Elise została więc sama w izbie, nie wiedząc, co powinna czuć. W jej nienajedzonym brzucnu pojawił się ścisk, przez który znowu chciało się jej płakać. Wciąż pytała samą siebie, czy to do czegokolwiek prowadziło, czy miała się w ogóle czym ekscytować, nawet jeśli w głębi serca bardzo chciała. To niby nie było nic wielkiego, a dla nie jednak stanowiło coś zupełnie nowego, wręcz absurdalnego w jej życiu. Zazwyczaj jeśli spotykało ją coś niespodziewanego, to raczej było to przykre, dlatego i tym razem się tego obawiała.
Siedząc samotnie w zimnej izbie, nie była pewna, na co w ogóle czekała. Czy ten mężczyzna zamierzał naprawdę wrócić? A jeśli tak, to czego chciał? Otuliła się bardziej swoim znoszonym szalem, kręcąc głową sama do siebie. Tamtego dnia było jeszcze zimniej niż poprzedniego i to tym powinna się martwić, a nie jakimś nieznajomym...
I wreszcie wybrzmiało pukanie do drzwi, a ona o mało nie podskoczyła. Serce zaczęło walić jej jak młotem; potrzebowała chwili, by znaleźć w sobie odwagę na podniesienie się i otworzenie, a gdy już to zrobiła, złapała się za pierś.
To był on.
Emmett nie potrafił się nie uśmiechnąć, gdy drzwi ujawniły przed nim dziewczynę, którą spotkał poprzedniej nocy. W świetle dnia wyglądała jeszcze ładniej niż wcześniej, odstając zupełnie od swojego koszmarnego otoczenia.
- Miło cię znowu widzieć.
- To ty... Co cię tu sprowadza? - zapytała wprost, bo to męczyło ją, odkąd Gladys o nim wspomniała.
- Chciałem zwiedzić Whitechapel za dnia...
- Zwiedzić? - przerwała mu Elise, krzyżując ręce na piersi. - Tu nie ma co zwiedzać. Stąd trzeba uciekać - dodała, co było poniekąd testem. Zastanawiała się, czy łatwo go zniechęci, czy jednak naprawdę mu na tym zależało.
- Uwierz mi lub nie, ja uciekam z tej drugiej części Londynu, a tu nigdy nie bywałem - przekonywał Emmett, co szło mu całkiem łatwo, bo mówił prawdę. - A przyszedłem do ciebie, bo pomyślałem, że przyda mi się przewodnik.
- Przewodnik po Whitechapel? - powtórzyła z niedowierzaniem, choć z drugiej strony... Wiele razy słyszała o dziwnych pomysłach bogaczy. Może właśnie trafiła na jeden z nich?
- Oczywiście nie za darmo - ciągnął Emmett, który pamiętał tamtego dnia, by uzbroić się w mugolskie pieniądze. - Nie chcę za nic zabierać ci czasu.
I choć Elise na porządku dziennym brała pieniądze za swoje towarzystwo, przy tamtym mężczyźnie - który na pewno te pieniądze miał - poczuła się niezwykle głupio. Z jakiegoś powodu nie chciała wziąć nawet pensa, nawet jeśli wiedziała, że zaszkodziłaby tym tylko sobie.
- Nie no... To nie będzie nic wielkiego. Znam te ulice na pamięć.
- Czyli się zgadzasz? - zapytał podekscytowany. - Możemy ruszać?
Elise wciąż była jeszcze trochę oszołomiona, ale ostatecznie wzruszyła ramionami. Co jej szkodziło mieć choć chwilę urozmaicenia w życiu?
- Dobrze, chodźmy - powiedziała, a następnie sięgnęła po klucz, by zamknąć drzwi. Odwróciła się do niego tyłem, by to zrobić, gdy on odezwał się ponownie:
- Och, może... Może ubierz coś cieplejszego, dziś jest naprawdę zimno.
Chociaż Emmett zawarł w tych słowach tylko dobre intencje, nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo ją one zabolały. Jak mu wtedy wyjaśnić, że nawet jeśli chciała, to nie miała czego innego włożyć?
Elise nie patrzyła na niego, skupiona na kluczu i starała się przełknąć wstyd. Może jeśli przeczeka... Jeśli po prostu mu nie odpowie, to uniknie zupełnej kompromitacji.
CZYTASZ
Ascendenci Magii
Fiksi Penggemar🧤 Zastanawiałeś się kiedyś, co było... Przedtem? Dziewiętnastowieczny Londyn był największym miastem świata. Miastem potęgi, stolicą Imperium Brytyjskiego, miejsca, nad którym nigdy nie zachodziło słońce. Rządy królowej Wiktorii to okres największe...