*•Nie taka Jean straszna, jak ją malują•*

172 16 3
                                    


˚✧₊⁎⁎⁺˳✧༚

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

˚✧₊⁎⁎⁺˳✧༚


MATKA ZAWSZE POWTARZAŁA jej, że kat w każdej chwili może zmienić się w ofiarę, zachowując się niczym przerażony królik, uciekający przed wilkiem. Przez chwile myślała - miała nadzieję - że stanie się owym katem, zemści się na wszystkich za to, co jej zrobili oraz za to, co zamierzali z nią zrobić. Były to jednak złudne marzenia, które nie miały prawa bytu. Realia były zbyt silne, by mogła o tym marzyć, a co dopiero spełnić swoje, egoistyczne plany.

Egoistka...

Właśnie tak się teraz czuła. Niczym egoistka, która myślała tylko o sobie. Chciała uciec od ludzi, którzy jej pomogli - a mogłaby się założyć, że gdyby nie oni, już dawno byłoby po niej. Przecież szansa na spotkanie jakiegoś stwory, czy też - co gorsza - członka Fatui była niezwykle wiarygodna, a ona tak po prostu nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Przez myśl przeleciało jej, że może wszystkim byłoby lepiej, gdyby została złapana przez tych parszywców. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że nie zrobiliby jej nic złego. Jej ranga była za wysoka, żeby choćby mogli ją delikatnie popchnąć. Mimo tego, uważała ich za najgorsze zło, ponieważ zabraliby ją do miejsca jeszcze gorszego, niż jaskinia krwiożerczych bestii.

Zabraliby ją do domu.

***

Kaeya nie próbował jej w żaden sposób dotknąć, jednak szedł w taki sposób, że pomiędzy nimi była przerwa jedynie kilku centymetrów. Wiedział, że kobieta nie miałaby z nim jakichkolwiek szans, jednak po tym, jak potraktowała Aether'a tylko dlatego, iż załapał ją za ramię, wolał nie podjudzać blondwłosej. Ciekawiła go jej reakcja na dotyk obcej osoby. Nie chciał oczywiście wyciągać pochopnych wniosków, co do jej zachowania, lecz przypuszczał, że nie mogła to być amatorska samoobrona. Widząc, jak szybko i dokładnie nos blondyna został roztrzaskany, był praktycznie pewny, że kobieta musiała to wyćwiczyć. I to nie jeden raz.

— Ah... — Westchnął głośno, na co widocznie jasnooka bardzo się spięła — Tyle problemów jednego dnia. Całe szczęście, że tym wszystkim zajmie się Jean — Dodał, uśmiechając się z ulgą.

Od razu po incydencie z Kurumi, wieść błyskawicznie dotarła do - jak to uwielbiał mawiać Kaeya - szefowej. Wezwała więc Kapitana wraz z Sakumyą na spotkanie, by wyjaśnić, co tak właściwie się stało. Nie zajęło im to oczywiście długo, ponieważ ogromna siedziba znajdowała się niedaleko centrum (uprzedzając oczywiście ogromne schody). Kątem oka oczywiście widział, jak Sakumya zaciska zęby, z każdym kolejnym krokiem. Nie pozwoliła opatrzeć swoich ran i, nie odzywając się ani słowem, szła przed siebie z delikatnie opuszczoną głową, ciągle próbując utrzymać jeden wyraz twarzy - co zdaniem Alberich'a oczywiście jej nie wychodziło. Krew kapała na rozgrzany bruk ulic Mondstadt, tworząc za nimi szkarłatną ścieżkę, wyglądającą niczym rubiny rozrzucone na czyjąś cześć. Oczywiście to porównanie było całkowicie nie na miejscu, zważywszy na zaistniałą sytuację, jednak Kaeya i tak nie omieszkał się przed zawadiackim uśmiechem na ową myśl. Znajdując się przed wrotami ogromnego pałacu, granatowowłosy delikatnie wyprzedził Kurumi, by w razie czego, przypadkiem się nie zgubiła. Strażniczy, pilnujący wrót, widząc Kapitana zasalutowali mu, po czym pchnęli mosiężne drewno. Delikatny powiew powietrza, stworzony przez przeciąg, uderzył w ich twarze, lekko powiewając niesfornymi kosmykami włosów Kaeyi, oraz grzywką Sakumyi.

𝐂𝐎𝐋𝐃 𝐊𝐈𝐒𝐒 || 𝐊𝐚𝐞𝐲𝐚 𝐀𝐥𝐛𝐞𝐫𝐢𝐜𝐡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz