Jedenaście lat wcześniej
Moris, 9 lipca.Z daleka obserwowałem, jak Isolde wraz z rodzicami powoli oddala się od naszego domu. W żółtym świetle ulicznych lamp wydawało mi się, że jej włosy były ze szczerego złota.
Mama machnęła po raz ostatni pani Evolet i kazała mi oraz Prestonowi posprzątać zabawki z podwórka. Jęcząc cierpiętniczo, ślimaczym tempem ruszyliśmy w stronę piłek, które leżały w krzakach. Największa z nich - moja ulubiona piłka do kosza - wylądowała w wielkim różanym krzewie.
Isolde przez przypadek ją tam wrzuciła. Ale to nie było nic takiego.
Mama tego nie widziała, więc nikomu z nas się za to nie oberwało. Kobieta miała obsesję na punkcie swojego ogródka i jeśli ktoś, chociażby zbliżył się w jego stronę ze złymi zamiarami, mógł liczyć na niezły ochrzan.
Jeśli którykolwiek z tych chabazi ucierpiał, ty również ucierpiałeś.
Gdyby mama na następny dzień zobaczyła na "jej skarbach" jakieś uszkodzenie to wziąłbym to na siebie. Nie chciałem, żeby mama przez to znienawidziła Isolde. Polubiłem ją i chciałem, by się ze mną zaprzyjaźniła i częściej się tutaj pojawiała.
Była bardzo miła. Chociaż na samym początku widać było jej sceptyczne nastawienie do nas, to powoli zaczynała się do nas przekonywać. Byłem z tego niesamowicie zadowolony.
Czasami wydawało mi się, że nawet rodzice mieli nas dość.
Isolde wyglądała na zadowoloną.
Nie wiem dlaczego, ale od momentu, kiedy biegnąc razem z Prestonem, zauważyliśmy ją na tylnym siedzeniu auta jej ojca, automatycznie chciałem ją poznać. Jakaś, niezrozumiała dla mnie do tej pory energia przyciągała mnie do niej.
Była też o wiele mądrzejsza od dzieciaków w jej wieku. Nie zachowywała się jak rozpuszczony dzieciuch, jakim był mój rok młodszy brat. Mówiła z sensem, rzadko kiedy skupiała się typowo dziewczęcych sprawach, dzięki czemu nie wprowadzała nas w zakłopotanie i niezręczną ciszę. Ani ja, ani zresztą Toody nie znaliśmy się na lalkach, figurkach zwierzątek czy bajkach o wróżkach. Jednak z łatwością rozmawialiśmy o najprostszych rzeczach, które z pozoru wydawały się nie mieć większego sensu. A jednak dzięki niej miały.
Była też niesamowicie ładna. Przypominała mi jakąś miniaturową wersję księżniczki z jednej z bajek, które mama czytała nam przed snem, kiedy byliśmy trochę młodsi. Jej włosy przypominały te należące do Roszpunki - długie i w złocistym kolorze. Były zaplecione w dwa kucyki. W pewnym nawet momencie miałem nawet ochotę, by zerwać z grządki mamy kilka kwiatów i włożyć je za kolorowe gumki, które ściskały jej włosy. Wyglądałaby bardzo ładnie.
CZYTASZ
Zagadkowa trylogia: Trouble
RomansaMiasteczko Moris w stanie Kalifornia wydawało się ciche i niewinne. Wszystko zmieniło się, kiedy pod osłoną nocy po mieście zaczął grasować tajemniczy, niezostawiający po sobie żadnych znaczących śladów morderca. Szeryf wraz z detektywem stawali na...