Rozdział XII

0 0 0
                                    

Powolnym krokiem podeszliśmy do wiedźmy. Miał na sobie to samo co Dice, tylko że miał jeszcze maskę, która zasłaniała mu twarz. Miłał ogiste, kręcone włosy i długie elfie uszy. Ogółem był mojego wzrostu, jednak nie wolałabym go bagatelizować.

Wiedźmin gdy tylko nas zauważył, rzucił się w ataku prosto na mnie. Pomimo, że nie była to sprawiedliwa walka [w końcu ja nie mam mocy, a on tak] wygrywałam i przycisnęłam go do ziemi. Kay podeszła no nas i z niewiadomych przyczyn zdieła mu maskę. Jednak zaraz po zerwaniu maski koleś wyparował, a na jego miejscu leżał klejnot.

- Świetnie! - krzyknął Czesio, który znowu pojawił się z nikąd - Potwór nr 12 wyeliminowany. 7:6. - I zniknął.

Obie spojrzałyśmy na siebie.

- Dziwne, nie? - spytałam rudowłosej.

- No... - przytaknęła elfica - Nie dali nam jedzenia...

- To też, ale bardziej chodzi o to, że nikt z tutejszych nie wiedział o co chodzi.

- Może te potwory są budowane z myślą o walce?

- No dobra, tylko kto je produkcje? Z czego są stworzone i dlaczego nikt o nich nie wie?

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- No dobra, spytajmy Dica czy da nam miejsce do spania - powiedziałam i ruszyłam w jego stronę.

Pov: Donald

- Radzą sobie zbyt dobrze... - warknęła Genoweta - w końcu się skapną, że coś tu śmierdzi, odkryją ten sekret...

Razem z Juliettą I Normanem podglądaliśmy kobietę.

- Chyba jednak będę musiała to zrobić - powiedziała i wyjęła biały klejnot - Zwierzaczku, przynieś mi kogoś...

Coś się poruszyło, i wtedy obok pojawił się wijący się, zakneblowany mężczyzna. Obok niego stał... Edylio...

Jednak nie wyglądał normalnie. Był zmęczony, ledwo co utrzymywał się na nogach, jednak był też przerażony i starał się nie upadać na ziemię.

- Co ta kobieta z nim zrobiła... - jęknął cicho przerażony elf.

Blondyna podała królugazowi diament, a ten bez słowa wbił go w serce faceta. Ten przestał się ruszać, tylko zakołysał się i zaczął się zmieniać.

- Czyli to wszystko? - spytała Genoweta, na co rudzielec tylko przytaknął głową - W takim razie nie jesteś mi już potrzebny - powiedziała i wbiła kryształ mu w głowę.

Zwierzak upadł na ziemię i w odróżnieniu od niego nie przemienił się w nic. Zmarł.

- Chyba coś przeoczyłam... - powiedziała z chorym uśmiechem - A no tak! Trzeba w serce - wyjęła klejnot z głowy niczemu nie winnemu zwierzęciu - tylko kogo teraz znajdę...

Wszyscy spojrzeliśmy na siebie.

- Trzeba z tąd wiać i to jak najszybciej - oznajmiłem

- A co z resztą? - spytała Julietta.

- Też. Tylko myślę o Kaji. Nie wiadomo, czy też jest w to zamieszana! Trzeba by było kogoś poświęcić.

- Ja pójdę - oznajmiła Julietta i gdzieś poszła. - a wy zajmijcie się ewakułacją reszty! Jeżeli nie zjawię się z wami, uciekajcie.

***** ***

Zabraliśmy z pałacu każdego, kogo tylko mogliśmy, czyli w dosłownym tłumaczeniu panią Monikę, panią Małgosię, Pandorę i Jenny.

- A gdzie Julietta? - spytała Pandora.

- Powinna tu być z Kają zaraz - powiedziałem - jeżeli nie przyjdzie za parę minut, mamy iść bez niej.

- A co z Oliim? - spytała Jenny.

- Nie ma go w pałacu - powiedział Norman - boję się że mogła mu coś zrobić tak samo jak Edylio.

- Albo po prostu jest w tym starym szpitalu - powiedziała Pandora - mówi, że chce go otworzyć jako nowy.

- To gdzie jest Julia? - spytała zniecierpliwiona pani Monika.

Staruszka już chciała wchodzić spowrotem do pałacu, jednak nagle w  jednym z górnych okien odbiła się krwawa dłoń.

- Chodźmy do tego starego szpitala - powiedziałem i poszliśmy z dala od pałacu.

Pov: Kay

Dice dał nam domek razem z tą małą wiedźmą, jednak ta nie chciała nas pójść ze względu na zbroje. Na nieszczęście Kasia nie mogła zdiąć rękawiczek i musi spać na dworzu.

Wyjrzałam przez okno i zastałam ją siedzącą na ziemi z założonymi rękoma. Zapukałam lekko w szybę, a ta powiedziała zdenerwowana :

- Nawet nie próbuj mnie wkurwiać jeszcze bardziej niż jest to możliwe.

Spojrzałam na małą, która zamiatała podłogę.

- Gdzie twoji rodzice? - zapytałam, a ta w odpowiedzi pokazała mi okno i zaczęła zamiatać w miejscu - Pracują? - dopytałam, a ona skiwneła głową.

Zrobiło mi się szkoda Kasi, więc myślałam o tym, by nie dać jej chociaż koca. Jednak ta dostała koc od kogoś innego. Postanowiłam się położyć na swoim łóżku.

Zastanawia mnie tylko dlaczego od razu przeszliśmy do potwora nr 10 a nie 7. Może chodzi o to, że Kasia jest potworem nr 7 i nie potrzebujemy go zabijać? A może chodzi o...

Na samą myśl o tym popłakałam się. Wiedźma widząc mój płacz podbiegła do mnie i przytuliła.

- Płoń - powiedziała cicho i moje ciało owinęła ciepła fala ognia. Uspokoiło mnie to, jednak trochę piecze mnie po tym ta rana od sobowtóra. Z moich ran zaczął wydobywać smród czystego alkoholu.

- Czy ona mnie polała alkoholem? - spytałam sama sobie i wtedy moje rany stanęły w ogniu - Kyaaaaa! - krzyknęłam, próbując ugasić ogień. Gdy to ustąpiło, położyłam się spowrotem, łapiąc się za brzuch. Próbując zgasić pożar zrwapałam strupy i na nowo traciłam krew.

Zamknęłam oczy i niewiadomo kiedy zasnęłam.

***** ***

Obudziłam się na jednej ze stacji. Nie wiem, jak się tu znalazłam, ale bardziej ciekawiło mnie gdzie jest Kasia.

Wstałam na nogi i rozejrzałam się. Znalazłam ją zaraz za mną, jednak nie reagowała na mnie. Dziewczyna miała puste oczy, gapiła się bezsilnie. Ta bezsilność jednak przerodziła się w wściekłość. Brunetka wzięła miecz i rzuciła się na mnie. Próbując jej nie zranić złapałam ją w locie i rzuciłam przed siebie.

Kasia chwilę siedziała na miejscu, dzięki czemu miałam czas wyjąć miecz.

- Ja nie chce z tobą walczyć... - powiedziałam cicho -... Jesteśmy przyjaciółkami, proszę...

Ta jednak wstała i z furią rzuciła się na mnie. Szybko zablokowałam ją mieczem i zaczęliśmy walczyć. W sensie tylko się broniłam, by jej nie skrzywdzić, tylko ta szarpała się z każdym ciosem. W końcu szarpnęłam ją tak, że jej własny miecz przebił jej krtań. Wiedząc, że już nic więcej nie zrobię, ze łzami w oczach przebiłam ją tak, by jej Szmaragd wyleciał z jej brzucha.

Szmaragd leżał obok wijącej się z bólu, liniejącej dziewczyny. Wszystko inne poczerniało, tylko ten widok nie znikął.

- Świetnie! Potwór nr 7 wyeliminowany! 7:7! Remis!

Co?

Nie...

Nie.

Nie!

NIE!

Black z Krainy Cienia część II : Zapomniane dzieckoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz