2. Przestaniesz wreszcie uciekać, Allen?

870 46 60
                                    

– Powiesz mi nareszcie co tam się stało? Wróciłaś z miną jakbyś zauważyła ducha – dociekał Noah, kiedy tylko wysiedliśmy pod naszym blokiem.

Przez całą drogę żadne z nas się nie odzywało, jednak i tak ja widziałam jego zatroskane spojrzenie. Sama nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Wielokrotnie wyobrażałam sobie naszą rozmowę z Colem. Nie brałam pod uwagę jego przeprosin, ale nie sądziłam, że jeszcze sobie z tego zakpi. Dla mnie to nie było śmieszne. Czego ja mogłam się po nim spodziewać? Był zwykłym skurwysynem, a nastolatek, którego znałam już dawno nie istniała.

– Noah, odpuść – ostrzegłam swojego przyjaciela. Dalej słowa, które wypowiedział pod szpitalem zostawały moją tajemnicą. Czułam się zbyt upokorzona, aby komukolwiek o tym opowiadać. Co prawda Wilson znała przebieg tych zdarzeń, jednak to nie była cała prawda.

Wszelkie tajemnice zachowałam dla samej siebie.

– Chodzi o Zacka tak? – on nie potrafił odpuścić. Chciał mnie ratować, ale odrzucałam jego wszelką pomoc. Anderson czuł się dłużny wobec mnie, gdzie tak naprawdę nie miał żadnego długu. Postępowałam jak prawdziwa przyjaciółka. – Jeśli znowu chodzi o mnie...

– Nie, nie cały świat kręci się wokół ciebie. Serio daruj sobie – z impetem trzasnęłam drzwiami Jeepa i poszłam na górę. Tymi słowami udało mi się zranić Noah.

Raniłam każdego.

Kolejna moja wada, która rozprzestrzeniła się na tle tych paru miesięcy. Już nie biegałam z byle problem do każdego, a wolałam tłumić wszelkie emocje w sobie. Obojętnym krokiem poszłam do mieszkania, by dać jasno do zrozumienia, że już nigdy więcej mamy nie poruszać tego tematu. Ja i Anderson bardzo rzadko kłóciliśmy się na poważnie. Czyli w końcu musiało to wszystko skumulować się we mnie i wybuchło. Zwłaszcza, że poruszył drażliwy temat.

Mieszkanie było puste, czyli udało mi się uniknąć wścibskich pytań ojca. Oparłam się o biurko i przeglądałam coś w telefonie. Szczerze? To tylko czekałam, aż mój przyjaciel zaśnie. Długo nie musiałam czekać, bo już po piętnastu minutach Noah zapadł w głęboki sen. Miałam okazję wymknąć się do łazienki i nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Stanęłam naprzeciw lustra gdzie dostrzegłam swoje odbicie. Nie stała tam odważna i silna Madison, którą usiłowałam być na co dzień. Nienawidziłam tych dni gdy to we mnie pękało i nie mogłam utrzymać swojej maski.

Zbyt wiele rzeczy mnie przerosło.

Brzydziłam się samą sobą, bo to co się działo nie było normalne. Wystarczyło jedno pierdolone spotkanie, a wywróciło mój świat. Czułam się zraniona. Nie były to słowa jakie chciałam usłyszeć. Nie mogłam winić go w nieskończoność. W końcu to mi zależało, a nie jemu. Poczułam żółć podchodzącą do mojego gardła. Ledwo co udało podnieść mi się deskę klozetową. Opadłam na kolana, opróżniając swój żołądek. Musiałam pozbyć się wszelkiej winy. Kiedy skończyłam usiadłam na chłodnych kafelkach przykładając głowę do ściany. Przyniosło mi to niebywałą ulgę, a jednak nie obyło się bez łez. W takich chwilach uważałam, że nic nie ma sensu. Miałam cudownych przyjaciół, lecz nie było ze mną okej i nikt nie mógł mi już pomóc. Powstrzymywałam szloch, by nie obudzić mojego przyjaciela. Chociaż myślałam, że lada moment zachłysnę się własnymi łzami. Aby nieco tłumić płacz przyłożyłam dłoń do ust. Nie potrafiłam się uspokoić. Próbowałam znaleźć jakieś wspomnienie, które będzie moją kotwicą i mnie zatrzymana. Nic z tego, jeszcze bardziej się nakręcałam. Nie umiałam niczego znaleźć, ponieważ moje wszystkie wspomnienia krążyły wokół niego. Wracały do mnie najgorsze momenty. Każda kłótnia i wypowiedziane słowa na nowo otwierały ten rozdział.

Let's Play With Life Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz