2. Mała kradzież

323 25 9
                                    

Albus miał już trochę tego dość. Minęło kilka dni odkąd rozpoczął się rok szkolny w Hogwarcie, a jego dziwne sny wciąż nie dawały mu spokoju. Poczucie dyskomfortu w miejscu w którym kiedyś czuł się tak bezpiecznie zdecydowanie mu się nie podobało.

Jego koledzy również zauważyli zmianę w jego zachowaniu. Elfias nieustannie wypytywał go o samopoczucie, ale gdy Dumbledore przestał odpowiadać zaczął jedynie rzucać w jego stronę zaniepokojone spojrzenia. To samo zachowanie zauważył u większości współlokatorów, również u tych z Durmstrangu.

Za to Gellert był inny. Sprawiał wrażenie jakby subtelnie unikał tego tematu. Zachowywał się jak gdyby nigdy nic, a gryfonowi to bardzo odpowiadało. Wolał unikać poruszania takich niewygodnych kwestii przy nim. Grindelwald miał dużo ciekawszych tematów do rozmowy, które mógł zaoferować. Chłopak za każdym razem słuchał go z wielką uważnością. Czuł, że mogą się od siebie nawzajem sporo nauczyć. To sprawiało, że chciał poznawać go coraz bardziej. Jedyne co mu przeszkadzało, ale jednocześnie bardziej przyciągało do blondyna, była otoczka tajemniczości, którą wokół siebie rozsiewał.

Dumbledore czuł, że został przez nią dopuszczony bardzo blisko, ale to naturalne, że chciał więcej. Pragnął ujrzeć jaki tak naprawdę jest czarodziej, który się za nią skrywa. Sprawiał on wrażenie wręcz nieskazitelnego lub chociażby doskonale ukrywał swoje słabości. Miał chęć odkryć je samemu i zadbać o to żeby reszta świata ich nie dostrzegła. Chronić go.

To było dość szokujące z jego strony, ponieważ początkowo czuł się dość onieśmielony w jego towarzystwie. Odkrycie, że są do siebie bardzo podobni na szczęście nie zajęło mu dużo czasu. Wtedy blondyn stał się kimś więcej, niż obiektem sczenięcego zauroczenia. Czuł między nimi nić porozumienia.

Z przemyśleń wyrwało go ciche skrzypnięcie. Delikatnie drgnął i spojrzał w miejsce z którego wydobył się odgłos. Nawet nie zauważył kiedy chłopak o którym tak dużo rozmyślał przysiadł się do niego.

— Dzień dobry, Albusie - skinął delikatnie głową.
Kasztanowowłosy odchrząknął i poprawił swoją szatę.
— Witaj, Gellercie. Twoich towarzyszy tu nie ma - uśmiechnął się łagodnie.
Blondyn lekko uniósł brew.
— To nie do nich przychodzę.
— Oh? W takim razie w czym mogę pomóc? - zmienił nieco swoją pozycję i oparł się o ramę łóżka.

Grindelwald bez słowa podarował mu nieco pomiętą kartkę, która za pewne była wyrwana z jakiegoś podręcznika. Nie do końca rozumiał co jest tam napisane, ponieważ nie było to w języku angielskim. Przez chwilę starał się wychwycić i zrozumieć niektóre słowa.
— Eliksir na sen bez snów? - spojrzał na niego pytająco.
— Obserwowałem cię od dłuższego czasu. Pomyślałem, że pomoże.

Dumbledore musiał przyznać, że zaskoczył go w tym momencie. Przez cały ten czas myślał, że chłopak nie zwracał na to większej uwagi, a nagle okazuje się, że po prostu próbował samodzielnie odkryć co działo się w jego głowie. Wydawało mu się to dość...fascynujące. Swego rodzaju troska. Cały Gellert, chyba zawsze musi po swojemu owijać w bawełnę.

Albus ponownie zamyślił się przez chwilę, tym razem w kwestii eliksiru. Racja, to mogło być pomocne w jego przypadku. Istniało jednak kilka przeciwwskazań.
— Doceniam ten pomysł, ale...ten eliksir raczej nie jest przeznaczony do używania go w każdą noc - uśmiechnął się pobłażliwie.
Wyższy przewrócił oczami i poprawił się na łóżku.

— Możemy wprowadzić drobne modyfikacje do jego składu. To nie będzie tak trudne...pracowałem nad tym gdy dopiero zacząłem eksperymentować z magią. Takie coś jest dla mnie dziecinnie proste, w dodatku mogę uczynić z niego eliksir, który będzie służył jedynie do powstrzymania snów.
— Doprawdy to jest godne podziwu, ale...może nie zapędzaj się tak?
Gellert spojrzał na niego wyzywającym spojrzeniem i przybliżył się do niego.
— Zapędzanie się to zdecydowanie moja specjalność, ale jak chcesz mój drogi. To i tak nie jest pokaz pełni moich zdolności - poprawił swoje rękawy i znów przeniósł wzrok na niższego.

— Na prawdę? To jaka jest pełnia twoich zdolności? - położył dłoń na jego ramieniu.
— Przekonasz sie w swoim czasie...- automatycznie przeniósł wzrok na rękę niższego.
Nie komentując tego gestu, wstał z łóżka. Jego towarzysz po chwili zrobił to samo.

Albus był naprawdę pod wrażeniem tego, że blondyn był tak dobrze zorientowany na terytorium Hogwartu. Nie jeden uczeń potrafił zgubić się w murach szkoły, a Grindelwald nawet nim nie był. Bez słowa szedł za nim, aż w końcu dotarli do docelowego miejsca. Spojrzał na niego bez przekonania.

— Wiesz, że złamiemy regulamin?
— Chyba tylko głupiec nie wiedziałby o tym, że kradzież w szkole jest zabroniona. Tak, zdaję sobie z tego sprawę.
Kasztanowłosy zmierzył go wzrokiem od góry do dołu.
— Na głupca mi nie wyglądasz, raczej prezentujesz się całkiem nieźle. To jaki jest plan?
Dostrzegł jak na ustach kolegi kwitnie zadziorny uśmiech. Wyglądał jakby kradzieże to był jego żywioł.

Wydawało mu się, że podczas tej całej operacji wszystko szło im jak po maśle, zachowywali minimalną rezerwę. Mimo podekscytowania musieli być ostrożni. Całe poczucie stabilności i bezpieczeństwa nagle rozbiło się na kilka części po tym jak usłyszeli krzyk. Bardzo znajomy dla Albusa odgłos.

— Tu jesteście! - wrzasnął zirytowany Aberforth.
Starszy z braci spojrzał z lekkim niepokojem na Gellerta. On za to zdawał się tego nie dostrzegać, jedynie obdarzył źródło ich problemów nieco znudzonym spojrzeniem.

— Mógłbyś nie wtrącać się w sprawy innych osób? - odrzekł spokojnym, lecz chłodnym tonem.
Zdenerwowany chłopak podszedł do nich bliżej.
— Nie dam się zastraszyć komuś takiemu jak ty. Ty i ta twoja banda powinna być wdzięczna za to, że w ogóle was tu przyjęlismy. Nie jesteście godni zaufania.
— Za to ty nie jesteś godzien w ogóle patrzeć na mnie. Z daleka czuć, że moje kompetencje zdecydowanie przekraczają to, co ty masz do zaoferowania. Dziwny z ciebie dzieciak - zbliżył się do młodszego bez chociażby mrugnięcia okiem.

Aberforth przeniósł wzrok na Albusa. Dostrzegł, że starszy przysłuchuje się ich kłótni próbując zachować neutralny wyraz twarzy. Nie do końca mu to wychodziło, widać juz było, ze nerwy robią swoje.
To wcale nie było tak, że oczekiwał obrony z jego strony. Przez lata przekonał się o tym, że choć są rodziną różnia się pod zbyt wieloma względami. Nie byli w stanie tego pogodzić, co w rezultacie skutkowało pokaźną ilością nierozwiązanych sporów między nimi. Mimo wszystko wolałby żeby Al chociażby odciągnął swojego nowego przyjaciela, który wyglądał jakby miał ochotę tu i teraz zarżnąć Aberfortha.

Mijał czas, a milczenie wciąż się przeciągało. Żadna ze stron nie odpowiadała. Po chwili jeden z nich w końcu odważył się położyć kres tej frustrującej ciszy.
— Mam gdzieś to, że chciałeś zabrać sobie jakieś składniki. Obchodzi mnie to, że ukradłeś mojego brata. Możesz mnie wyśmiać, ale mojej akceptacji nigdy nie otrzymacie. Matka się o tym dowie - odwrócił się w dość niegrzeczny sposób i zostawił ich tam.

Gellert popatrzył na kolegę pytającym spojrzeniem.
— Mówił tak jakbyśmy mieli zostać małżeństwem...- powiedział rozbawiony, lecz zrobił pauzę jakby zbierał myśli, ale w tym momencie został szybko uciszony.
— Same głupstwa. Ja...przepraszam za niego. Uroił coś sobie, chyba stęsknił się za kozami - wzdrygnął się na samą myśl ukochanych zwierząt brata.

Jego towarzysz z Dursmtrangu zaśmiał się cicho. Wcześniej nie miał okazji żeby słyszeć ten dźwięk często, dlatego nieco zbiło go to z tropu. Musiał jednak przyznać, że było to coś zdecydowanie przyjemnego dla jego uszu.

— Dobra, załatwmy tą sprawę szybko i znikamy.

~*~

ahoj, co u was? mialem lekkie opoznienie z tym rozdzialem, ale wszelkie zazalenia prosze skladac do rodzinnych obiadkow i mojego przyjaciela z ktorym spedzilem dzisiaj wiekszosc dnia w galerii. do tego jeszcze sprawdzian z matmy, wish me luck. mam nadzieje ze przynajmniej rozdzial wam sie spodobal, bedzie mi niezmiernie milo jesli zaglosujecie <3

mogę prosić do tańca? | grindeldoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz