IX

922 172 16
                                    

Zgodnie z przewidywaniami Emmetta, następnego dnia jego matka ostatecznie dopadła go w domu i nie pozostawiła na nim suchej nitki. Nie powiedziała mu jednak niczego, o czym już nie słyszał; to, że był hańbą dla rodziny i wszelakie temu podobne wyrzuty już od dawna nie robiły na nim wrażenia.

- Emmett, kiedy ty wreszcie zrozumiesz, że to dla twojego dobra - ciągnęła sfrustrowana pani Wharflock, schodząc nieco z tonu, co dla chłopaka stanowiło jasny komunikat, że zbliżała się do końca swojej wypowiedzi.

- Gdyby to było dla mojego dobra, nie kazałabyś mi się żenić z przymusu - odparł jak gdyby nigdy nic, stojąc przy kuchennym blacie i nalewając sobie wina, które, jak uważał, bardzo przyda mu się po tamtym spotkaniu.

- Nie pleć głupstw - burknęła matka. - Życie to nie jest bajka, Emmett. A małżeństwo ma dać ci potomka i dobrą pozycję.

- Bo ty sobie tak wymyśliłaś. Ale, wyobraź sobie, mamy wolną wolę - rzucił chłopak, choć prędko tego pożałował, bo wiedział, że matka i tak nie zmieni zdania.

- Wpędzisz mnie do grobu, Emmett. - Pani Wharflock teatralnie złapała się za serce, jakby stan kawalerski jej syna był równie zabójczy, co nielegalnie rozprowadzane w Londynie leki. - Ja nie wiem, za co mnie los tak pokarał...

- No ciekawe - mruknął Emmett sam do siebie, by nie mogła go usłyszeć, a następnie wziął łyk wina.

Pani Wharflock pogderała jeszcze chwilę, aż wreszcie wyszła, twierdząc, że przynajmniej może zająć się przyszłością innych synów. Emmett rozumiał, że miała przez to na myśli, że zaręczyny Edgara się powiodły - czy też raczej ich aranżacja.

Zrobiło mu się szkoda najmłodszego brata, jednak nie miał pomysłu, jak mu pomóc. Edgar zawsze był najbardziej wycofany z całej ich rodziny i zawsze zdawał się po prostu przyjmować to, co mu dawano. Jacoba natomiast w ogóle nie żałował; on był przesiąknięty ideałami rodziców, poza tym był podobno najprzystojniejszy, więc znalezienie narzeczonej nie sprawiło mu żadnych problemów.

Emmett wypił całą lampkę wina, a następnie odstawił kieliszek na czarny blat, wzdychając głęboko.

Nie miał pomysłu na to, co ze sobą zrobić tamtego dnia. Mimo że nie musiał już unikać matki, a na zewnątrz zrobiło się jeszcze zimniej niż ostatnio, nie chciał siedzieć zamknięty w domu. Od razu pomyślał o tym, ze chciałby znowu odwiedzić Elise - kto by pomyślał, że Whitechapel, którym za dziecka go straszono, stanie się jednym z jego ulubionych miejsc? Obawiał się jednak, że jeśli będzie to robił zbyt często, ona uzna go za nachalnego, a przecież nie o to mu chodziło.

Z drugiej strony, mógł mieć wymówkę, że chciał się dowiedzieć, czy jego prezent dotarł.... Mimo że doskonale wiedział, że dotarł, bo przecież zabezpieczył go zaklęciami, by to sobie zapewnić. Inną wymówką mogło być też to, że zapytałby, czy się jej spodobało...

Rozważania Emmetta przerwało pukanie do głównych drzwi, które niezbyt mu się spodobało. Obawiał się, że to znowu jego matka lub tym razem Jacob z własnym wykładem, lecz z drugiej strony... Czy oni by pukali? Zapewne weszliby tam, jak do siebie.

Wziął głęboki wdech, a następnie podszedł do głównego wejścia, niepewny, kogo się spodziewać, ale w zasadzie było mu już wszystko jedno. Otworzył ciężkie, czarne drzwi sprawnym ruchem, a jego oczom nie ukazał się ani Jacob, ani pani Wharflock.

Stał przed nim czarnoskóry mężczyzna w jego wieku, ubrany w elegancki płaszcza i uśmiechający się od ucha do ucha.

- Wallace! - zawołał radośnie Emmett, uradowany widokiem znajomej i, co więcej, przyjaznej twarzy. Przywitali się z entuzjazmem z obu stron, po czym Wallace natychmiast został zaproszony do środka.

Ascendenci MagiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz