenstwa?

Ann stala sie dla mnie jak prawdziwa matka. Opiekowala sie mna i starala by bylo mi jak najlepiej i za to jej bardzo dziekuje. Powiedziala ze ma dla mnie niespodzianke, ciekawe jaka.

Nie lubie niespodzianek, chociaz nigdy ich nie dostawalam. W sierocincu, nikt sie toba tak bardzo nie przejmuje, masz przestrzegac zasad, uczyc sie i dziekowac za to ze tu jestes a nie na ulicy i tyle. Mam tutaj pokoj z dwoma innymi dziewczynami.

Szczerze ich nie cierpie zawsze cos do mnie maja, ze jestem za niska, za brzyda. Ugh. Wywrocilam oczami na kolejny komentarz w moja strone. Wisi mi to. Po szkole szybko szlam do sierocinca juz nie umialam sie doczekac na niespodzianke. Trzesly mi sie dlonie a cala sie denerwowalam gdy stanelam przed pokojem Ann. Wkoncu nacisnelam klamke i weszlam do srodka.

- Dziendobry - przywistalam sie z Ann i dyrektorem. Nasz dyrektor mial okolo 50 lat, mimo ze nie mial dzieci byl bardzo mily i wyrozumialy.
- Usiadz mamy dla ciebie wiadomość. Usiadlam na skorzanej kanapie naprzeciwko dyrektora.- Wiec.. Zostajesz adoptowana - Ann obdarowala mnie szczerym, pieknym usmiechem.

- Naprawde? - zaczelam skakac z radosci. Wreszcie sie stad wyrwie, zaczne nowe lepsze zycie.
- Tak, twoi adopcyjni rodzice przyjada jutro. Rzucialam sie usciskac dyrektora.
- Dziekuje, dziekuje - prawie ze krzyczalam. Dyrektor tylko sie zasmial na moja reakcje.

- Spakuj swoje rzeczy jutro zaczynasz nowe zycie - Ann usmiechnela sie do mnie slabo - Bedzie mi ciebie brakowalo.
- Mnie ciebie tez Ann, jestes najwazniejsza osoba w moim zyciu, dziekuje ci za wszystko- Mocno przytulilam Ann.
- No juz lec sie spakowac!
- Dowidzenia i jeszcze raz dziekuje.
Bylam taka szczesliwa, ogniki tanczyly w moich oczach, chcialo mi sie spiewac. Ej no dobra bez przesady... Postanowilam odnalesc Theo i mu o wszystkim powiedziec.

~*~*~

Theo

- Theo - uslyszalem za soba krzyk, oczywiscie julie, kochalem ta mala osobke. Miala 160cm wzrostu co sprawialo ze wygladala tak uroczo. Uroczo ? serio Theo ogarnij dupe.

- Hej ksiezkniczko, co tak skaczesz az do nieba - zasmialem sie na widok podekscytowanej Julie.
- Ej no! - dostalem w ramie, na co jeszcze bardziej sie zasmialem - Zostaje adoptowana!

Wykrzyczla z taka radoscia a mnie az zamurowalo. Co? Adoptowana...
- Nie cieszysz sie? - w jej oczach bylo widac zmieszanie.
- Oczywiscie ze sie ciesze to wspaniale, wzialem ja i zakrecilem wokol wlasniej osi. Tak milo bylo slyszec jej piekny smiech.

Czy na prawde sie cieszylem? Ani troche. Zostawia mnie tutaj w sierocincu a ona zaczyna nowe, lepsze zycie. Nie bylem zazdrosny poprostu kochalem ja i nie chcialem jej stracic a gdy zostanie adoptowana napewno sie tak stanie ale przeciez nie moge odbierac jej szczescia.

Szczescia, na ktore czekala ponad 7 lat. Ja juz pewnie tutaj zostane do skonczenia 18-stki. Jestem o 2 lata starszy nikt nie chce takich starych dzieci.
- Przydziesz mnie jutro pozegnac?- powiedziala ze nadzieja w glosie.
- Oczywiscie ksiezniczko dla ciebie wszystko. Pocalowala mnie w policzek i pobiegla do swojego pokoju, zapewne sie spakowac.

Chcialbym miec w koncu normalnie zycie, naprawde. Nikt oprocz mnie i dyrektora nie wiem dlaczego sie znalazlem w sierocincu nawet Julie. Ale za to wszyscy wiedza jak sie czulem gdy zostalem tu przywieziony. Bylem zarazem szczesliwy jak i zrozpaczony.
~*~
Julie

Pobieglam sie spakowac, jestem taka szczesliwa. Zycie normalnej nastolatki czeka. Imprezy, przyjaciele, randki juz nie umiem sie doczekac. Wkoncu dosc wysmiewania sie z barku rodziny, pieniedzy. Wolnosc, wolnosc..

Cala noc nie spalam bylam zbyt podekscytowana by zasnac. O 9 mieli przyjechac moi nowi rodzice i pokochac mnie jak wlasna corke.
Ubralam sie w czrna sukienke zeby zrobic dobre wrazenie i zeszlam na stolowke, nie potrafilam jednak niczego przeknac zoldek mialam zawiazany w supel.

Siedze u dyrektora w gabinecie za 5 minut spotkanie, sciskam dlon Thea tak bardzo sie boje.
Nagle do pomieszczenia wchodza... oni. Kobieta ok 35 lat, wysoka, szczupla brunetka. Za nia wchodzi mezczyzna ubrany w garnitur wzorostem przewyzsza zone.
- Prosze usiadzcie - dyrektor wskazuje dlonia na kanape.

- Witaj Julie - kobieta posyla mi szczery usmiech.
- Dziendobry.
- Jestem Diana a to moj mąż Adam.
- Nie... nie.. - Ann kreci przeczaco glowa.
A do mnie dopiero teraz dociera nasze podobienstwo. Ta kobieta wyglada tak samo jak ja brazowe wlosy i zielonopiwne oczy. Nazywa sie Diana jak moja matka. To nie moze byc prawda...

Life is unforeseenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz