Rozdział 2

23 2 0
                                    

Nie jestem w stanie stwierdzić, kiedy dokładnie zaczęła się moja niechęć do wychodzenia z domu. Nie do końca byłam nawet w stanie wyznaczyć konkretny powód, który do niej doprowadził. Cóż, po prostu kochałam swoją małą jaskinię, z której nienawidziłam wyściubiać choćby nosa.

I owszem, czasem mi to doskwierało.

Czasem chciałam być inna.

Ale już nie potrafiłam taka być, więc poprzestawałam na siedzeniu w miejscu, które było dla mnie schronieniem, lecz też chyba największym przekleństwem. Było jak klatka – czułam się w niej bezpiecznie, choć często mnie przytłaczała. Jednak strach przed jej opuszczeniem był zbyt wielki. Dlatego też potulnie w niej tkwiłam, chociaż czasami właściwszym określeniem byłoby gniłam. Powoli, z dala od wszystkich, otoczona tylko swoimi myślami.

A te często posiadały destrukcyjną siłę, która jeszcze bardziej pogarszała stan, w którym się znajdowałam.

To, iż zdecydowałam się spotkać z Ivy i Chasem, nie było dla mnie typowe. Właściwie, sama siebie zaskoczyłam tym wyborem, którego kwestionowanie rozpoczęłam ułamek sekundy po zakończeniu rozmowy z przyjaciółką. Lecz pomimo wątpliwości, nie zmieniłam go, nie wycofałam się.

Również nie było to dla mnie typowe.

Byłam przerażona tym wyjściem, byłam przerażona wizją spędzania czasu z Chasem, jednak w jakichś wyjątkowo głębokich odmętach duszy, pragnęłam tego powiewu normalności. Tego delikatnego dotyku przeszłości, w której byłam zupełnie innym i znacznie szczęśliwszym człowiekiem.

Jeśli nie mogłabym tego zaznać z Ivy oraz jej chłopakiem, a moim byłym przyjacielem, nie mogłam tego zaznać już z nikim. Toteż pomimo lęku, musiałam spróbować.

Chociaż ten jeden raz.

Z tego też powodu, stałam pod prysznicem, nerwowo pocierając szorstką gąbką o skórę sprawiając, iż ta znacząco się zaczerwieniła. W głowie niemal nieustannie huczało mi tykanie zegarka, który postanowiłam postawić na widoku, tuż obok umywalki, aby przypadkiem nie zatracić się za bardzo w rozmyślaniach i nie zaliczyć przez nie spóźnienia. Wzrok wkleiłam w kilka kropel wody spływających po szybie kabiny prysznicowej, uparcie unikając chociażby chwilowego zerknięcia na swoje ciało.

Całkowicie wystarczało mi to, iż musiałam w nim żyć – patrzenie na nie wolałam ograniczyć do koniecznego minimum.

Jedynym szczęściem w tej całej, nieszczęsnej sytuacji było to, iż do swojego wielkiego wyjścia mogłam przygotowywać się w spokoju, ponieważ mama wybrała się z Charlie na zakupy. Tradycyjnie, próbowała zadośćuczynić siostrze za nieobecność jej ojca. I o ile uważałam to za żałosne, tak tym razem okazało się przydatne – uniknęłam Charlotte próbującej podglądać każdy mój ruch oraz mamy, która zapewne swoim zachowaniem sprawiłaby, że byłabym jeszcze bardziej zestresowana. To naprawdę sporo ułatwiało.

Starannie opatuliłam się szlafrokiem, a następnie niespiesznie podeszłam do lustra, w które byłam obecnie zmuszona zajrzeć. Ciemnobrązowe, mokre włosy, były chwilowo niemal czarne oraz dość mocno pofalowane, lecz dobrze wiedziałam, że po krótkim spotkaniu ze szczotką i suszarką, natychmiast ulegnie to zmianie. Twarz wydawała mi się być tak samo niemrawa oraz zmęczona jak zawsze, a wymuszony, tak dobrze wyćwiczony uśmiech, niewiele w moim mniemaniu poprawiał.

Na całą resztę swojej postaci wolałam już nie zwracać uwagi, by pozostawić w sobie chociaż drobną cząstkę pozytywnej energii.

Kilkanaście kolejnych minut spędziłam na tym, ażeby doprowadzić się do akceptowalnego stanu. Zgodnie z oczekiwaniami, włosy stały się jaśniejsze i nieco prostsze, natomiast cera prezentowała się nie najgorzej – cóż, muszę przyznać, iż ona nigdy nie sprawiała mi większych problemów, co akurat było dla mnie sporym powodem do szczęścia. Z pewnością nie potrzebowałam bowiem kolejnych punktów na długiej liście kompleksów.

find the way projectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz