Cynthia Havenbrow była wszystkim, o czym marzył Flawiusz, choć do idealnego wyglądu promowanego przez arystokratów brakowało jej wiele. Miała wściekle rude włosy, wyglądające jak sprężynki, które otaczały całą głowę i sięgały nieco poza jej ramiona. Jej twarz utkana była setkami piegów, których nigdy nie próbowała ukryć, przeciwnie - wydawała się być z nich dumna.
Dziewczyna nie miała pojęcia o swoim cichym adoratorze, bo ten, choć był z nią na roku, nawet spojrzeniami starał się nie zdradzić swoich uczuć. Przed rozmową z Emmettem nie dopuszczał nawet takiej możliwości, by jakkolwiek je jej okazać. Havenbrowowie może i byli rodziną czystej krwi, która podobno przyjechała do Anglii z jakiegoś innego zakątka świata wieki temu ze sporym majątkiem, jednak dawno zostali wykluczeni z elitarnej grupy najznamienitszych rodzin - za to, że nie bali zadawać się z tymi innego statusu krwi.
Trudny dla Flawiusza wieczór Cynthia spędzała w znacznie mniej sztywnych okolicznościach niż marzący o niej chłopak. Jej dwaj starsi bracia, starsza siostra i ona - najmłodsza z nich, jako jedyna bez drugiej połówki - siedzieli wspólnie przy kominku, rozmawiając o tym, co działo się w ich życiu.
- A co z tobą, Cynthie? - zapytała siostra dziewczyny, Cecile, siedząca w wygodnym, szarkłatnym fotelu przez to, że była brzemienna. - Zabiło ci już do kogoś serce? Nasi wspaniali bracia to tylko czekają, aż kogoś sobie znajdziesz, by móc go męczyć, skoro ja mam już męża...
- Wypraszam sobie, Cecile - wtrącił Victor, najstarszy z braci.
- Myśmy nikogo nie męczyli - dodał Vincent. - Upewnialiśmy się tylko, czy to dobry kandytat na męża. I okazało się, że tak, więc nie rozumiem, w czym problem.
Cynthia zaśmiała się cicho. Tak bardzo brakowało jej rodzeństwa, odkąd wszyscy poza nią nie mieszkali już w rodzinnym domu, że cieszyła się nawet, gdy się sprzeczali.
- Nikogo nie ma na horyzoncie jak na razie - przyznała niby z uśmiechem, a jednak trochę smutno. - Ale mam jeszcze trochę do końca szkoły, kto wie...
- Aj, na pewno masz adoratorów. Nie udawaj, siostra - wtrącił Victor.
- Dziękuję, że wierzysz w moją urodę, braciszku, ale naprawdę nie ma nikogo - przekonywała ruda, wzdychając. - Niewielu podobają się zresztą piegi, zwłaszcza takie, jak moje... Cecile się udało, że nie ma ich prawie wcale. No i jeszcze rude włosy...
Mówiąc to, Cynthia nie miała pojęcia, że był ktoś, kto i te piegi, i te włosy, i wiele innych aspektów jak nawet jej ruchy szczerze adorował, nawet jeśli nie powinien. Flawiusz wyobrażał je sobie, siedząc przy stole z inną damą, która, choć piękna i elegancka, nie była nią.
To była Florence Rosier, dziewczyna, która jak dla rodziców Flawiusza była dla niego idealną partią, a chłopak zdawał sobie sprawę, że któregoś dnia najprawdopodobniej zostanie jego żoną. Był z tym już nawet pogodzony... Dopóki Emmett kilkoma słowami nie namieszał mu w głowie.
Młodemu Malfoyowi coraz trudniej było zachować trzeźwy umysł przy stole, bo w myślach układał już list, który napisze swojej wybrance. Miał poza tym wiele dylematów - podpisać się? Pozostać anonimowym? Wręczyć jej go osobiście, przez kogoś, zwyczajnie sową? Czy wcześniej spróbować z nią porozmawiać? To dopiero było zajęcie na uroczystą kolację...
Emmett natomiast, po drugiej stronie stołu, z całych sił starał się sprawić wrażenie, że interesowała go rozmowa z Dellą. Ona chciała mówić tylko na tematy, które znał od dziecka, o których słyszał już tyle razy, że wychodziły mu bokiem. Na Merlina, był pewien, że rozmowa z pierwszą, lepszą służącą byłaby bardziej interesująca, bo one na pewno fascynowały się innymi rzeczami niż bogate damy. W pewnym momencie już zwyczajnie nie wytrzymał.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Oczywiście - odparła Della, uśmiechając się do niego zalotnie.
- Nie nudzi cię to? - zapytał wprost, przez co dziewczyna wyglądała na zupełnie zdezorientowaną.
- Co masz na myśli?
- To przyjęcie, ta rozmowa, to, że nie mówimy nawet o niczym ciekawym... - Westchnął. - Nie jesteś znudzona, naprawdę?
- Cóż, przyjęcia bywają czasem nużące, ale dziś jest naprawdę mi...
- Ja nie mówię o tym przyjęciu - przerwał jej, wzdychając. - Mówię w ogóle. To wszystko jest tak ohydnie sztywne, nudne i bezsensowne...
- Wiesz? Jak możesz tak mówić? To strasznie niegrzeczne - zapytała oburzona dziewczyna, a w Emmecie umarła ostatnia nadzieja na to, że być może jego rozmówczyni też chciała jakiejkolwiek zmiany czy odskoczni. Kolejny raz natrafiał jednak na, jak uważał, osobę kompletnie wypraną przez ten świat.
Wystarczyło kilka słów, by Della odeszła od Emmetta naskarżyć się swojej matce, a on już wiedział, że jego własna popadnie w furię - i miał to w nosie.
CZYTASZ
Ascendenci Magii
Fanfiction🧤 Zastanawiałeś się kiedyś, co było... Przedtem? Dziewiętnastowieczny Londyn był największym miastem świata. Miastem potęgi, stolicą Imperium Brytyjskiego, miejsca, nad którym nigdy nie zachodziło słońce. Rządy królowej Wiktorii to okres największe...