Rozdział 1

77 5 2
                                    

Wydaje mi się że w życiu każdego człowieka przychodzi taki dzień kiedy najchętniej wsiadłby do auta włączając na pełen głośnik samochodu swoją ulubiona składanke muzyczną i odjechał najdalej jak to tylko możliwe od miejsca w którym nie chce się aktualnie znajdować. W moim życiu to była właśnie ta chwila. Stałam obecnie w salonie mojego domu znajdującego się w samym sercu Californii. Stałam tak już od dwudziestu minut słuchając jak moi rodzice kłócili się z moim bratem i ze mną ale w odróżnieniu do niego ja po prostu stałam i nie odzywałam się ani słowem czekając aż moja kochana rodzina się choć trochę uspokoji. On natomiast postanowił krzyczeć i kłócić się z nimi aż do upadłego.

-Lukasie Evansie Smith czy ty zdajesz sobie sprawę o co mnie prosisz?!- Krzyknęła moja już do granic możliwości rozwścieczona mama.

-Tak!- Odkrzyknął jej mój brat.

-Nie ma nawet takiej opcji że ty ze swoimi nieodpowiedzialnymi znajomymi pojedziecie sobie do całkiem innego miasta na kolejne dwa tygodnie!

-Niby dlaczego? Za parę miesięcy kończę osiemnaście lat to po pierwsze a po drugie moi znajomi to moja sprawa.

-Nie i koniec. A co do ciebie- Powiedziała patrząc na mnie spod przymrużonych oczu- Ty też nigdzie nie jedziesz i nawet sobie nie myśl że zmienię zdanie tylko dlatego że znam Ashlyn i Camerona.

-No ale mamo właśnie o to chodzi. Znasz ich. Więc czemu niby nie mogę z nimi pojechać na tydzień do San Francisco?

-Ponieważ nie puszczę siedemnastoletniej córki na dwa tygodnie do innego miasta z dwójką jej również siedemnastoletnich przyjaciół z głupimi pomysłami?-Odpowiedziała ironicznie patrząc na mnie jak na niespełna umysłowo osobę.

-Ja mam propozycję- Powiedział w końcu mój tata. Wszyscy spojrzeliśmy na niego jednocześnie- Niech Brook i Luke pojadą razem ze swoimi znajomymi gdzieś bliżej Los Angeles.

-Że co?!- Krzyknęliśmy jednocześnie z moim bratem.

-Nie ma mowy że ona pojedzie ze mną i moimi znajomymi na dwa tygodnie gdziekolwiek!- Zapiszczał mój brat machając rękami na wszystkie strony.

-Jezu nie świruj. Nie mam zamiaru nigdzie jechać z tą twoją bandą popieprzonych idiotów.- Powiedziałam patrząc na niego jak na debila.

-Brooklyn wyrażaj się.- Upomniała mnie mama. Przewróciłam tylko oczami ciężko wzdychając.

-Czyli nie ma nawet cienia szansy że gdzieś pojadę z Ash i Camem?- Zapytałam z nadzieją w głosie.

-I ja z moją bandą pieprzonych idiotów?- Zapytał mój brat robiąc maślane oczy, naśladując mój głos i nawiązując do mojej wcześniejszej wypowiedzi na co moja mama tylko przewróciła oczami ciężko wzdychając.

-Nie, nie ma szans że gdzieś pojedziecie. Koniec. Kropka.- Powiedziała patrząc na nas poważnie. Westchnęliśmy tylko i równocześnie, odwróciliśmy się zmierzając na piętro po schodach.
Weszłam do swojego pokoju a tuż za mną mój brat.

-Musimy wymyślić coś innego bo oni nigdy się nie zgodzą na nasz wyjazd nawet na ten jebany tydzień czy dwa.- Mruknął Luke siadając na fotelu obok okna.

-Wiem, tylko co?- Zapytałam nie mając bladego pojęcia co dalej.

-Nie wiem. To była nasza ostatnia nadzieja ale oni nie mają zamiaru puścić nas gdzieś dalej niż parę godzin drogi stąd i to osobno. A oboje wiemy że razem nie pojedziemy bo nasi znajomi się nie znają i raczej nic nie wskazuje na to żeby w najbliższym czasie coś się w tym kierunku zmieniło.- Powiedział patrząc na obraz za oknem.

The Beginning Of Us Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz