Rozdział 6

4 0 0
                                    

Właśnie szłam do mojego liceum. Kiedyś przysięgłam sobie że moja noga nigdy nie postanie tam w wakacje. Przepraszam przeszła ja ale muszę złamać tą obietnicę dla przyszłej mnie. Myślę że sobie to wybaczę. Na miejscu miała być już cała paczka która ze mnie, Ashley i Camerona powiększyła się o jeszcze sześć nowych osób. Od naszego grupowego wieczorku zapoznawczego który przygotował Luke a później naszego mile spędzonego dnia minęły dwa tygodnie. Dwa tygodnie pełne śmiania się, wspólnych wyjść i poznawania siebie nawzajem. Byłam wdzięczna i szczęśliwa. I chodź nie znałam ich długo bardzo ich wszystkich polubiłam. Tak więc wkroczyłam do sali teatralnej w której byli wszyscy z naszej paczki oraz parę innych osób i oczywiście pani Louis.

-Hejka -Powiedziałam siadając obok Peyton ponieważ obok mniej było jedyne wolne miejsce i obok mnie również. Każdy się ze mną przywitał po czym wrócili do rozmowy do której ja również chciałam się przyłączyć jednak zauważyłam że kogoś brakuje. Willa. Oczywiście. -Ej gdzie jest Jones? -Zapytałam patrząc na nich po kolei. Luke już chciał coś odpowiedzieć jednak ktoś go ubiegł.

-Tak się za mną stęskniłaś Smith? Widzieliśmy się zaledwie wczoraj. -Powiedział siadając obok mnie. Odwróciłam się w jego stronę widząc ten zadziorny, pewny siebie uśmiech na jego twarzy.
Tak. Widzieliśmy się wczoraj. Okazało się że Luke miał przywieźć Willowi jakiś żel do włosów który od niego pożyczył i jak to on zapomniał zwrócić. A że mój nieodpowiedzialny bart wyszedł spotkać się z kimś i nie odbierał ja musiałam to zrobić. I tak oto Luke zniszczył mój idealny wieczór składający się oglądania mojego ukochanego serialu "saga winx". Jedyna dobra rzecz jaka z tego wyszła to to że  mogłam zahaczyć o macdonalda po drodze. Dlatego widziałem się wczoraj z Willem. Przez żel do włosów.

Na jego słowa każdy spojrzał w naszą stronę niezrozumiałym wzrokiem. No każdy z wyjątkiem Luke'a. Nienawidzę go. I tego idioty obok mnie też. Uznałam że nie będę się im tłumaczyć ponieważ to i tak nic nie da. Nie ważne co powiem oni i tak dopowiedzą sobie swoją wersję wczorajszego wieczoru.

W momencie w którym Cameron chciał coś powiedzieć a za nim jak zauważyłam reszta przez wielkie drzwi u szczytu sali weszła moja wybawicielka -Pani Louis.
Zeszłam po długich schodach aż na sam dół sali wchodząc na scenę.

-Dzień dobry moi drodzy! -Krzyknęła zwracając uwagę wszystkich tu zgromadzonych. -Zaprosiłam was dziś tu ponieważ musimy ustalić grupy w których będziecie robić zbiórki charytatywne. Muszę też spisać jakie trzy tematy wybraliście na wasze akcje. Moja asystentka a wasza koleżanka Lenora będzie pomagać wam w razie pytań. Macie około pół godziny na spokojnie żeby wymyślić tematykę waszych zbiórek. Jeśli jednak macie już wszystko ogarnięte proszę przedstawiciela grupy o przyjście tu do mnie i wypisanie uczestników waszej akcji, tematyk, jak chcecie je zorganizować oraz numer telefonu przedstawiciela żebym mogła się z wami skontaktować oraz wy ze mną w razie pytań. -Powiedziała szybko schodząc ze sceny po czym podeszła do biurka pod sceną. Obok niej usiadła Lenora z którą tak na marginesie chodziłam na matmę. Zawsze od niej zgapiałam.

-To co robimy to razem? -Zapytał James patrząc na nas. Wszyscy kiwnęliśmy twierdząco głowami na co czarno włosy uśmiechnął się perliście. Zaczęliśmy burzę mózgów.

Po około dwudziestu minutach wymyśliliśmy:
1. Mycie aut.
2. Noc kinowa w plenerze oraz grill.
3. Zbiórka jedzenia i rzeczy dla schroniska.

Uznaliśmy że ja mogę robić za przedstawicielkę grupy by jakby nie patrzeć byłam najbardziej zorganizowana i kochałam planować takie rzeczy. Podeszłam do biurka pani Louis i zaczęłam zapisywać na liście nasze imiona, tematy które wymyśliliśmy oraz mój numer jak prosiła nauczycielka. Wróciłam do nich z uśmiechem na twarzy i dużą dawką satysfakcji. Kochałam takie akcje i uwielbiałam pomagać innym.

The Beginning Of Us Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz