Jako pięcioletnia dziewczynka Violet uwielbiała wszystko, co różowe. W posiadłości, położonej w jednej z najbogatszych dzielnic na obrzeżach Nowego Jorku, miała piękny pokój urządzony według planów najwyższej klasy projektanta, łudząco przypominający wnętrze pałacyku małej księżniczki.
Jego okna były skierowane na południową część podwórka. Miała z nich widok na zadbany ogród z milionem różnego rodzaju kwiatów, krzewów i drzew. Wysypaną kamieniem alejką mogła dojść do niewielkiej, białej altany, pod której dachem jej ojciec zawiesił piękną huśtawkę. W upalne dni dziewczynka uwielbiała przesiadywać na niej wraz z mamą i oddawać się wspólnym pogawędkom i zabawom.
Przez pierwsze lata życia małej Violet niczego nie brakowało. Odkąd pamiętała, rodzice spełniali każde jej marzenie, każdą jedną zachciankę, rozpieszczając ją do granic możliwości. Pokładali w niej wielkie nadzieje, była ich jedynym potomkiem, oczkiem w głowie i najcenniejszym skarbem.
Miała najdroższe ubranka, coroczne wakacje w luksusowych kurortach, wszelkiego rodzaju zabawki, o których inne dzieci w jej wieku mogły jedynie pomarzyć, a także to, co najbardziej kochała i za co była im bezgranicznie wdzięczna – lekcje gry na fortepianie.
Wszystko to dawało Violet poczucie bezpieczeństwa i nigdy, nawet przez moment, nie przeszło jej przez myśl, że coś mogłoby pójść nie tak.
Do czasu.
Edward, ojciec Violet, szanowany biznesmen, właściciel holdingu finansowego cieszącego się uznaniem wśród mieszkańców Nowego Jorku, był idealnym przykładem głowy rodziny.
Elizabeth, matce Violet, również nie można było odmówić klasy. Szczupła, zawsze zadbana i uśmiechnięta od ucha do ucha, trzydziestodwuletnia blondynka z włosami sięgającymi pasa, idealnie wciętą talią, zgrabnym nosem, ostro zarysowanymi kośćmi policzkowymi i drobnymi piegami zdobiącymi twarz, również nie szczędziła na biżuterii, sukienkach i kompletach od najsłynniejszych projektantów z całego świata. To ona zajmowała się domem, mając pełną świadomość, że w tym czasie Edward ciężko pracował, by zarobić na wszystkie zachcianki żony, dostarczające jej tylko pozornego, ulotnego szczęścia. Była przykładem kobiety, która poświęciła życie rodzinie. To właśnie z nią Violet spędzała każdą wolną chwilę. To matka wyryła się głęboko w jej pamięci, podczas gdy ojciec całymi dniami przebywał poza domem, zajmując się biznesem, aby nigdy niczego im nie brakowało.
I choć jako mała dziewczynka nie widziała w tym nic złego, to z czasem zaczął ogarniać ją coraz większy niepokój. Odczuwała go szczególnie wtedy, gdy zza drzwi sypialni rodziców dochodziły do niej wrzaski ojca, płacz matki, a także dźwięk rozbijanych o podłogę przedmiotów.
Za każdym razem pragnęła wtargnąć tam i przerwać to piekło, jakie urządzali sobie nawzajem dorośli ludzie, których kochała całym sercem i do pewnego czasu uważała za wzór. Strach jednak miał nad nią ogromną przewagę. Jedyne, co była w stanie zrobić, to uciec na drżących z emocji nóżkach przez korytarz wyłożony marmurowymi płytkami, wbiec do swojego pokoju i z hukiem, na który i tak nikt nie zwracał uwagi, zatrzasnąć za sobą drzwi. Wszystko po to, aby nie musieć słuchać po raz kolejny tych okropnych dźwięków dobiegających z pokoju rodziców.
Cała zapłakana, ledwo potrafiąca złapać oddech, wskakiwała do łóżka i chowała roztrzęsione ciałko pod różową, satynową pościelą. Trwała tak do momentu, w którym w końcu przestały docierać do niej krzyki ojca i spazmatyczny płacz matki.
Nigdy nie zdawała sobie sprawy, jak długo wytrzymywała w jednej pozycji, z ulubionym misiem przytulonym do piersi. Jednak doskonale wiedziała, co miało nastąpić po chwili. Jęki mamy dochodzące zza ściany nie były już typowymi krzykami osoby zrozpaczonej i krzywdzonej, ale – jak później odkryła – odgłosami kobiety, która doświadczała rozkoszy w objęciach swojego męża.
I choć nieraz pragnęła tam wejść i sprawdzić, czy z mamą wszystko w porządku, to z tyłu głowy wciąż nieustannie miała ostrzeżenie ojca, który kategorycznie jej tego zabraniał: „Co by się nie działo, Violet, nigdy nie możesz przekroczyć progu naszej sypialni, czy to jest dla ciebie jasne?".
Ten zdecydowany ton głosu ojca zawsze przyprawiał ją o nieprzyjemne dreszcze, więc nie chcąc go rozzłościć, sumiennie wykonywała każde jego polecenie.
Główny problem tej rodziny polegał na tym, że zawsze następnego dnia wszystko wracało do normy, jakby sytuacja z poprzedniej nocy wcale nie miała miejsca, a była jedynie paskudnym koszmarem, który ulotnił się wraz ze wschodem słońca.
Violet budziła się, a Edward co rano, zanim wyjechał do pracy, jak gdyby nigdy nic przychodził do niej do pokoju i składał na czole córki czuły pocałunek, by chwilę później posłać jej ciepły i pełen troski uśmiech.
Cały dzień Violet był skrupulatnie zaplanowany. Nie chodziła do szkoły, ale każdego dnia do ich domu przyjeżdżała nauczycielka, która pomagała dziewczynce w przyswajaniu wiedzy, a także udzielała jej, tak przez nią uwielbianych, lekcji gry na pianinie.
Jednak gdy o zmroku światła reflektorów samochodu ojca przenikały przez ogromne, szklane drzwi ich posiadłości, Violet doskonale wiedziała, co za chwilę nastąpi i jakie będą tego skutki.
A skutki z każdym dniem były coraz bardziej zauważalne. Nastoletnia już Violet zaczęła dostrzegać siniaki i otarcia na przegubach rąk matki, co ewidentnie świadczyło o tym, że Edward stosuje wobec swojej żony przemoc fizyczną.
Z dnia na dzień Elizabeth gasła w oczach, a jej twarz nie była już tak piękna ani promienna, jaką Violet ją zapamiętała. Cienie pod oczami, kolejne zmarszczki, zadrapania i siniaki stały się nieodłącznym elementem wizerunku jej mamy. Na początku wystarczała odrobina podkładu, aby przykryć wszystko to, co rysowało się na tej nieskazitelnej dotąd twarzy, ale z czasem nawet gruba warstwa pudru nie pomagała w zatuszowaniu krzywdy, jaką wyrządzał jej własny mąż.
I choć Violet próbowała o tym z matką porozmawiać, przekonać ją, że zachowanie i czyny Edwarda są dalekie od przyzwoitych i że należy coś z tym zrobić, to kobieta kategorycznie ucinała temat, jasno dając córce do zrozumienia, żeby nie wtrącała się w sprawy dorosłych, które jej nie dotyczyły.
Dotyczyły. Nawet bardzo, a konsekwencje miała odczuwać przez długie lata.
Pewnego dnia Violet obiecała sobie, że gdy tylko skończy osiemnaście lat, zniknie z ich życia i nie pozwoli, aby tych dwoje w dalszym ciągu ją niszczyło. Bo przecież jedyne, czego pragnęła, to odrobina prawdziwej miłości i w pełni przespane noce, bez krzyków i dźwięków tłuczonego szkła dobiegających zza ściany.
Wtedy jeszcze nie spodziewała się, że jej własny ojciec posunie się do czynu, za który będzie musiała płacić przez całe swoje życie.
CZYTASZ
UNWRITTEN LOVE [+18] - JUŻ W SPRZEDAŻY
RomancePierwsza część dylogii #beloved Układ który miał trwać zaledwie pół roku, niespodziewanie wymknął się spod kontroli.