Podejmowaliśmy kolejne ryzyko. Ale tym razem miałam wrażenie, że ujdzie nam to na sucho. Kiedy Raulyn zaproponował, żebyśmy opuścili bal i wrócili do rezydencji, zgodziłam się niemal natychmiast. Mój mąż stwierdził, że zanim inni zorientują się, że ich nie ma, minie na pewno dużo czasu, a poza tym niedługo wszyscy będą tak pijani, że nie będą nawet pamiętali, że tam byliśmy.
— A co jeśli ktoś nas zobaczy i spyta, dokąd idziemy? — spytałam, kiedy udało nam się już wydostać niepostrzeżenie z łazienki (do drzwi wcześniej pukał jakiś mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziałam).
— Powiemy, że idziemy na spacer — odparł z uśmiechem Raulyn, ruszając wzdłuż korytarza do bocznych drzwi. Na zewnątrz stał tylko jeden starszy mężczyzna, palący jakąś fajkę, i w ogóle nie zwrócił na nas uwagi. Dość szybkim krokiem przeszliśmy na tył tego masywnego budynku, w którym ludzie w najlepsze oddawali się zabawie i w skupisku powozów odnaleźliśmy ten, którym się dostaliśmy na bal, a następnie poprosiliśmy kierowcę, aby odwiózł nas do domu. Nie zadawał żadnych pytań, tylko posłusznie wykonał polecone mu zadanie i po upływie trzydziestu minut byliśmy już na miejscu.
Weszliśmy do otulonego ciemnością oraz ciszą holu. W środku nikogo nie było, wszyscy byli na balu, a jedyną osobą oprócz nas w rezydencji była pani Dawson, która na pewno już spała, ponieważ nigdzie nie dało się słychać żadnych odgłosów jej pracy. Raulynowi udało się zapalić jedną lampę, która dawała wystarczająco dużo światła, aby zobaczyć część schodów, ale już nie na tyle, aby wejść po nich na samą górę.
— Daj mi rękę — szepnął, wyciągając do mnie swoją dłoń. Wykonałam jego polecenie, uśmiechając się sama do siebie, skupiając się przez chwilę jedynie na jego dotyku. Ruszyliśmy w stronę schodów i powoli i ostrożnie weszliśmy wspólnie na samą górę, prosto do naszej sypialni. Włączyliśmy światło i musiałam kilka razy szybciej mrugnąć, aby moje oczy mogły przyzwyczaić się do tej zmiany.
Spojrzałam na moje łóżko po drugiej stronie pokoju i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że jestem już trochę zmęczona i bardzo chętnie zatopiłabym swoje ciało pod ciepłą kołdrą i pogrążyła się we śnie, ale najpierw musiałam uwolnić się z objęć tej cudownej sukienki, którą miałam na sobie cały wieczór oraz zmyć błyszczący na twarzy makijaż. Poinformowałam Raulyna, który już zdążył usiąść na swoim łóżku, że idę do łazienki, aby się odświeżyć i przebrać, na co on jedynie skinął głową i się uśmiechnął, a że jego uśmiech był zaraźliwy, musiałam go odwzajemnić, zanim zniknęłam za drzwiami. Najpierw postanowiłam zająć się twarzą i pozbyć się z niej makijażu, co zajęło mi jakieś trzy minuty, a następnie porządnie ją umyłam i nałożyłam aloesowy krem nawilżający. Kiedy miałam zamiar zabrać się za zdejmowanie sukienki, uświadomiłam sobie, że nie jestem w stanie jej sobie samodzielnie odpiąć. Ale nie było nikogo, kto mógłby mi z tym pomóc. Oprócz jednej osoby.
Nie miałam innej możliwości, skoro nie chciałam spać w balowej kreacji, dlatego wyszłam z łazienki i poprosiłam Raulyna o pomoc. Odwróciłam się do niego plecami, a on podszedł i zaczął powoli rozpinać zamek od sukienki. Poczułam, jak jego ciepłe palce muskają skórę na moich plecach i momentalnie po moim kręgosłupie przeszedł przyjemny dreszcz.
— Dziękuję — odpowiedziałam z zamiarem udania się z powrotem do pomieszczenia obok i wzięcia gorącej kąpieli, jednak dłonie mojego męża nadal spoczywały na moim ciele. Przesunęły się delikatnie po moich ramionach, zsuwając tym samym z nich materiał. Znieruchomiałam i wstrzymałam oddech, czując, jak przenoszą się coraz niżej i spoczywają na mojej talii. Cała sukienka zdążyła już ze mnie spaść, a ja nie wiedziałam, co mam zrobić. Nadal nie mogłam się ruszyć. To chyba był dowód na to, że jego dotyk potrafił paraliżować.
CZYTASZ
White Marriage
Novela Juvenil"Pokochaliśmy się, a naszą największą zbrodnią była właśnie miłość." Violet Withlock i Raulyn Goldenmayer urodzili się dokładnie w tej samej chwili, równo o północy na przełomie dwóch sąsiadujących ze sobą lat. Zgodnie z wypowiedzianą sto lat temu p...