15.

277 19 10
                                    



***


 



            Ledwo tydzień po naszej rozmowie o uczuciach, byłem zmuszony wyjechać do dziadków na przerwę świąteczną. Nie chciałem opuszczać Warszawy, jednak nie miałem żadnego wyboru. Byłem zmuszony się zgodzić, mimo iż w najmniejszym stopniu nie chciałem stawiać stopy w domu swoich staruszków. Zawsze truli mi głowę tym, że moje rodzeństwo wyrosło na coś porządnego i ja również powinienem taki się stać. Nienawidziłem takich gadek, tym bardziej dlatego, że nie miałem żadnych ambitnych planów na swoje życie.

A mógłbym teraz przyjemnie spędzić czas z Sebastianem.

Westchnąłem z udręki i wysiadłem za matką z drogiego auta. Przed moimi oczami ukazał się pokaźny dom, w którego wepchano mnóstwo pieniędzy. Był jednopiętrowy i miał ogromne okna, które o tej nocnej porze był już zasłonięte. Do dziadków jechało się około 4 godziny samochodem, więc nawet jeżeli teraz chciałbym wrócić, nie miałbym za bardzo jak. Mógłbym pociągiem, ale nienawidziłem transportów publicznych.

Niechętnie wyciągnąłem swoją walizkę z bagażnika i skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. W ten dzień starsi z rodziny nie torturowali mnie nużącą rozmową za długo. Spytali jak tam w szkole, jak mi minęła podróż, a następnie wskazali pokój, w którym miałem nocować parę dni. Jutro niestety nie będzie tak luźno. Będę musiał wysiedzieć całą kolację wigilijną z osobami, za którymi nie przepadałem. Szczególnie nie lubiłem tych od strony ojca. Wszyscy popierali PiS i za każdym razem przy wigilijnym stole wyzywali gejów i innych.

Po krótkim ataku kaszlu położyłem się plecami na łóżku i wyjąłem ze swojej kieszeni telefon, który był już bliski rozładowaniu się, gdyż większość swojej podróży z niego korzystałem. Wszedłem w kontakty i przyglądałem się chwilę jednemu numerowi, do którego chciałem bardzo zadzwonić. Było jednak już dość późno, więc się powstrzymałem. Kot z pewnością już spał...

Postanowiłem zrobić to samo i po krótkim prysznicu wsunąłem się pod kołdrę, dokładnie owinąłem i zasnąłem. Z samego rana cały dom był już żywy. Kobiety sprzątały w kuchni, gotowały i szykowały ogromny stół na kolację, a mężczyźni siedzieli na kanapie w salonie i głośno ze sobą rozmawiali, mając w tle włączony telewizor z kanałem TVP1.

- Adrian! Dawno się nie widzieliśmy! - wykrzyknął brat mojego ojca, gdy tylko już ubrany w eleganckie ubrania, znalazłem się w salonie, i ujął mnie ramieniem, mocno ściskając. Ledwo się powstrzymałem od wykrzywienia na twarzy i z drobnym, fałszywym uśmiechem przywitałem się. - Słyszałem, że ostatnio nie jesteś dla ojca powodem do dumy. Co się z tobą dzieje? Jesteś mądrym chłopakiem, przyłóż się, by coś z ciebie wyrosło! - dopowiedział entuzjastycznie, klepiąc mnie na tyle mocno po plecach, że zakaszlałem.

- Mm... Daję z siebie wszystko - odmruknąłem cicho, a uśmiech zszedł z mojej twarzy. Pozostał tylko mój przenikliwy wzrok, który ewidentnie wskazywał, że nie chcę dłużej prowadzić tej rozmowy. Wuj Wernon z nadwagą jednak wydawał się tego nie zauważyć i dalej ciągnął swoje.

- Gdybyś był moim synem, już dawno bym cię postawił do pionu. Nie przynoś swojemu ojcu wstydu. Już za dwa lata będzie startował w wyborach prezydenckich. Jego wizerunek musi być nieskazitelny - mówił. Tak właśnie wyglądała cała rodzina od strony mojego ojca.

- Ale nie jestem twoim synem - odrzekłem z irytacją. Za kogo on się uważał, by mi tak umniejszać? Gdybym był jego synem, już dawno uciekłbym z domu. Odtrąciłem jego rękę, która w dalszym ciągu spoczywała na moich plecach. - A teraz jeśli mi wybaczysz, pójdę się przywitać z pozostałymi.

Mój Narkotyk / yaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz