Rozdział VII

4 0 0
                                    

Zanim jednak zagłębiłyśmy się w głąb lasu, musiałam znaleźć jedną rzecz...

- Coś się stało? - spytała Kay.

- Nie... Nic takiego... - powiedziałam, znajdując na swojej drodze wszystkie diamenty, które zabrał Black ze sobą.

Miał zostawić tylko jeden... A co jeśli to próba przysłowiowego "wyruchania" nas przez porywaczy?

- Nieważne, chodźmy - powiedziałam do rudowłosej i odeszłam z nią kilka metrów dalej - A tak z ciekawości, to znasz wszystkie bestie Krainy Cienia?

- Wykluczając potwory cywilne - zaczęła Kay - jest ich około 40 z hakiem. Jeżeli będziemy musieli walczyć chronologiczne i wykluczając cywilów, teraz powinniśmy walczyć z Lumbrecederem.

- Czym?

- Potwór nr 1, Lumbreceder. Jest to wielki, obrzydliwy potwór, który czasami przybiera formę Ziemskich pupilków. Łatwo je odróżnić zwarzając na fakt, że zwierzęta te nie istnieją tu i wiedzę o nich czerpiemy z książek prosto z Ziemi.

- Integrowaliście na Ziemię? - spytałam zdziwiona - W sensie no wiesz, Twoji przodkowie tam byli?

- Do tego celu używano specjalnie szkolonych króligazów które świetnie radzą sobie z próżnią. Wracając do tematu, te potwory na ogół nie są groźne, jednak bardzo mocno śmierdzą im odbyty. - po tych słowach stanęliśmy przy czymś, co wyglądało jak stacja.

- Szczerze mówiąc nigdy nie wiem, po co ktoś miałby komuś wąchać zad - kontynuowała elfica - ale dodając do tego fakt, że wykorzystuje się je do badań, nic dziwnego...

Kay gadała coś jeszcze, ale ja przestałam jej słuchać, gdyż za nami dostrzegłam coś dużego z białymi oczami i zębami. Nie odzywałam się słowem, ale gdy tylko Kay skończyła mówić, wyszeptałam do niej :

- Za tobą...

Elfica odwróciła się powoli. Gdy tylko zobaczyła stwora, zbladła niczym sufit w typowym polskim domu, a po tym z krzykiem rzuciła się w moją stronę, zajmując mi barek. Jednak potwór wydawał się łagodny, tylko ten uśmiech...

- Lepiej z tąd chodźmy zanim zmieni zdanie - wyszeptałam jej do ucha.

Kay zeszła ze mnie i poszliśmy w swoją stronę, ale ten zaczął iść za nami. Potem biec. Biegliśmy, jednak on dreptał nam po piętach.

- Co teraz? - spytała Kay - Uciekać?

Wtedy stworzenie zaczęło syczeć na nas i próbowało nas złapać. Rudowłosa podniosła mnie i zaczęła uciekać ze mną na swoich barkach. Jednak nieważne jak szybkie byśmy nie były, potwór był szybszy z każdym nowym krokiem.

Po paru minutach uciekania, gdy na chwilę zgubiliśmy bestię, postanowiliśmy wdrapać się na drzewo. Kay weszła pierwsza, a ja za nią. Wtedy ten przeklęty Lumbreceder znalazł nas i podbiegł do drzewa.

Gdy wszedł na nie, ja byłam schowana w liściach, natomiast Kay musiała wspinać się do góry, by nie zostać zabita. Gdy dziwak dotarł do Kay, ta złapała za ostry kawałek gałęzi i wbiła mu go w głowę. Potwór spadł na ziemię, a Kay na inną gałąź tuż obok mnie.

- Chyba nam się udało, co nie? - spytała lekko sarkastycznie Kay i otarła pot z czoła.

Nagle drzewo zaczęło się trząść. Okazało się, że drzewo zostało uszkodzone w okolicach pnia. Wtedy drzewo oderwało się od reszty, a my z piskiem [ja akurat z krzykiem] polecieliśmy na ziemię.

***** ***

Gdy wygrzebaliśmy się z koron drzewa, poszliśmy w miejsce, gdzie powinien znajdować się trup potwora, ale nigdzie nie było żadnych zwłok. Na miejscu jednak był biały kryształ. Gdy rudowłosa mu się przyglądała, ja usiadłam na pieńku, by usunąć gałązki i liście z włosów.

- Kay, co robisz? - spytałam, widząc, że dziewczyna bierze przedmiot do rąk.

- Sama nie wiem... Gdzieś już to widziałam... - odpowiedziała - ten diament... On jest... Taki... Taki...

Wtedy z dupy wyjawił się nam znany truposz.

- Świetnia robota! Potwór nr 1 wyeliminowany. 7:1 - powiedział - rano opowiem o tym reszcie, a teraz idźcie do stacji i się wyśpijcie.

- Czekaj! - krzyknęła Kay i pokazała mu diament - wiesz co to jest?

- To się wam nie przyda - odpowiedział i zabrał klejnot - przetrzymam to, a wy idźcie do stacji.

- A gdzie ta stacja? - spytałam.

Zombiak klepnął pajęczymi odnóżami i znaleźliśmy się przy tej samej jaskini, przy której spotkaliśmy Bestie.

- Dziękujemy Panu! - podziękowała Kay i ukłoniła się.

- Mówcie mi Czesio - powiedział i znikł.

- No robi wrażenie... - przytaknęłam, odlądając zawartość stacji.

Było tam sporo miejsca, a na środku stał koc. Obok stały butelki z mlekiem i pajda chleba.

- Czyli mamy zapewnione jedzenie i nocleg - podsumowała Kay - ale co z opatrunkiem w razie wypadku?

- Będziemy się przejmować później. Choć spać - odpowiedziałam i położytam się na kocu.

Pov: Donald

- Potwór nr 1 wyeliminowany - powiedział trup i zabrał kiełbaskę z mojego talerza - 7:1, nie jest zbyt ładnym wynikiem, ale wiadomo, liczą się chęci.

- Czy możesz mi nie zabierać żarcia za każdym razem gdy tu jesteś - spytałem, na co on prześmiewczo :

- Dobrze Ci to zrobi grubasie - i znikł.

Jejku, jak żałuję że Kay go nie zabiła. Ciekawe co by się wydarzyło...

- Toż to wspaniała wiadomość - odkrzyknęła Genoweta, jednak nie brzmiała zbytnio szczęśliwie.

Z jednej strony to dobrze, bo jagby umarły, nie mielibyśmy nikogo innego, jednak z drugiej strony moje marzenia o byciu jedynakiem muszą poczekać. Nie że mi zależy, tylko po prostu.

Wtedy zdałem sobie sprawę, że nie ma z nami Oliiego i Edylio. Oni z tego co wiem nie szli na wojne...

- Gdzie oni? - spytałem i wskazałem na ich puste miejsca.

- Pewnie gdzieś poszli, zaraz wrócą - odpowiedziała Genoweta i wróciła do jedzenia.

Też bym coś zjadł, ale ten dziwak po raz kolejny zarąbał mi żarcie. Cholera...

Black z Krainy Cienia część II : Zapomniane dzieckoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz