𝐗𝐈𝐕 - To Nie Jest Miejsce Dla Starych Bandytów

16 4 5
                                    

1880. 6 Czerwca. Oldéro Paraíso. Los Toluca. Późny wieczór

W saloonie był to wieczór jak każdy inny. Nocny chód wraz z księżycem tańczyli na niebie zaś mróz jaki zapadł na zewnątrz sprawiał że nie chciało się wychodzić z budynku.

Mężczyzna w zaniedbanym kapeluszu z dziurami po kulach, podniósł swoje nogi i umieścił je na stoliku. Nie był stąd bo miał dosyć wyraźną twarz jak i akcent Amerykanina. Jednakże żył tu już dobre parę lat zajmując się tym saloonem.

Zapalił papierosa i przemówił dość niskim, chrypkim głosem.

- Ben Thompson, lub też Juan Chuparossa uważaj na niego - powiedział mężczyzna zaciągając się papierosem.

18-sto latek z Los Toluca. który czyścił właśnie kubki za barem, odpowiedział.

- A kto to taki, że mam się go bać?

Mężczyzna spojrzał na niego, jakby chciał go zaraz złapać za koszulę i wyrzucić przez okno tego nędznego saloonu. Nie podobała mu się ta pewność siebie, która często okazywał 18-sto latek.

- Najwybitniejszy strzelec jakiego znam, podobno zabił słynnego El Camino oraz Tuco Salamancę... - rzekł do młodego człowieka.

Długo by można opowiadać na temat tego jakimi osobami są w meksykańskiej społeczności ci panowie. El Camino to żywa legenda dzikiego zachodu (niestety już martwa), człowiek bóg. Mówiono że potrafił wybić sam 50 bandytów Del Monturrey, który niewątpliwie był najniebezpieczniejszym gangiem w Meksyku.

Tuco był wielkim człowiekiem biznesu przynajmniej takie miał mniemanie u ludzi. Prawda była inna, bo to nie on podejmował decyzje i był tak naprawdę tylko marionetka jednego z większych baronów Kolumbii, Colma Delgado który chciał przejąć po całości Meksyk do brudnych interesów.

- Ależ to nie możliwe, psze Pana! - powiedział wyraźnie wystraszony. - El Camino jeszcze nikt nigdy nie trafił A co dopiero zabił! A Tuco Salamanca to najgroźniejszy przestępca w całym Meksyku! Przecież to jakieś bzdury to co pan opowiada!

Mężczyzna wziął łyka whisky i odpowiedział zarzutom młodzieńca.

- Uwierz mi, Carlosie. To nie bajki... - poprawił kapelusz. - Nie dawno załatwił i tego i tego... A teraz szukają go Pinkertoni! Nawet tutaj, w Meksyku!

Nastolatek, albo inaczej - młody dorosły człowiek, który charuje w El Juarez by wyżywić swą rodzinę, gdy usłyszał te słowa zdziwił się.

Czyszcząc kolejną szklankę, odpowiedział.

- Ile za niego dają - po tym odstawił szklankę. - w tej Ameryce?

- Kwota spadła, bo morderstw dokonywał po naszej granicy w trakcie ostatnich paru lat - wziął łyka alkocholu i spojrzał na chłopaka. - aczkolwiek 20 tysięcy za niego dają...

Mężczyzna wyjął z kieszeni jego wizerunek z listu gończego i podał chłopakowi do dłoni.

- Ohohoho! Za to bym mógł wyżywić całą moją rodzinkę i kupić mieszkanie w Saint Denis! - powiedział Carlos i wyszedł zza lady do mężczyzny. - Dorwałbym tego skurwiela.

- Ja też - odpowiedział. - Tym bardziej że mam do niego osobistą sprawę...

Carlos przełknął gulę i pozwolił mężczyźnie dokończyć.

- zgwałcił i zamordował moją żonę w 69...

1880. 7 Czerwca. Oldéro Paraíso. Okolice Los Toluca.

𝐄𝐧𝐞𝐦𝐲 / Red Dead Redemption Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz