Taniec w świetle latarni

383 36 56
                                    

Witam, dzień dobry, dobry wieczór. To krótkie opowiadanie jest pisane dla zabawy. Jeśli są jakieś uwagi, żeby coś poprawić itp. to standardowo zapraszam aby pisać komentarze<333
Jest to tylko AU, więc nie są to prawdziwe osoby ani postacie z dsmp, ale można by rzec, że coś pomiędzy.
Mam nadzieję, że nie jest to podobne do jakiegoś już istniejącego opowiadania, ponieważ nie czytałam zbytnio wielu oraz takiego nie widziałam. Macie tutaj krople do oczu *podaje kropelki* i zapraszam do przeczytania. Miłego!
∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆

Perspektywa z 3 osoby

Była noc. Deszczowa noc, a dwóch przyjaciół wracało razem, do domu jednego z nich, pod jednym parasolem.

Wyszli z domu tylko po to aby pójść do sklepu, żeby kupić napoje, a ostatecznie wychodząc z pełną siatką przeróżnych przekąsek i innych rzeczy.

Przechodzili obok baru, z którego dobiegała spokojna muzyka do tańca towarzyskiego. Starszy, o zaledwie 4 lata, oraz wyższy szatyn spoglądał na swojego, mówiąc szczerze, dość niskiego przyjaciela, który poprawiając czapkę na swoich ciemnych brunatnych włosach, również na niego spojrzał.

- Coś się stało? - zapytał mniejszy, zwany Quackity, z uśmiechem - czy mam coś na twarzy?

Mówiąc to, obaj się zatrzymali pod latarnią, która dawała wystarczające oświetlenie, żeby mogli na spokojnie spojrzeć na swoje twarze.

Ten wyższy, noszący imię Wilbur, tylko się uśmiechnął i nasłuchiwał muzyki słyszalnej z tawerny aż tutaj. Mógłby przysiąc, że jego przyjaciel w czapce w takim świetle wyglądał na jeszcze bardziej atrakcyjnego niż zazwyczaj.
Jego nieco ciemniejsza skóra, przez hiszpańskie pochodzenie, wystarczająco, a wręcz idealnie była oświetlona, promienny lecz zdezorientowany uśmiech na jego cudnej twarzy oraz te czekoladowe, miękkie oczy wyglądały nieziemsko. Miał on na sobie zwykłą czarną bluzę, granatowe jeansy, swoją ulubioną czapkę z firmy Adidas, którą nosił praktycznie zawsze, oraz zwykłe tenisówki. Nie było mowy, żeby po tym spacerze były suche. Jednakże, dla Wilbura, to wszystko zdawało się niesamowicie dobrze komponować ze sobą. Szatyn po prostu nie mógł oderwać od niego wzroku.

Gdy Quackity spojrzał na swojego przyjaciela, który trzymał nad nimi parasol, żeby nie zmokli przez deszcz, także był oszołomiony tym widokiem. Kasztanowe oczy, patrzyły na niego spod rozczochranych, lekko przemoczonych i brązowych loków oraz widniejącym na twarzy uśmiechem. Ten starszy był bardziej rozsądniejszy od niego, pod względem ubioru, ponieważ miał na sobie sweter koloru musztardowego, a na to nie za gruby, ale wystarczająco ciepły, płaszcz koloru ciemnego beżu. Jeansy oraz buty były czarne, a przy spodniach miał doczepiony jakiś łańcuszek i zegarek kieszonkowy. Quackity lubił ten widok. Bardzo lubił. Oboje się uśmiechali do siebie w milczeniu, aż niższy także mógł, w końcu w pełni i wyraźnie, usłyszeć muzykę z baru.

W tym momencie obydwoje dobrze wiedzieli, co by chcieli zrobić. Wilbur zostawił na boku parasol i jedną ręką złapał Latynosa za talię, a drugą zaś położył na jego poliku.

Quackity, lekko zaskoczony nagłym ruchem szatyna, postąpił podobnie, zostawiając torbę z zakupami obok parasola i zakładając swoje dłonie na ramiona wyższego.

Zaczęli się kołysać w rytm muzyki. W tamtym momencie nie interesowało ich, że będą przemoczeni oraz mogą się przeziębić.

Słabe oświetlenie dało im jeszcze lepszy klimat. Patrzyli sobie w oczy, cicho się podśmiechując.

- Jest całkiem przyjemnie, ale już trochę zimno, czyż nie? - odezwał się cicho Quackity, nadal się patrząc prosto w oczy Wilbura i przysuwając do niego bliżej.

- TntDuo/Quackbur - //OneShot//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz