Rozdział 52

8.7K 379 92
                                    




Cristóbal

Życie u boku Céli było moim marzeniem, czymś na co cierpliwie czekałem przez kilka lat. Pragnąłem jej, odkąd zobaczyłem w brązowych oczach tą nieprzeniknioną głębię, uwiodła mnie swoją naiwnością oraz delikatnością. Oddałem się całkowicie i pozwoliłem sobie na miłość. Uczucie, zawładnęło mną do takiego stopnia, że przestałem liczyć się sam ze sobą. Dawne priorytety szybko ustąpiły miejsca Céli. To ona jest najważniejsza, a przede wszystkim jej dobro oraz bezpieczeństwo. Dlatego to co zrobiłem, było skurwysyństwem.

Wchodząc do mieszkania Céli, dostałem smsa od brata. Ktoś ostrzelał nasz dom i zranił mocno Evę, przy tym zostawiając mi wiadomość, że było to tylko ostrzeżenie oraz że wkrótce zabije wszystkich, którzy cokolwiek dla mnie znaczą. Nawet nie musiałem zgadywać, kto za tym stał. Amelia Pavlova. Chciałem ją dorwać, ale w tej chwili to ona dorwała mnie. Wysłałem krótką informację do Mateo, że przebiegła Rosjanka chce zabawy w Monako. W minutę odpisał mi, że zaraz będzie po mnie. Jedyną osobą, która stała mi teraz na przeszkodzie była moja mała. Powiedzenie jej prawdy, równałoby się z tym, że wsiada za mną do samolotu. A ja nie zniósłbym tego, gdyby w jakiś sposób Amelia mogła jej zagrażać. Tyle już przeszła bólu i cierpienia, nie mógłbym narażać ją na to samo kolejny raz. Dlatego jedyną opcją, która przychodziła mi teraz do głowy było odsunięcie jej od siebie. Wiem, tak samo bolesne, ale to ból, który mija, którego czas leczy i po którym łatwiej się podnieść, niż po bólu związanym ze śmiercią bliskiej osoby.

Wykorzystałem Daniela do swojego planu. Choć nie ukrywam, że danie mu w mordę było mocno zasłużone. Pocałował moją żonę licząc, na coś, czego nigdy by od niej nie dostał.
Wspominałem słowa, które wtedy jej powiedziałem, to było najgorsze świństwo. Rano leżała w moich ramionach, wyznawałem miłość, po czym zadałem cios. Ciągle przed oczami mam jej zapłakaną twarz, kolejny raz okrywała się łzami przeze mnie. Jestem skończonym dupkiem, ale jak inaczej mam ją chronić?

Kiedy wyszedłem z mieszkania, przekazałem Mateo, że ma zabrać Célię do Argentyny. Co prawda, to miał być nasz zaległy miesiąc miodowy, ale kolejny raz muszę to przełożyć. Wsiadłem do swojego samochodu i nie oglądając się za siebie, ruszyłem w stronę lotniska.

Będąc już na płycie, zadzwonił do mnie Pablo, informując, że wylądowali razem z Susaną w Walencji. I to właśnie była jedyna dobra informacja na dzisiaj. Są bezpieczni. Wsadziłem ich do samolotu, którym razem z Célią polecą do Buenos Aires. Bracia Gonzalez zapewnią im wystarczające bezpieczeństwo, a odkąd pomściłem ich ojca są gotowi zrobić dla mnie naprawdę wiele i mogę im zaufać. Choć Pablo był wściekły na mnie, kiedy próbowałem go odsunąć od sprawy to wiem, że teraz jest jedyną osobą, na którą mogę liczyć. Wyjaśniłem mu całą sytuację z Célią, wręcz błagałem by zagrał w moją grę. Moja żona nie mogła się o niczym dowiedzieć, a na pewno już nie o tym, iż możliwe, że widzi mnie ostatni raz. Wyciągnąłem z portfela nasze zdjęcie ślubne, na którym napisałem do Céli kilka zdań. Miało to być pożegnanie, na które nie zdobyłem się twarzą w twarz. Przekazując bratu ten prezent dla żony, wsiadłem do samolotu.

Cały lot do Monako przesiedziałem wpatrując się tępo w telefon. Katowałem się myślami, czy postąpiłem właściwie. Jednak wspominając to jakie piekło wyrządził jej mój ojciec, upewniam się, że podjąłem słuszną decyzję. Tam będzie bezpieczna, z dala od tego gówna, które stale sprowadzam na nią.

Gdy tylko wylądowałem w Monte Carlo, natychmiast wsiadłem w podstawiony samochód i nie tracąc czasu udałem się do szpitala, w którym leżała Eva. Widząc mnie, na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. Mam wrażenie, że przykleiła go tylko dlatego, by nie okazać mi swojej słabości.

Adicción Mala - #DESEOOSCURO [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz