*4*

454 43 20
                                    

***SYRIUSZ I JAMES***

Zanim do Syriusza i Jamesa dotarło, co właśnie się działo w gabinecie okularnika, zdenerwowany do granic możliwości Remus komentując wcześniej ich zachowanie i nieformalny strój bruneta, już zdążył trzasnąć drzwiami z krótkim "ogarnijcie się, kretyni" na ustach. Przez kilka minut siedzieli tylko i patrzyli głupio na swoje buty, a im dłużej to robili, tym bardziej odczuwali wstyd i poczucie winy, co jeszcze u Jamesa, nie było czymś zaskakującym, tak Syriusz nie odczuwał takich emocji już naprawdę długo. Brunet walczył wewnętrznie, by nie rozwalić zaraz jakiegoś przedmiotu albo mebla, wiedział, że ma się starać, by Remus go zauważył, ale miało się to odbywać w tych pozytywnych aspektach jego osobowości, a nie będąc upominamym przez sam obiekt zainteresowania.

- Cholera.

Warknął wręcz, w pewnym momencie szarooki uderzając w ścianę obok wyjścia, w którym to zniknął szatyn, a za którym to brunet chciał pobiec. James spojrzał na niego z mieszaniną zdziwienia i zirytowania, gdyż kac dawał równo o sobie znać w postaci mocnego bólu głowy, a uderzenia bezcelowe w ścianę, nie pomagały. On sam nie rozumiał czemu jego najlepszy przyjaciel zachowuje się tak dziwnie, przecież nie pierwszy i prawdopodobnie nie ostatni raz, ktoś zwrócił im uwagę, że ich zachowanie nie jest odpowiednie.

- Daj spokój sobie z Luniaczkiem. Przejdzie mu. - odezwał się James rozglądając się, czy w biurze nie znajduje się gdzieś jakiś wazon z kwiatami, z którego to mógłby napić się wody. - Poza tym nie wiem o co tyle krzyku...
- O co? Ty się jeszcze głupio pytasz? - zadrwił sobie Syriusz, patrząc na okularnika z pobłażaniem. - Mój rogaty przyjacielu, pragnę tylko zauważyć, że przez cały wczorajszy wieczór ani razu nie wspomniałeś o tym, że dzisiaj ma się odbyć jakieś spotkanie z mniej ważnymi gryzipiórkami.
- I co z tego? - James popatrzył zdezorientowany na zirytowanego przyjaciela. - Zawsze takie umawiam jak podpisuję jakąś ważną umowę.
- To z tego, że nie wiem jak ty, ale ja na takich spotkaniach muszę reprezentować swoją firmę jak najlepiej i uwierz mój drogi przyjacielu... kac mi w tym ani trochę nie pomoże.
- Odpowiemy na jakieś pytania, uśmiechniemy się do zdjęcia i po wszystkim. - James wzruszył ramionami i uśmiechnął się nonszalancko. - Nie z takich kłopotów udało nam się wyjść cało. Poza tym mamy Lupina.
- Mamy? - Syriusz podszedł do okien, wyjął z kieszeni papierosy i nie przejmując się negatywnym spojrzeniem przyjaciela, że chce palić w biurze, odpalił jednego. - Przypominam ci, że to właśnie Lupin opieprzył nas jak jakieś nawalone nastolatki, które nie mają umiaru w piciu i to ten sam facet trzasnął drzwiami, w prześmiewczym geście nazywając nas kulturalnie kretynami. Nie wiem jak ty, ale ja szczerze wątpię w to, czy zechce nam pomóc w starciu z pismakami.
- Nie znasz go tyle co ja. - James podszedł do szarookiego i wyrwał mu papierosa, zaciągając się szybko. - Poza tym miałeś rzucić.
- Rzuciłem. - Syriusz wzruszył ramionami i odebrał papierosa, by zaciągnąć się dłużej. - Wytrzymałem dokładnie dwa dni.
- Idziesz na rekord. - sarknął okularnik, po czym zaśmiał się w głos, zaraz jednak krzywiąc i łapiąc za głowę. - Fajki na kaca ani trochę nie pomagają. Jak sobie wyobrażę jeszcze te wszystkie zdjęcia i przekrzykujących się reporterów, to zdecydowanie odechciewa mi się wszystkiego.
- Przypominam, że to był twój kretyński pomysł. - Syriusz rzucił prześmiewczym spojrzeniem na okularnika po czym zerknął na zegarek, spoczywający na jego nadgarstku. - W ogóle, o której dokładnie ma się odbyć to spotkanie?

***REMUS***

Lupin wściekły jak osa przemierzał korytarze firmy, kierując się szybkim krokiem w stronę barku, w którym to miał nadzieję spotkać Richarda i choć jemu móc się wyżalić, z tego z jakimi to kretynami przyszło mu współpracować. Nadal nie mógł pojąć tego, jak tak szanowani i wysoko postawieni biznesmeni mogli dopuścić się tak beznadziejnej sytuacji. Nie miał im za złe tego, że chcieli świętować połączenie ich firm i trochę wypili, ale to że nie pomyśleli wcześniej i nie zmienili terminu spotkania z reporterami. Wchodząc do barku zirytował się tylko bardziej, widząc, o zgrozo, że Carter też nie był w najlepszej kondycji. Remus wręcz wściekły podszedł szybko do przysypiającego na stojąco chłopaka i tuż przed jego obliczem trzasnął dłońmi o blat, samym hukiem interesując inne osoby znajdujące się w barku, a także przerażając Richarda, który zdezorientowany i w pełni wybudzony o mało co nie przewrócił się.

"Małe szanse..." ||WOLFSTAR||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz