– O Boże!
Fallon poderwała gwałtownie głowę na dźwięk pełnego oburzenia głosu przyjaciółki. Niefortunnie uderzyła skronią o stolik, obok którego właśnie klęczała, zbierając kawałki rozbitej filiżanki.
– Cholera – syknęła, rozmasowując obolałe miejsce i jednocześnie podnosząc wzrok.
Laura zajmowała miejsce za ladą, na blacie której spoczywało jedno z plotkarskich czasopism, jakie udało jej się wygrzebać z zagraconej szafki.
– Angelina Jolie i Brad Pitt wzięli rozwód? – Uniosła gazetę w dłoniach i marszcząc brwi, podsunęła ją pod własny nos.
Fallon wstała na równe nogi, otrzepała kurz z kolan i wrzuciła rozbitą filiżankę do ustawionego obok wejścia kosza. Potem zerknęła na przyjaciółkę i ruszając w jej kierunku, mruknęła:
– Jakieś sześć lat temu.
Laura odwróciła magazyn i spojrzała na widniejącą na nim datę, aby w końcu westchnąć ciężko i odłożyć gazetę. Gdy rozejrzała się po opustoszałym lokalu, jej wzrok tylko na moment zatrzymał się na szklanych drzwiach, rozciągającej się za nimi ulicy i ludziach, którzy w pośpiechu mijali cukiernię, zupełnie jakby budynek był niewidzialny.
– Jeżeli tak dalej pójdzie, zacznę przynosić ze sobą planszówki, żebyśmy miały jakieś zajęcie...
– Jeżeli tak dalej pójdzie – wtrąciła Fallon. – I ty, i ja stracimy pracę. Wiesz, że żadna z nas nie może sobie na to pozwolić.
– Jasne. Obie mamy dziecko na utrzymaniu.
– Lee...
– Wiesz, jakie mam zdanie o twoim bracie. Swoją drogą... Jestem ciekawa, który z nich pierwszy dorośnie. Noel, czy mój syn? Dla przypomnienia, Charlie ma cztery lata, twój brat niedługo skończy dwadzieścia.
– Chcę, żeby skupił się na studiach. – Dodała nieco ciszej: – Rodzice by tego chcieli.
Wyraz twarzy Laury odrobinę złagodniał.
– Zastanawiałaś się kiedyś, czego chcieliby dla ciebie?
– To...
– Nieistotne? – dokończyła z westchnieniem. – W porządku. Nie będę cię dłużej męczyć. Nie dzisiaj. Ale nie myśl sobie, że tak łatwo ci odpuszczę. – Zeszła ze stołka i związała rude włosy w wysoki kucyk na czubku głowy. – Muszę udekorować tort dla pani Rilley.
– Potrzebujesz pomocy?
– Nie. Poradzę sobie. Zresztą... Wygląda na to, że masz klienta – rzuciła, zanim jej kolorowy sweter zniknął w ciemnościach zaplecza, gdzie mieściła się chłodnia do wypieków.
Dzwonek, który wisiał nad drzwiami, zabrzęczał, powiadamiając o przybyciu nowego klienta. Pierwszego od blisko trzech godzin.
Fallon stanęła za ladą, poprawiła materiał czarnej spódniczki i uniosła głowę, przywołując na twarz lekki uśmiech.
W wejściu do cukierni pojawił się wysoki mężczyzna o długich, brązowych włosach, których końce muskały materiał zielonego płaszcza, jaki okrywał jego ramiona. Mógł mieć nie więcej niż trzydzieści kilka lat, choć gdy się uśmiechnął, jego twarz nagle zdawała się niemal dziecięca.
– Dzień dobry. W czym mogę panu...
– Fallon. – Wypowiedział jej imię, zatrzymując się po drugiej stronie blatu.