Dni mijały, Kamila i Daniel całe dnie spędzali na zabawie. Czasem wychodzili do lasu, lecz nie zapuszczali się aż tak daleko, by spotkać się ze znajomą zjawą. No cóż... Szkoła robiła swoje...
Wreszcie przyszedł upragniony piątek, ostatnia lekcja - historia. No dobrze, dzieci nieco się nudziły, bo pani co rusz biegała po szkole i załatwiała różne sprawy związane ze zbliżającym się konkursem historycznym, więc Cas i Kami mieli wolną lekcję. Traf chciał, że wylądowali w tej samej klasie.
- Idziemy dzisiaj po szkole do tych dzieci z bagien? - Szepnęła Kamila.
- Jasne. - Odparł chłopiec. - Cały tydzień mamy spokój ze sprawdzianami i kartkówkami, więc możemy się rozerwać przez weekend. - Stwierdził, uważnie studiując kopię mapy, którą miał ze sobą. Znalazł ją całkiem przypadkiem, gdy szukał drugiego śniadania na przerwie. Nie pamiętał, żeby brał ją ze sobą, ale koniec końców ucieszył się, bo mógł dzięki niej jakoś kreatywnie spędzić luźną lekcję.
- Gdzie idziemy dzisiaj? - Szepnęła znów Kamila. Daniel zastanowił się chwilę.
- Zastanawiam się, czy nie iść do tego dziwnego miejsca z rysunkiem kota i podpisem ,,ZDP". - Rzucił cicho. - Ciekawi mnie co tam jest.
- Może spytamy tego blondyna, którego ostatnio spotkaliśmy na bagnach? - Zasugerowała. Korzystając z nieobecności nauczycielki wyciągnęła paczkę żelek. - Chcesz? - Spytała wyciągając słodycze w jego stronę. Chłopak skinął głową i wziął jednego.
- Nie wiem czy to taki dobry pomysł... Nie wyglądał na specjalnie zadowolonego, kiedy tam poszliśmy, pamiętasz?
- Tak... - Przyznała smutno.---
Cas podskoczył lekko na głośny dźwięk dzwonka. Zgarnął plecak, uprzednio wyciągając z niego kluczyk do szafki, po czym razem z Kamilą pognali na parter. Dopadli do szafek, przebrali się szybko i ruszyli do domu.
Tradycyjnie, szli razem. Przecież byli sąsiadami. Drogę umilali sobie rozmową i żelkami.
- Uwielbiam te jabłkowe! - Zachwycała się dziewczynka. - Są pycha! - Dodała przymykając oczy z przyjemności.
- Ja lubię wszystkie. - Chłopak wzruszył ramionami. - Ważne, że są owocowe. - Dodał i puścił jej oczko.Rozmawiało im się tak przyjemnie, że nie zauważyli gdy dotarli do domu Daniela.
- To co, idziemy się przebrać, a potem na przygodę? - Zagaił gdy już się żegnali.
- Tak jest, Casus! - Zaśmiała się Kami, przywołując jego przezwisko oznaczające słowo ,,przygoda". Pomachała mu i pobiegła do siebie, zaledwie paręnaście metrów dalej.Daniel szybko przebrał się, zapakował parę kanapek do plecaka, butelkę wody, dwie paczki chusteczek i mapę. Ubrał się i wyszedł, uprzednio żegnając się z rodzicami. Powiedział im, że idzie pobawić się z Kamilą. Poniekąd nie kłamał.
---
Spotkali się pod domem dziewczynki i ramię w ramię ruszyli przed siebie. Drogę znali już w zasadzie na pamięć, więc nie przejmowali się tak bardzo rozglądaniem na boki. I to właśnie był ich błąd.
Poczuł tylko jak ktoś łapie go za plecak.
- U, a co my tu mamy? - Do jego uszu dotarł śmiech. Dobrze go znał... Wykorzystał to, że napastnik podniósł go nieco nad ziemię. Wyczuł odpowiedni moment i z całej siły kopnął go w kolano. Usłyszał tylko okrzyk bólu, a potem poczuł, że spada na ziemię.Wyminął napastników i łapiąc przyjaciółkę za rękę pobiegł przed siebie.
- W nogi! - Krzyknął jeszcze, żeby przywołać ją na ziemię. Kamila pobiegła za nim.
- Gonić ich! - Dzieci przyspieszyły. Nie miały jak dotrzeć do domów - musiałyby zawrócić. A to nie wchodziło w grę.
- Biegiem! Lecimy na bagna! - Zdecydował chłopiec i puścił rękę koleżanki. Ufał jej. Na pewno nadąży. Poza tym, gdyby straciła rytm i przewróciła się albo zwolniła, pociągnęłaby za sobą też jego. A to mogło skończyć się fatalnie.---
Cas cieszył się bardzo, że lubił dobry wysiłek fizyczny. Biegli dobre kilkanaście minut, ale oprócz lekkiej zadyszki był cały i zdrowy.
- Cas, nie mogę już! - Wydyszała za nim Kamila, która najwyraźniej miała słabszą kondycję.
- Nie poddawaj się! Damy radę! Jeszcze trochę! - Próbował ją motywować. Paradoksalnie, jego też podnosiło to na duchu.Za sobą nadal słyszeli złowrogie szuranie ściółki.
Chłopiec zamiast skierować się na polankę ze znajomym dębem postanowił skrócić drogę i przedzierając się przez las dobiec do bagien.- RUSZCIE SIĘ! - Usłyszeli wściekły krzyk z tyłu i ruszyli jeszcze szybciej. Najwyraźniej goniący ich uczniowie byli za wolni, żeby ich dopaść... A przynajmniej na razie...
Chłopiec wypadł na polankę otaczającą bagna. Nie tracąc prędkości zrobił pierwsze, co przyszło mu do głowy. Ruszył na most.
Gdy stanęli na wysepce dotarło do nich jak tragiczna była ich decyzja. Rozglądali się wokół w poszukiwaniu jakiejkolwiek drogi ucieczki. Jedyną opcją było wskoczenie do zimnej, zielonej wody. Może by im się udało... Chociaż z drugiej strony... Cas nie był pewien, czy był aż tak dobrym pływakiem... I szczerze mówiąc, nie chciał tego sprawdzać.Ich prześladowcy ruszyli na nich. Zgrabnie niczym sarenki przeskoczyli dziurę w moście, a następnie stanęli na przeciwko nich. Daniel odruchowo lekko ugiął nogi. Zaraz jednak przypomniał sobie, że nie jest sam.
- No! - Zaczął przywódca grupki, która na nich napadła. - Pobiegaliśmy sobie, więc możemy teraz przejść do interesów, co? - Zagaił. Był lekko zdyszany, ale dobrze się trzymał.Wysepka była malutka. Mieścił się na niej jeden drewniany namiocik, więc kumple napastnika stali tuż przy tafli wody.
- No, dawajcie co tam macie. - Zarządził wyciągając przed siebie dłoń. Właśnie w tej chwili usłyszeli urwany krzyk. Jak na komendę odwrócili się by zlokalizować źródło dźwięku. Okazał się nim być jeden z kumpli napastnika. Był właśnie wciągany w zzieleniałą, cuchnącą wodę. Wszystkich zamurowało do tego stopnia, że nie zareagowali nawet gdy chłopak cały zniknął pod powierzchnią. Cas zadrżał wyobrażając sobie zimną, kleistą maź oblepiającą całe jego ciało.
- CO JEST?! - Wydarł się kolejny napastnik. Ktoś złapał go za nogę i właśnie był w trakcie wciągania go do wody. Kamila zauważyła jak kolor twarzy ich przeciwnika zmienia się na kredowobiały. Gwoździem do trumny była wysoka, ciemna postać, która nagle stanęła na krawędzi wysepki.
- Wynocha. - Warknął. - To jest nasza ziemia. - Dodał niskim głosem. Daniel poczuł ciarki na plecach.
- J-już! - Zająknął się napastnik, po czym przeskoczył przez most i rzucił się do ucieczki.
- Czego od was chcieli? - Spytał znajomy blondyn.
- Chyba nas okraść. - Daniel wzruszył ramionami. W grupie poczuł się pewniej. Blondyn i jego koledzy byli znacznie silniejsi, starsi i więksi.
- Debile. - Chłopak splunął pod nogi.
- Co to znaczy? - Spytała Kamila.
- Nic, co powinniście znać. - Blondyn uśmiechnął się do niej i zmierzwił jej włosy dłonią.***
Szczęśliwej Wielkanocy!
Do przeczytania,
- HareHeart
![](https://img.wattpad.com/cover/292739162-288-k178257.jpg)
CZYTASZ
Gdyby drzewa mogły mówić...
Tiểu Thuyết ChungKrótka opowiastka inspirowana ,,Glorią Victis" Elizy Orzeszkowej oraz tematem zadanym przez moją polonistkę, którą serdecznie pozdrawiam i dziękuję za pomysł. Nie chcę zamieszczać tu jakiegoś wielkiego opisu, bo chcę, żeby książka była niespodzianką...