Część 5 Przygoda, nagroda i surowa kara cz. 3

203 9 0
                                    


- ... twoja skrajna nieodpowiedzialność i arogancja mogła być przyczyną twojej powolnej śmierci w Zakazanym Lesie – kontynuował swoją triadę wzburzony Snape. Choć prawdę mówiąc, wzburzony to było mało powiedziane. On był wściekły. Miotał się po komnacie, a z jego oczu wylatywały iskry furii -bądź wprost przeciwnie, mogłaś zostać rozszarpana jednym przeciągnięciem zębów. Czy naprawdę twa głupota jest tak promienista i nieskończona, że musiałaś SAMA, w środku nocy wałęsać się po jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc w całej Anglii?! Mało ci przygód?! Dodatku zabawiać z tymi zidiociałymi wieśniakami?!

- Nie nazywaj ich tak... - mruknęłam, siedząc z pochyloną głową w gabinecie ojca.

- A co, może jest inaczej?! – nachylił się na wysokości mojego ucha – Weasley! Wspaniała wręcz partia, gratuluję wprost wyboru, gdzie mam wysłać kondolencje! – kontynuował, drwiąc – już nie mówiąc nic o tej wielkim, durnym...

- Przestań! Przestań natychmiast obrażać moich przyjaciół! – wrzasnęłam.

Snape rzucił się do przodu, w moją stronę. Palce wbił w podłokietniki krzesła na którym siedziałam. Jego wzrok wyrażał istną chęć mordu.

- Przypomnieć ci... - zaczął szeptem – że Czarny Pan chce cię w swoich szeregach, chce cię, by mieć nas oboje i nie odpuści. Mógł równie dobrze zaatakować cię i skazać na skrajne tortury w tym lesie. I nikt by ci nie pomógł – jego słowa cięły powietrze. Ton jego głosu mroził krew w żyłach. Poczułam dreszcz zimna. Ojciec nareszcie się ode mnie odsunął. Nie mogłam spokojnie oddychać. Byłam przerażona tym, co się działo. Ojciec kiedyś mówił, że lord Voldemort, chciałby, żebym dołączyła do śmierciożerców, ale nigdy nie wydawało mi się to tak namacalne jak w tej chwili. Moje serce kołatało, jak przerażone pisklę. Otarłam łzy rękawem.

- Widzę, że mało ci zajęć, ale to się zmieni – mówił swoim zwykłym, głosem pozbawionym emocji, patrząc na mnie z góry - masz szlaban na miesiąc! A żeby Ci się nie nudziło – podszedł do regału i wyciągnął z niej opasłe tomisko. Rzucił je przede mną na biurko – strona 394 – polecił i stanął twarzą w stronę okna.

Niepewnie przesunęłam się na brzeg krzesła i otworzyłam księgę. Był to zbiór zaawansowanych, wykraczających poza podstawę programową dla siódmego roku. Byłam przyzwyczajona, że ojciec wymagał ode mnie więcej, ale gdy ujrzałam przepis na podanej stronie – zaniemówiłam.

- Sto – powiedział.

- Nie rozumiem – rzekłam nieśmiało.

- W czasie twojej kary uwarzysz sto kolejnych eliksirów zaczynając od tej strony.

- Ale to niemożliwe – krzyknęłam podrywając się z miejsca – mam też inne zajęcia niż te twoje eliksiry! – krzyknęłam zła.

- Właśnie byłem świadkiem – powiedział sucho.

- Nie zrobię ich tyle – sprzeciwiałam się.

- Zrobisz... Zrobisz, bo od teraz ciągle będę cię pilnował, a zaczynając od tego, że będziesz spać w jednej z moich komnat... - mówił, a ja usiadłam z wrażenia, robiąc wielkie oczy. „ No to moje pierwsze wielkie przyjaźnie poszły się j..." – pomyślałam i zakryłam oczy, by nie widział, że płaczę. 


***

Hej,

mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba! 

Zażalenia, skargi i wnioski w komentarzach (żeby choć 1 duszyczka się zdecydowała na Brodę Merlina).

Do następnego!

Córka Severusa SnapeaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz