Niebo splamione krwią

146 17 4
                                    

Ludzkie życie płynęło spokojnie od tysięcy lat. Raz po raz człowiek przerywał swój ład wojnami i konfliktami zbrojnymi. Wszystko to jednak na przestrzeni wieków rozmywało się w natłoku wydarzeń i wspaniałych wynalazków ludzkości. Wszyscy dobrze już znali własną planetę i nazywali ją wspólnym domem. Przyzwyczajono się już nawet do wirusów i bakterii, które nieraz atakowały poszczególne społeczności i zabijały je masowo. Ludzie byli na tyle rozwinięci, że mogli podporządkować sobie resztę Ziemi, co im się udało. Nie kryła już ona przed nimi tajemnic. Jednak i to się zmieniło.

6 czerwca 1996 roku był dniem zwyczajnym. Każdy spełniał swoje obowiązki. Dorośli doskonalili się w dopiero rozwijających się korporacjach, bezrobotne kobiety krzątały się po swoich domach, dzieci uczyły się w szarych szkołach, a studenci słuchali kolejnych nudnych wykładów na uczelniach. Nic nie było w stanie ich zaskoczyć. Tkwili w zwykłej codzienności. Ta rutyna już dawno uprzykrzyła się ludziom, ale system spełniał swoją rolę. Tamtego dnia wszystko to zostało zburzone raz na zawsze, by więcej nie powrócić do swojej nudnej normalności.

Równo o godzinie szesnastej szare niebo, które raz po raz wyrzucało z siebie kolejne fale dziecięcych łez, rozbłysło niezwykłym blaskiem. W tym samym momencie w Europie, Azji, Afryce, Australii i w obu Amerykach gęste obłoki rozsunęły się, by wpuścić na Ziemię tajemniczy błysk bordowego światła. Płomienisty słup był na tyle silny, że zwrócił na siebie uwagę, mimo milionów lamp na ulicach i w domach na całej kuli ziemskiej. Każdy odsłonił wtedy materiałowe rolety lub otworzył szeroko okno swojego mieszkania. Temu pięknemu pokazowi siły nieba towarzyszył przeszywający grzmot. Większość ludzi w tamtej chwili myślała jedynie o własnym bezpieczeństwie przed przedziwną burzą. Zerwał się też wiatr tak porywisty, jak przy potężnych tornadach, lecz nie uszkodził żadnego budynku i nie zerwał ani jednego dachu.

Po kilku minutach tak zaskakującej pogody wszystko nagle ucichło. Ludzie z nadal uniesionymi głowami z przerażeniem obserwowali, jak siwe chmury barwią się krwistą czerwienią. Nie tylko one, ale także dotąd niebiański nieboskłon także okryty został tą niepokojącą barwą. Jasne słońce straciło swój radosny wygląd, zachodząc do końca swoich dni intensywnym pąsem. Także deszcz teraz wydawał się być prędzej krwią niż czystą wodą. W późniejszym czasie przekonali się też o tym, że widok ich płonącej gwiazdy na niebie stał się rzadkością, a burze i deszcz ich codziennością.

Tamtego dnia na Ziemi pojawiło się jednak coś więcej niż niepokojąca pogoda. W jednym z lasów w samym sercu Stanów Zjednoczonych pojawiła się niezwykła postać. Znalazł ją przypadkiem zwykły leśniczy, który zaniepokojony tym, co działo się na niebie, postanowił przejść się po swojej kniei. Zwierzęta płoszyły się, gdy tylko go dostrzegły, ale to było zrozumiałe dla staruszka, który przeżył w tej puszczy całe swoje życie. W ciągu tych sześćdziesięciu lat jednak nie spotkał w gęstwinie czegoś tak urodziwego. To coś miało skórę takiego samego koloru, jak zmienione chmury i słońce. Tęczówki miało równie czarne jak głębokie źrenice. Włosy ciemne jak smoła, a niektóre zęby wydłużone, jak u dzikich zwierząt. Ubrane było jedynie w poszarpaną i ubrudzoną od błota sukienkę. Mimo że zdawało się być niebezpieczne, coś zmusiło gajowego, by zbliżył się do tajemniczej kobiety. Pochylił się nad nią, a ta wyszeptała mu coś na ucho. To jednak pozostało tajemnicą nie tylko do końca życia istoty, która zmarła dawno przed przyjazdem naukowców i wojska, ale także i sześćdziesięciolatka.

Ani naukowcy, ani specjalnie wyszkoleni wojskowi nie potrafili określić przez długi czas, czym było za życia owo stworzenie. Ciało rozkładało się nadzwyczajnie szybko w ziemskich warunkach, więc w ciągu kilku miesięcy nie mieli już nawet próbek do badań. Świat jednak nadal grzmiał o 6 czerwca, który to odmienił los każdego z nich. Zamknięto szkoły i zwolniono pracowników z niektórych firm. Wszyscy obawiali się przyszłości swoich dzieci. W zawrotnym tempie zachodziły zmiany klimatu, które już rok później w znacznym stopniu zmieniły ich planetę. Rządy starały się zaradzić protestom i buntom, ale to nic nie dawało.

VenandiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz