Jadąc przed siebie po nieznanych ziemiach Meksyku, myślałem o moim bracie Johnie...
Mieliśmy właśnie jechać w to miejsce. Do Meksyku, bandyckiego raju pełnym pijaków i innych łajdaków... A teraz... go straciłem i to była moja wina. Obiecałem że tutaj pojedziemy... Obiecałem mu cholera!
Słyszałem że niedaleko jakąś mile lub dwie od brzegu San Luis jest miasto - Chuparossa.
To tam planowałem się udać...
Po kilkunastu minutach galopu dotarłem do miasta. Było przeciętnej wielkości. Było tylko parę budynków i saloon. Zatrzymałem się przed nim, przywiązałem konia do słupka i ruszyłem do środka...
Było pusto. Tylko pięć osób, barman, pianista który grał jakąś melodię, dwóch mężczyzn i kelnerka. Usiadłem przy stoliku i zamówiłem whisky.
Od razu owa kelnerka przyniosła trunek. Była ciemnej karnacji typowa hiszpanka...
- Ładna jesteś - powiedziałem do niej, bo naprawdę była ładna. Chyba nie zrozumiała więc powiedziałem do niej po hiszpańsku. - eres bonita*.
- No soy una puta** - odpowiedziała mi patrząc mi w oczy. Miała piękne lśniące niebieskie oczy na które wcześniej nie zwracałem uwagi...
- Esto no es lo que quiero decir*** - odrzekłem.
- E ty! - usłyszałem głos za mną i odbezpieczaną broń. - Amerykaninie!
- Co? - wstałem. Kelnerka uciekła zza ladę...
- Zostaw ją! To moja własność! - krzyknął meksykanin. Dopiero wtedy usłyszałem jego twarz. Był brodaty i ciemnej karnacji... - Mariá! - zawołał kelnerkę. Kobieta wyszła zza lady i ruszyła do mężczyzny. Ten spoliczkował ją i pchnął na podłogę.
- ¡Maldita perra, te dije que en cuanto te vea hablando con alguien te mato!****Wyciągnął rewolwer z kabury... wszyscy z budynku wybiegli prędko i ów mężczyzna chyba na to czekał.
Zauroczyłem się w tej kobiecie więc musiałem coś zrobić. Wyciągnąłem gnata i przestrzelilem mu dłoń gdy wycelował w jej głowę.Rewolwer padł na podłogę... A mężczyzna krzyknął na całe miasto...
- Cholerny Amerykanin! - krzyknął na mnie. - jebać was!
Wyciągnął nóż i rzucił go w moja stronę... nawet się nie obejrzałem a nóż wylądował w moim podbrzuszu A spod koszuli powoli wylała się krew.
- o kurwa - powiedziałem i strzeliłem mężczyźnie w nogę. Po sekundzie upadłem na ziemię i straciłem przytomność z tych wrażeń.....
7 godzin później...
Otworzyłem oczy. Byłem w jakimś pomieszczeniu. Patrzyłem właśnie na drewniany sufit, gdy usłyszałem kroki gdzieś przedemną.
Ciemna postać którą przysłaniało światło patrzyła się na mnie i po paru sekundach ruszyła do mnie...
- witaj, compadre - usłyszałem kobiecy głos. Po paru chwilach dostrzegłem że ów kobieta była tą kelnerką w Saloonie w Chuparosie.
- Jak masz na imię? - spytała mnie.Ja powoli wstałem i po minucie bolesnego wstawiania z łóżka, siadłem na skraju i odpowiedziałem.
- Jestem... - przerwałem. Nie mogłem użyć mojego prawdziwego imienia i nazwiska. Jestem poszukiwany na całym zielonym kontynencie. Jest 100% szans że będą mnie szukać tutaj. - Jestem Juan Chuparossa.
- ty? Nie wyglądasz na człowieka stąd, jesteś z północy... - powiedziała dama odchodząc odemnie i idąc w kierunku szafki.
- Mam inne imię, o wiele popularniejsze, pani...
- panno Alvarez - poprawiła mnie i wyjęła z szafy białą jak śnieg koszulę, po czym rzuciła ja w moja stronę. - Ubieraj, kowbojki masz pod łóżkiem, a pas i kapelusz na komodzie... - po czym wyszła...
Tak jak kazała ubrałem koszulę, wstałem i ubrałem kowbojki. Potem pas i kapelusz. Byłem gotowy...
Wyszedłem przez drzwi i usiadłem na ganku. Przypomniał mi się nasz rodzinny dom Thompsonów. Wyglądał całkiem podobnie. Nagle przed domem pojawiła się Mariá, która siedziała w wozie i patrzyła się na mnie.
- Gdzie jedziemy? - zapytałem się jej wsiadajac na tyłu pojazdu
- Do Chuparosy. Staruszek znowu się upił i trzeba po niego pojechać...
Kobieta uderzyła lejcami konia po grzbiecie, a ten żwawo ruszył. Nie mam pojęcia gdzie się znajdowałem.
Meksyk był dla mnie czymś nowym. Na horyzoncie widziałem miasto, słońce cholernie grzało, a dookoła kaktusy, krzaki, pustynie i wzgórze. Preria doskonała...Wtem zza nas pojawili się bandyci. Trzech bandytów, bez masek i w dodatku na koniach.
- ¡deténgase!***** - krzyknął jeden zdenerwowany. Kobieta od razu się zatrzymała gdy człowiek wyjął broń
To był znak dla mnie. Zobaczyłem czy mam amunicję w gnatcie i akurat jej nie miałem. Naładowałem trzy naboje i odbezpieczyłem broń.
Wstałem i zabiłem trzema kulkami w głowy bandytów. Mariá ruszyła w pośpiechu.
Po minucie byliśmy w Chuparosie. Zatrzymaliśmy się przed saloonem. Ja miałem czekać i pilnować wozu a ona miała poszukać dziadka.
Zdjąłem kapelusz, wytarłem spocone czoło ręka i akurat gdy zakładałem kapelusz z powrotem Mariá wraz ze swoim dziadkiem wrócili do wozu...
- A to kto? Twój kochanek? Pablo Cię zabije! - krzyknął dziadek, gdy tylko mnie zauważył.
- Pablo nie żyje. - odpowiedziała Mariá.
- nie żyje? Kto go zabił?
- On - wskazała na mnie.
- ohoho - Staruszek spojrzał na mnie. - Kochanek z krwi i kości!
Wsiedli do wozu, Mariá złapała za lejce i ponownie prowadziła. Staruszek bo tak go nazywała kelnerka, miał siwą brodę, która zasłaniała mu pół twarzy, kapelusik z słomy, rozpiętą żółta koszulę pod którą był ogromny piwny brzuch oraz dziurawe spodnie. Typowy pijak.
- więc... jak masz na imię?... Nie jesteś stąd prawda?
- Juan. - odpowiedziałem i podałem mu rękę. O dziwo ją przyjął. - Jestem z Ameryki.
- Witaj Juan - uśmiechnął się staruszek i pokazał swój bezzębny uśmiech. - Jak tam... W tej Ameryce?
- Dobrze, ale nie zamierzam tam wracać.
- Są... no... - przybliżył się do mnie I dokończył szepcząc - Są ostre panienki?
Mariá to chyba usłyszała i kopnęła siedzącego obok niej pijaczyne.
- ty zboczeńcu! - krzyknęła, a staruch wpadł w śmiech.
- oh Mariá, oh Mariá! - śmiał się pijak.
- Chcesz fajkę, Juan?- Dzięki, nie palę od paru dni...
- O cholera! - Staruszek znowu wpadł w śmiech. - Widzisz jakie dziwolągi e tej Ameryce! Nie palą papierosów!
I tak całą drogę z Chuparosy do domku Marii spędziliśmy na słuchaniu śmiechu staruszka...
A ja w końcu byłem szczęśliwy, bo mogłem rozpocząć nowe życie jako Juan Chuparossa....
Łapcie rozdział 7!
I jak? Jesteście ciekawi dalszych losów "Juana Chuparossy"?
Dajcie znać!* - ładna jesteś
** - nie jestem dziwką
*** - nie o to mi chodzi
**** - Cholerna suko! Mówiłem ci, że jak tylko zobaczę, że rozmawiasz z kimś, to cię zabiję!
***** - zatrzymaj się!
CZYTASZ
𝐄𝐧𝐞𝐦𝐲 / Red Dead Redemption
Fanfiction𝟏𝟖𝟕𝟎 - ? Ben Thompson - najstarszy z trzech braci Thompsonów. Przez jednych uważany za najbardziej poszukiwanego bandytę na Dzikim Zachodzie, przez drugich, za dobrego człowieka, który próbował się zmienić... Start - 24 Maja 2022 Koniec - ??? |...