Westchnęła głęboko, próbując uspokoić nerwowe kołatanie serca. Jej ucho uchwyciło bicie drugiego takiego bliźniaczego narządu. Organ ten wybijał już jednak spokojniejszy rytm, pasujący do spokojnej melodii. Klatka piersiowa, na której leżała jej głowa, unosiła się pod jej ciężarem z trudem, choć oddechy i tak były dość równomierne. Potargane kosmyki opadły jej na twarz, zasłaniając widok na pokój oświetlony zaledwie bordowym światłem księżyca. Przez otwarte okno do pomieszczenia wpadał zapach wilgoci spowodowany mżawką, którą doskonale słyszała dzięki blaszanej konstrukcji budynku. Dżdżysta pogoda skutkowała ciągłymi podmuchami wiatru, który również zakradał się do małej sypialni. Owiewał kostki jej odkrytych nóg, przyprawiając ją jedynie o łaskotki, ponieważ niezwykłe gorąco wciąż jej towarzyszyło. Przyjemna kołdra, którą ich okrył, zdawała się być zbędna, gdy leżeli tak skuleni ze sobą. Jego ramię okalało jej drobniutkie ciało, a palce rysowały ulotne wzory na jej suchej skórze. Nie mówił nic od czasu ich rozmowy przed hangarem, nawet nie szepnął jej nic na ucho. Nawet nie westchnął zamyślony, choć właśnie dręczyły go fale dziwnych rozważań. Chaotyczne i bezcelowe, lecz jednak nieugięte w zaprzątaniu mu głowy. I chociaż chciał myśleć o tym, co wydarzyło się przed kilkudziesięcioma minutami w jego własnym pokoju, w jego małym królestwie, nie mógł nawet przypomnieć sobie szczegółów tej zmysłowej gry. Wystarczyła mu dziewczyna, która pierwszy raz od dawna zachowywała się przy nim tak beztrosko.
- To nie było głupstwo - bardziej stwierdziła niż spytała szatynka, jakby chciała sprawdzić, czy wypowiedzenie tych słów na głos nie sprawi, że nabiorą fałszywości.
- I tak żadne z nas nie ma nic do stracenia - podrzucił zobojętniały, jakby wszelkie gry i kłamstwa już go znudziły.
- Masz do stracenia całą swoją rodzinę, która tutaj jest - zauważyła całkowicie poważnie dziewczyna, nie zerkając nawet na jego twarz bez wyrazu.
- Ściągam na nich o wiele zbyt wielkie niebezpieczeństwo - przyznał blondyn, a ona skwitowała to cichym śmiechem, pokazując, że jest to jedynie jego złudne wrażenie. Chłopak słysząc to, również uśmiechnął się rozbawiony. - Nie pasuję tu. Nie zauważyłaś? - dopytał bez ani grama żalu. Anastasia uniosła się nieco, opierając się na jego brzuchu. Syknął pod wpływem nagłego bólu, lecz jej to nie zmartwiło. Musiała mu się w końcu przyjrzeć.
- Mam wrażenie, że Hays kocha cię bardziej niż ty kochasz je - zawyrokowała, poprawiając loki, które opadły mu na czoło.
- Nie sądzę, by to miasteczko za mną kiedykolwiek zatęskniło. Nie jestem jednym z tych cudownych i odważnych dzieci Hays, takich jak ty i Todd - ironizował Daniel, wspominając jedną z rozmów, gdy Greg i Hannah nazwali tak swojego syna, który od zawsze związany był silnie ze swoim domem.
- Będziesz szczęśliwy bez tego miejsca?
- Nie wiem - westchnął nastolatek, nie wiedząc, jaka odpowiedź mogła ją zadowolić. - Nie wiem co mnie uszczęśliwia i nie wiem gdzie to jest. Jednak czymkolwiek to coś jest, znajdę to prędzej czy później.
- Dobrze się przy tobie czułam - wyznała An, zmieniając nieco temat. Czuła, że nie była to dla niego prosta rozmowa. Przez to, co miało czekać go następnego dnia.
Ułożyła głowę na wolnej poduszce, przytulając się jednocześnie do jego boku. Położyła dłonie na brzuchu, lecz te były zbyt wyrywne, by utrzymać je w bezruchu. Uniosła palce prawej dłoni do góry, pieczołowicie nad czymś myśląc. Daniel widząc to, zmarszczył brwi, lecz nic nie skomentował. Dziewczyna przeszła więc do pokazu. Nagle jej palec zabłysnął białym światłem. Przesunęła go w powietrzu, a za nim ukazała się rozmyta smuga. Nie miała na celu tworzyć przemyślanych wzorów lub układać ich w wyrazy. Powoli przesuwała swoją kończynę w górę i w dół. Ta prosta sztuczka wystarczyła jednak, by twarz blondyna u jej boku straciła swoją surowość.
CZYTASZ
Venandi
Fantasy"Równo o godzinie szesnastej szare niebo, które raz po raz wyrzucało z siebie kolejne fale dziecięcych łez, rozbłysło niebieskim blaskiem. W tym samym momencie w Europie, Azji, Afryce, Australii i obu Amerykach gęste obłoki rozsunęły się, by wpuścić...