CéliaPrzecierałam oczy ze zdumienia, by mieć pewność, że to nie moja fantazja bierze górę, a jawa, której tak bardzo pragnęłam. Wyłapywałam pojedyncze krople słonych łez, po czym zakrywając usta, zaczęłam głośno krzyczeć:
— Cristóbal!
Do sali natychmiast wpadło dwóch ochroniarzy, którzy zapewne wyobrażali sobie najgorsze.
— Wezwijcie lekarza – wrzasnęłam w ich stronę, a następnie położyłam dłoń na bladym policzku Cristóbala i wpatrując się w jego nieobecny wzrok, wyszeptałam stłumionym głosem: — jesteś.
Nie wiem, jak długo trwała ta sentymentalna chwila, ale napawałam się nią niesamowicie. Od tych marnych trzech tygodni to był pierwszy dzień, kiedy poczułam, że żyję. Nie mogłam opanować łez, które były oznaką wielkiego szczęścia. Mój Cristóbal. Żyje. Jest tutaj dla mnie, dla naszego dziecka.
Po chwili do sali wszedł lekarz wraz z dwoma pielęgniarkami. Spojrzał na mnie pytająco, ale nie odezwał się słowem. Miałam wrażenie, że gdzieś w myślach osądzał mnie, ale to może jest tylko moja chora paranoja. Odsunęłam się na bok, kiedy zaczął go badać, a gdy wypytywał o wydarzenia sprzed postrzału, nie dałam rady tego słuchać i wybiegłam z pokoju.
— Coś nie tak, pani Carrera? – zapytał jeden z ochroniarzy, ale nie miałam ochoty na rozmowę. Potrzebowałam pobyć sama.
Usiadłam na krześle pod oknem i bawiąc się nerwowo dłońmi, czekałam aż wyjdzie stamtąd lekarz. Denerwowałam się słysząc, jak z wielkim trudem odpowiadał mój mąż na pytania. Był taki słaby, a ja kompletnie nie wiedziałam, jak mam mu pomóc. Wówczas usłyszałam dobiegający z torebki dźwięk mojego telefonu. Wyciągnęłam komórkę, a na wyświetlaczu pojawił się numer mamy. Wahałam się czy powinnam odebrać, ale Gabriela Rojas to kobieta, która nie odpuszcza i jeśli jest już w Monte Carlo to zapewne zjawi się tutaj w ciągu kilku minut.
— Tak, mamo? – wybełkotałam, przykładając telefon do ucha.
— Właśnie wylądowałyśmy z Susi w Monako, gdzie jesteś? – wzięłam głęboki wdech, a w myślach szukałam szybkiej wymówki, by tutaj nie zawitała.
— Jestem zajęta, muszę kończyć... – rozłączyłam się, chowając telefon.
Nie mogłam jej okłamać, wmawiając, że błąkam się gdzieś po mieście w poszukiwaniu nowych sukienek, to byłoby mocno naciągane, a powiedzenie prawdy, że siedzę przy mężu równałoby się z jej obecnością, na którą nie miałam ochoty. Niecierpliwie spojrzałam na zegarek, minęło równe pół godziny. Do cholery, czemu to tak długo trwa? Czemu lekarz stamtąd nie wychodzi? Męczyły mnie te beznadziejne pytania i kiedy byłam już gotowa, by tam wparować, drzwi od sali otworzyły się.
— Pani Carrera! – przywołał mnie lekarz.
— Co z moim mężem? – nie czekałam, aż przemówi.
— Proszę przekonać męża, by został jeszcze pod obserwacją trzy góra cztery dni. Ledwo, co otworzył oczy, a już chce wracać do domu – na dźwięk tych słów, moje usta przybrały wielki uśmiech. Chciałam uściskać lekarza, ale jedyne na co się zdobyłam, to podanie mu ręki.
— Dziękuję za wszystko, ale chcę zabrać męża do domu.
— Nie wiem, kto jest bardziej nierozsądny on czy pani? – nie był zadowolony z mojego pomysłu, ale nie chcę, by Cristóbal leżał w tym miejscu kolejne dni. One i tak już nic nie zmienią, a w domu to ja się nim będę opiekować.
— Najwidoczniej oboje jesteśmy lekkomyślni – obdarowałam go uśmiechem, po czym weszłam do sali, w której leżał Cristóbal.
Zamknęłam za sobą drzwi, opierając się o nie. Wpatrywałam się w męża, leżącego bezwiednie na łóżku. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, od czego zacząć rozmowę. To trochę tak, jak pierwsze spotkanie z chłopakiem. Nasze stęsknione spojrzenia spotkały się ze sobą, a po dłuższej chwili tego melancholijnego wgapiania się zobaczyłam na jego twarzy delikatny uśmiech.
CZYTASZ
Adicción Mala - #DESEOOSCURO [ZAKOŃCZONE]
RomanceDRUGA CZĘŚĆ z serii #DESEOOSCURO, jest to kontynuacja książki Adicción Perfecta. Życie często weryfikuje nasze plany czy marzenia... pozbawia uczuć, dając gorzką lekcję pokory. Dla Céli wszystko co miało jakikolwiek związek z Cristóbalem przestało i...