Rozdział 23: nie na smyczy

207 13 12
                                    

Co ja uczyniłem...
Opuściłem bezwładnie ręce i poczułem jak całe moje ciało opada z sił lecz nie mogłem się przecież teraz poddać. W sercu słyszałem krzyczący płacz wojenny, który tylko mnie napędzał i determinował do działania. Popatrzyłem na Mikolsa i uścisnąłem jego dłoń uśmiechając się pod nosem, a wtem poczułem się...

Wolny.

- Mikols... Dziękuję. - szepnąłem. On odwzajemnił uśmiech.
- od tego są przyjaciele. - kiwnął głową, a tuż po tym obaj zwróciliśmy się do dymiącego Busza zaciskającego pięści.

Wtedy nasze oczy się spotkały po raz pierwszy od tak długiego czasu. Wiedziałem, że nie wybaczy mi za Kubira, czułem u niego frustrację, pamiętałem przez kogo tak na prawdę oni tu są. Chłód wiatru dotykającego skórę i muskujacego moje czarne włosy otaczały mnie z każdej strony, przeciąg który również tworzył przypominał mi o koszmarnym miejscu, w którym NIKT z nas nie powinien się tu znaleźć. Chłopak z czerwonymi ślepiami patrzył na mnie z grymasem na twarzy co było oczywiste.
Znałem te spojrzenie...

- bramka! - krzyknął zadowolony Kubir przybijając w powietrzu piątkę.
Odwróciłem się do Busza, by zobaczyć jego reakcje, a z jego twarzy odczytałem tylko złość.
- oj no weź, to tylko gra. - pocieszył go Mikols.

Jednakże chłopak spuścił głowę, zamknął oczy i rozluźnił dłonie przy tym wzdychając ciężko.
Nie wiem co pomyślał, ale za pewne nic dobrego.
- Angular! - nagle zawołał obcy mi głos.
Odwróciłem się i zobaczyłem mężczyznę ściskającego w ramionach oszołomionego mojego znajomego.
- KONIEC! - wrzasnął Herobrine po czym gestem dłoni w powietrzu wyrwał kawałek podłogi i rzucił prosto w stronę Napieraka i Mikolsa.
- NIE!! - krzyknąłem duetem z Buszem.

Nie mogłem tak stać!
Skupiłem się na chłopakach, a czas jakby zwolnił tempo, czułem że sekundy stają się minutami zaś ja poruszałem się jak dotychczas jakby żadna siła mnie nie obciążała. Czułem w środku przeznaczoną mi moc. Zacisnąłem zęby i zrobiłem to.
Na chwilę było ciemno. Przez parę chwil odzyskałem czucie, złapałem Mikolsa i Napieraka po czym znów niczego nie czułem w ciemnościach.
Było mi słabo... Wiedziałem, że leżę, słyszałem tylko nieznośny pisk w uszach oraz przebijające się zagłuszone krzyki i huki.
Udało mi się odzyskać wzrok, ale tylko całkowicie. Obraz był rozmazany...
Przez dłuższą chwilę nie mogłem ogarnąć co się wokół mnie dzieje gdy po chwili ktoś zaczął mnie szturchać i z czasem zacząłem odzyskiwać świadomość.
- Udało Ci się! Tobiasz uratowałeś nas! - krzyknął ucieszony Napierak.
- ale co? Co mi się udało? - spytałem.
- teleportowałeś się! - dokończył Mikols.

Teleportowałem?
Czyli...
Oznacza to... Że nie jestem połówką mojego ojca... Ale całą jej częścią.
Podniosłem wzrok do góry i ujrzałem Busza siłującego się z Herobrine'm zaś po chwili za nimi podbiegli do nas Angular no i jego kolega, którego nie mogłem skojarzyć.

Z perspektywy Mikolsa
~~~~~~~~~~

Przywędrowali do nas Rox i Angular.
- znam stąd bezpieczne wyjście! - oznajmił gość w okularach.
- czekaj! Chciałeś nas zabić! Czemu teraz mielibyśmy- Przerwał Napierak.
- bo Herobrine nie trzyma mnie na smyczy! Tak jak Tobiasza. - popatrzył na niego. - ej wszystko gra?
- gra, gra... Wynoście się stąd.
- a co z tobą? - podpytałem.
- ktoś musi zostać z Buszem! - warknął Toby.
- zaufaj mi, da sobie radę, a teraz zwijamy się, bo Twierdza się rozpada. - wyjaśnił na szybko Napierak.


Tobiasz widocznie zniechęcony pobiegł za nami prosto za Angularem prowadzącego nas do owego drugiego wyjścia. Miałem cichą nadzieję, że dołączy do nas za chwilę Busz, ale przecież wiedziałem, że dopóki jakoś nie powali największej legendy to go nie zobaczymy. Przede mną nagle pojawiało się jakieś światło, a tuż po tym jak trochę światło opadło zobaczyłem łąkę! Szybkim ruchem wybiegliśmy z tego przeklętego miejsca, oddaliliśmy się trochę i spojrzałem za siebie na ogromną Twierdzę, w której żeśmy błądzili nawet nie wiadomo ile.
- czekajcie gdzie Tobiasz? - zauważył Napierak.
Moje serce podskoczyło.
- nie ma go?! - podpytałem zdenerwowany.
- tam w wyjściu! - zawołał Rox.

Od razu skierowałem tamtędy wzrok a później dojrzałem Tobiasza niosącego na rękach... Kubira. W moim sercu poczułem ukłucie.
Najpierw Tobiasz teraz Kubir, cóż za nieszczęście.
- sorry... Nie mogłem go tak zostawić. Nie po tym co zrobiłem... - posmutaniał i położył przyjaciela na ziemię głaszcząc go po głowie wiedząc w środku, że już nigdy nie będzie z nim mógł porozmawiać.

To taki smutny widok. Widzisz swego przyjaciela martwego, a w głowie przypominasz se milion wspomnień, które razem przeżyliście, razem widzieliście w kłopoty, razem się wspieraliśmy, razem ratowaliśmy sobie skórę. Teraz kiedy nadeszła pora nieoczekiwanej rozłąki po prostu pęka Ci serce, bo wiesz, że już nigdy nie będziesz mógł z tą samą osobą przeżyć kolejnych chwil w życiu, wyobrażasz sobie scenariusze bez tej jednej osoby.
- nawet się nie pożegnaliśmy... - westchnął smutno Napierak.

Nagle jednak naszą chwilową ciszę przerwał donośny huk tuż obok nas. Odruchowo obejrzeliśmy się w stronę hałasu, a wtem zobaczyliśmy jak cała Twierdzą równa się z ziemią. Postanowiliśmy dla bezpieczeństwa odsunąć się większy kawałek od budowli. Tobiasz oczywiście znów wziął w ręce Kubira i powędrował z nami, a gdy już się zatrzymaliśmy myśląc, że jesteśmy bezpieczni, przeszła przeze mnie ta jedna myśl.
- tam został przecież Busz! - palnąłem się w czoło dłonią.
Ale wszyscy już wiedzieliśmy, że było już za późno by go z tamtąd wyciągnąć.

__________

Rozdział napisany 14 kawietnia i postanowiłam, że specjalnie dla tych, którzy nie będą mieli co robić na Wielkanoc no zajmą się czytaniem nowego rozdziału hehehe.
Już drugi jest w trakcie pisania :DD
~ TuAlaxis

Ty nie jesteś Tobiasz... | Ekipa Rapy | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz