***
Zaprowadziłem rannego prosto pod próg do jego mieszkania. Nikogo nie było w środku, by otworzyć nam drzwi, tak więc musiałem przeszukiwać mokre kieszenie poobijanego chłopaka, który teraz był ledwo przytomny, by znaleźć klucze. Za okienkami bloku było już ciemno i dalej lało, a jak można się domyślać, światło na klatce było w opłakanym stanie, dlatego ledwo co widziałem wśród tej ciemności. Mnóstwo czasu zleciało mi na przytarganiu tego tytana tutaj. Był ode mnie o wiele wyższy i o wiele cięższy. To była katorga ciągnąc go po schodach tak wysoko. Na dodatek jak można było się domyślać, cali byliśmy przemoknięci.
Na szczęście było już po wszystkim. Śmiało mogłem powiedzieć, że udało mi się spełnić zadanie. Teraz tylko pozostało wsadzić go do łóżka, nałożyć mu jakiś opatrunek, zażądać narkotyków i go zostawić. I tak już byłem martwy w domu. Zdecydowanie nie planowałem, by tak mi się to spotkanie przedłużyło. Już czułem w kieszeni swojego płaszcza, jak telefon wibruje parę razy. Teraz jednak nie miałem czasu tego odbierać.
Cały czas podtrzymując Sebastiana na swoim ramieniu, znalazłem w jego kieszeni klucz do mieszkania. W panującym mroku udało mi się trafić do dziurki w drzwiach i po jednym przekręceniu w odpowiednią stronę, znaleźliśmy się w środku. Chłopak, któremu pomagałem, w dalszym ciągu dyszał, nie potrafiąc unormować swojego oddechu. Mój płaszcz był już przez niego zakrwawiony i wilgotny, co było kolejnym powodem, od którego mnie zabiją w domu.
Przeszedłem wraz z nim przez próg, zamykając za sobą drzwi. Zdjąłem swój płaszcz oraz jego, zawieszając je na znajdujących się w przedpokoju wieszakach. Od razu po tym ruszyłem czym prędzej w stronę jego sypialni. Rany na jego twarzy w dalszym ciągu wyglądały paskudnie. Z jego nosa przez całą drogę kapała krew. Obawiałem się, że jak chłopak się położy, to się jeszcze tą krwią zakrztusi, tak więc kazałem mu na razie siedzieć na skraju łóżka z głową pochyloną w dół.
Łatwo znalazłem apteczkę pierwszej pomocy i wraz z nią pojawiłem się przed poszkodowanym, którego będę musiał opatrzeć. Uklęknąłem przed siedzącym chłopakiem i wacikiem z wodą utlenioną zacząłem czyścić jego zadrapania na twarzy, by nie wdała się do nich żadna groźna infekcja. Gdy tylko biały puch namoczony chemią dotknął jego ran, chłopak syknął i się spiął. Miałem świadomość, że to nie należy do najprzyjemniejszych odczuć, ale musiałem to zrobić.
Jako, że we wcześniejszej szkole uczęszczałem na profil biologiczno-chemiczny, tak też znałem jakieś tam podstawy ludzkiego organizmu. Potrafiłem sobie poradzić z dużą ilością krwi i wiedziałem mniej więcej co robić podczas pierwszej pomocy.
- Nie możesz pominąć tego kroku? Nic mi nie będzie jak parę kropel nie dotknie mojej skóry – prychnął pod nosem Sebastian, mocno zaciskając swoje dłonie na drewnianym oparciu łóżka.
- Nie mogę – odpowiedziałem od razu, najeżdżając na kolejne zadrapania na jego twarzy. Nastolatek chyba mocno tego nienawidził, bo nawet zamknął oczy i ścisnął zęby, byleby przemóc ból. Nie sądziłem, że tak go to będzie piec. Przecież to wcale nie było takie bolesne.
- I co... Będziesz tak teraz mnie opatrywać jak gdyby nigdy nic? Po tym jak nawet nie potrafiłem przynieść ci towaru? – spytał cicho, a jego ciało całe zadrżało, gdy tylko przyłożyłem wacik do jednej z większych ran.
- Będę... A co do towaru... Na pewno masz jakieś zapasy w swoim domu. Dasz mi je, gdy tylko skończę – oznajmiłem stanowczo, na co chłopak przede mną aż otworzył oczy i spojrzał na mnie dość surowo. Wiem, że ten został napadnięty i powinienem zostawić go w spokoju, ale bez narkotyków długo nie pociągnę. Lepiej żeby dostarczył mi je jak najszybciej.
CZYTASZ
Mój Narkotyk / yaoi
RomanceAdrian Róża to spokojny i ułożony syn bardzo wpływowego polityka PIS'u. Nikt z rodziny chłopaka jednak nie ma pojęcia, że ten tak naprawdę jest narkomanem z poważnymi problemami psychiki ludzkiej. Kupując narkotyki u nowego dilera chłopak nie zdaje...