𓇣

7 0 0
                                    

Briar wybrał drzwi, kierując się jedynie intuicją. Chwilę chodził bez celu. Po dłuższej chwili znalazł schody. Okazało się, że budynek jest wielopiętrowy. Zszedł na parter i wyszedł na zewnątrz. Nie czuł żeby rozwiązanie jego problemu kryło się w środku. Znalazł się w ogrodzie. Zapewne niegdyś był piękny. Teraz, niemal wszystkie drzewa nie miały liści, trawa była bardziej brązowa niż zielona a żywych kwiatów nie zdołał wypatrzeć. Na pierwszy rzut oka nie było tam nic szczególnego. Ot, niezadbany ogród. Jednak po chwili dostrzegł, że poza jego krawędziami, jest pustka. Dosłownie nic. Tak jakby, budynek i otaczające go trawniki, unosiły się z bezkresnej nicości.

-To by wyjaśniało czemu nie widać słońca, a cienie padają cały czas pod tym samym kątem.

To nie była jedyna dziwna rzecz. Wystarczyło, pospacerować chwilę dłużej i Briar dostrzegł, że niektóre drzewa i krzewy są zrośnięte ze sobą. Nie w wyniku jakiejś genetycznej mutacji. Wyglądało to bardziej jak błąd w grze, kiedy dwa obiekty pojawiają się w tym samym miejscu.

-Faktycznie stracił moc- podsumował. Odszedł trochę od budynku by obejrzeć go w pełnej okazałości. Ściany były czarne. Przypomniał sobie jak ostatnio czytał o farbie pochłaniającej niemal dziewięćdziesiąt procent światła. Efekt jaki dawała nie bez przyczyny, nazywał się „efektem czarnej dziury". Dokładnie tak to wyglądało. Jakby ktoś w edytorze nałożył na zdjęcie budynku czarny prostokąt i wyciął miejsca na okna. Wszystko, razem z gęstymi, przedburzowymi chmurami i nienaturalnie jasnym światłem w ogrodzie, składało się na dość mroczny obraz.

Briar wzruszył ramionami i przedarł się przez zarośnięty żywopłot. Czuł, że jest coraz bliżej. Był teraz po drugiej stronie gdzie nie było patrzących natarczywie okien i czuł się trochę pewniej. Pośrodku otoczonego gęstymi krzewami placu było niewielkie jeziorko, przez które prowadziły, dwa przecinające się, kamienne mostki. Trawa była jakby bardziej zielona, a przy brzegu zachowało się nawet kilka kwiatów. Podszedł bliżej. Znalazł kilka płaskich kamieni i zaczął puszczać kaczki.

-Co ja tu w ogóle robię?- myślał na głos- Czuje się jakbym śnił...

Czas płynął szybko i niezauważenie. Nim się spostrzegł, nie było, już żadnych odpowiednich do rzucania otoczaków. Znalazł jedynie, biały i ostry, który ze względów estetycznych postanowił zachować. Doszedł do wniosku, że wszystkie inne musiały leżeć na dnie jeziorka. Ostrożnie przeszedł po mostku i stanął w miejscu gdzie krzyżował się z drugim. Pochylił się i zanurzył rękę, jednak w tej samej chwili zapomniał po co to zrobił. Spojrzał w swoje odbicie. Czuł się jak w transie, którego był równocześnie bardzo świadomy.

-Błagam nie. Jak w tych filmach. Spojrzę sobie głęboko w oczy i nagle poznam całą prawdę...- nic jednak nie mógł zrobić. Był jak zahipnotyzowany. Cierpiał. Nie podobało mu się co widział. Nienaganne ubranie, modna fryzura, pusty wzrok. Był jak wydmuszka, która pod ładnym opakowaniem, nie ma nic do zaoferowania. We wszystkich ludziach dostrzegał wewnętrzne życie. Był ekspertem. Więc jeżeli nie czuł tego w sobie, to musiała być przecież prawda...

Poczuł ból w plecach. Wyprostował się. Jego ręka była cała pomarszczona- a wydawało się, że trzymał ją w wodzie tylko chwilę... Sięgnął do kieszeni gdzie spoczywał biały ostry kamień. Uniósł go na wysokość oczu i z pełną świadomością, pozbawił się wzroku. Naprawił się.

Kwiaty, sekrety i drobne naprawyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz