Rozdział I

6K 91 142
                                    


❤️

Charakterystyczny trzask drzwi obiegł pusty parking oświetlony jedynie przez latarnię uliczną, stojącą kilka metrów dalej. Jej żółtawo–pomarańczowe światło dosięgnęło swą poświatą człowieka, który właśnie znalazł się za kierownicą pojazdu. Głośne westchnienie wydostało się z jego ust, a on sam oparł głowę o zagłówek fotela czarnej mazdy. Następnie jego dłoń skierowała się ku kieszeni, wyciągając z jej środka paczkę papierosów.

– Kurwa – wymruczał cicho, gdy poszukiwanie zapalniczki czy chociaż zapałek zaczęło przebiegać zbyt długo.

Bez wątpienia ów ochrypnięty głos należał do mężczyzny. Ani starego, ani młodego. Choć czy głos nie bywa zgubny w czasach, w których niemal wszystko jest inne niż wygląda, mimo że jest tak bardzo do siebie podobne?

Klatka piersiowa mężczyzny uniosła się i opadła gdy w jego ustach pojawił się podpalony już papieros. Głębokie zaciągniecie dało mu ukojenie, choć jak usilnie twierdził, że nie był nałogowcem, a nawet nie lubił palić. Ot, takie okazjonalne rozluźnienie.

Wyrzucił niedopałek do ukrytego w schowku pudełka, jakby chcąc ukryć przed sobą samym ten uciążliwy nałóg. A może nie przed sobą a przed kimś, kto również nie powinien o tym wiedzieć? Lub by chociaż stwarzać pozory.

Pedał gazu został wciśnięty za pośrednictwem jego buta, a on sam zręcznie wykręcił z pustego parkingu, na którym jedynym samochodem znajdującym się tam o tej porze był jego własny.

Ruszył przed siebie, ustawiając w radiu byle jaką stację. Nie lubił ciszy. Być może to przyzwyczajenie spowodowane pracą w ciągłym zgiełku i harmidrze? A może zwykły kaprys.

Nie zamierzał nad tym teraz rozmyślać.

Gdy stanął na światłach, rozejrzał się w poszukiwaniu butelki z wodą. Przeklął pod nosem gdy zdał sobie sprawę, że czteropak znajduje się w bagażniku. Niechętnie, lecz bez wahania sięgnął więc do siatki znajdującej się na przednim siedzeniu, wyciągając z jej wnętrza puszkę piwa. Nie było może wysokoprocentowe, jednak wciąż był to alkohol. Ten zdawał się tym jednak nie przejmować, przymknął oczy z niemałą ulgą gdy płyn zwilżył jego suche gardło.

Światło uliczne teraz dużo lepiej oświetlało jego sylwetkę. W samochodzie siedział dość wysoki, umięśniony mężczyzna o ciemniejszej, latynoskiej urodzie w czarnej koszulce idealnie opinającej jego umięśnione ramiona i barki. Włosy miał dość krótkie, zaczesane do tyłu i zadbany, lekki zarost.

Otworzył oczy, naciskając pedał gazu, gdy sygnalizacja zmieniła kolor na intensywną zieleń, która bardziej niż zwykle, irytująco raziła go w oczy.

Znów upił łyk, odstawiając puszkę na uchwyt, odnotowując w myślach, by wyrzucić ją zaraz po dojeździe do domu. Z wielu względów nauczył się już, że zostawienie jej na widoku w dodatku w aucie nie jest ani dobrym pomysłem, ani nie jest dobrze widziane. Zwłaszcza u policjanta reprezentującego prawo.

Uśmiechnął się na samą myśl.

Czasami wystarczyło być kimś, by nigdy nie być o coś podejrzewanym. Mimo to, ulice tak małego miasteczka widziały wszystko, a ich mieszkańcy, zwłaszcza Ci starsi. Jeszcze więcej...

***

Dwudziestosześcioletni pan Walker zaczynał coraz lepiej adaptować się do życia w miasteczku o powierzchni równie niewielkiej, co średni iloraz inteligencji jego mieszkańców.

Pan Walker... To zabawne, ale musiał przyznać, że sam zaczynał tak o sobie myśleć, powoli zapominając swoje prawdziwe imię. Słyszał je z rzadka, jedynie z ust swojego narzeczonego, czasami matki, dzwoniącej, żeby znów z lamentem załamywać ręce nad jego życiowymi wyborami.

Above The Law | SPANKING M/MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz