Kiedy Zack mnie odwiózł, nie poszłam bezpośrednio do siebie. W głowie miałam istny mętlik. Wszystkie uczucia we mnie buzowały przyćmiewając mój rozsądek. Potrzebowałam chwili na uspokojenie. Dlatego wybrałam dach. To był mój schron, gdzie od lat ukrywałam się przed światem. Tutaj byłam tylko ja i moje myśli. W prawdzie dziś nie mogłam podziwiać wschodu słońca, ponieważ niebo nad San Fran były zachmurzone.
Usiadłam na skraju budynku i wyjęłam telefon. Marzyłam by usłyszeć ten głos i wybrałam jego numer.
– Myślałam, że już mam to za sobą – wyszeptałam, odkładając urządzenie obok mnie. Jakiś czas temu pożegnałam Simona Bruce'a. Powinnam sobie darować te ckliwe rozterki. Każde odeszło w swoją stronę.
Być może nie byłam, aż tak słaba jak myślałam, że jestem. To było tylko chwilowe przyćmienie umysłu, ale szybko się otrząsnęłam. Bałagan wewnątrz mnie nie był spowodowany moim zmarłym przyjacielem, już to przerobiłam, winę ponosił Zack Cole. Od niego wcale nie było tak łatwo się uwolnić. Prześladował mnie niczym jeden z najgorszych koszmarów. Jego też chciałam pożegnać raz na zawsze, lecz to było praktycznie niemożliwe.
Czułam do siebie odrazę. Jak mogłam chcieć go pocałować? Ta myśl wciąż mnie dręczyła. Za to wszystko co mi zrobił, po prostu mu wybaczyłam. Może i nie miał na mnie tak wielkiego wpływu, ale to wciąż był on. Nawet nie zorietuję się kiedy znowu zacznie mną manipulować.
– Nienawidzę Zacka Cole'a! – wydarłam się. Rzuciłam pierwszą rzeczą, którą miałam pod ręką i okazała się nią cegła.
Liczyłam, że kiedy wreszcie wykrzyczę te słowa, to dotrze do mnie jak bardzo zły jest ten człowiek. Pomyliłam się. One wcale nie przyniosły mi ulgi, a jedynie uświadomiły, że problem nie leżał w nim. Nawet jak dziwnie to brzmiało to nie on był problem. Otóż tym razem role się odwróciły.
To ja stanowiłam problem.
Nie nienawidziłam jego, ale siebie. Byłam jednym wielkim znakiem zapytania i nie wiedziałam, czego tak naprawdę chciałam. Samodzielnie siebie krzywdziłam. Robiłam wszystko, żeby ukarać siebie w najbardziej okrutny sposób. To była kara za moje zbyt dokładne analizowanie. Za dużo myślałam, a za mało żyłam.
A chciałam żyć.
Po czterdziestu minutach odpuściłam i wróciłam do swojego pokoju. Noah spał po lewej stronie łóżka, owinięty moją kołdrą. Wyglądał tak beztrosko, gdy ja jakiś czas temu katowałam samą siebie. Powinnam mieć podobne podejście, co mój kumpel. Narzuciłam na siebie dresowe spodenki i pierwsza lepszą koszulkę, którą wisiała na krześle. Należała ona do Andersona. Właściwe większość ubrań rozrzuconych w pokoju należała do niego. Rzuciłam się na miękki materac i dosłownie poczułam się jakbym trafiła do nieba. Wyszarpnęłam swoją kołdrę, co nie było takie łatwe, Noah owinął się nią niczym naleśnik. Gdy ułożyłam głowę na poduszce poczułam jak ogarnia mnie zmęczenie.
Noc była nieźle pokręcona.
– Co odwalasz? – mruknęłam na pół śpiąco. Nie wiem ile na ile udało mi się zmrużyć oko, ale wciąż chciałam spać. Uniemożliwił mi to chłopak, który trzaskał drzwiami z całej siły.
– Szukam telefonu. – odparł logicznie Muszę grać, a szeryf zajął telewizor – wyjaśnił, co tylko potwierdzi moje przypuszczenia o kolejnym uzależnieniu.
– Może jest pod ładowarką? – rzuciłam, po czym zerknęłam na gniazdko, gdzie podłączony był jego IPhone.
– A no tak! Tam go zostawiłem – podbiegł do niego cały uradowany. I od razu zaczął w niego klikać.

CZYTASZ
Let's Play With Life
Romance~Bawiliśmy się życiem jakby było grą, jednak nie znaliśmy konsekwencji przegranej~ Druga część Life Dziękuję za przecudną okładkę @velutinae © _skylerr_ 2022/2023/2024