Rozdział 1

166 19 13
                                    

Dzwonki na przerwę były jedynym mankamentem, utrudniającym odsypianie bezsennych nocy dla Ventiego. Chłopak ich nie lubił. Były donośne, nagłe i zupełnie zbędne - jak twierdził. Skoro na przerwach i tak mogli zostawać w klasie, to po jakiego grzyba to ustrojstwo w ogóle funkcjonowało? Przecież nauczyciel mógłby zamknąć dziennik i ogłosić wszem i wobec ku uciesze uczniów, że pora na przerwę od nauki. Nauki, która z niezwykłym rozmachem i marnym przy tym skutkiem, była wpajana im do głów każdego dnia. Venti naburmuszony spojrzał na swojego towarzysza z ławki. Xiao nie wydawał się szczególnie przejmować czymkolwiek. Był przeciętnym uczniem, ale również kompletnie nie zainteresowanym kształceniem się w szkole średniej na większość tematów. Venti natomiast ciężko pracował, aby sprostać oczekiwaniom swoim, rodziców oraz aby w tym wszystkim Xiao mógł spokojnie korzystać z wiedzy ciemnowłosego na nagłych kartkówkach. Chopakowi to nigdy nie przeszkadzało. Xiao był dla niego wszystkim. Najważniejszą osobą na świecie. Niższy chłopak westchnął i obrócił głowę w stronę okna, gdzie ulewa, trwająca od rana, nie ustawała. Myślami wrócił do domu, harfy i nowych nut, które podrzucił mu Xiao.

- Czy moje wykonanie będzie wystarczające? - tego typu myśli krzątały się po obolałej głowie muzyka. Ponownie schował głowę w ramionach i ignorując kolejny dzwonek i wchodzącą do sali chemiczkę - zasnął.

Ciężko opisać moment, w którym Venti się zakochał. Nie było to nagłe, ale ciężko nazwać to procesem. Po prostu tak wyszło. Może było to spowodowane tym, że Xiao był przystojnym brunetem, co prawda przeciętnego wzrostu, ale był wyższy od Ventiego. Miał złote oczy, takie, jakich harfista nigdy nie widział. Miał smukłe dłonie, szczupłą sylwetkę, czarne włosy z pofarbowaną na lekki turkus grzywką. Był IDEALNY. Idealnym jednak nie chciał być w oczach przyjaciela, a w oczach niepozornego blondyna o imieniu Aether. Venti chciałby lubić Aethera, ale ciężko przychodziło mu obdarowanie sympatią kogokolwiek, kto w jakikolwiek sposób przyciągał uwagę Xiao. Nie bywał tak zazdrosny o przyjaciół chłopaka, jednak ten blondyn wyjątkowo go drażnił.

Aether był w opinii Ventiego nudny. Bez wyrazu. Był IDEALNY, ale nie tak jak Xiao. To rodzaj ideału tak pięknego, że bez wyrazu. Wszystko w nim było miłe, spokojne, przyprawione szczyptą melancholii, jednak zawsze opanowane. Po prostu mdłe. Blondyn miał długie włosy, zazwyczaj związane w warkocz, lub kucyk. Miał złote tęczówki, tak jak Xiao, jednak znów. To nie był ten złoty. Był niższy od bruneta. Miał małe dłonie i równie drobną sylwetkę, którą Venti opisywał mianem "marnej". Wszystko co na pozór idealne w blondynie, było dla Ventiego zmarnowanym potencjałem i mdlącym od samego patrzenia fałszywym pięknem. Może gdyby nie fakt, że pan perfekcyjny był IDEALNY dla Xiao, tak jak Xiao dla Ventiego, byłoby inaczej i grajek nie czułby mdłości w reakcji na sam ton głosu chłopaka. Może by go nawet polubił. Może by go znosił. Ale był jego jedyną przeszkodą w szczęśliwym życiu z Xiao. Jak upierdliwy dzwonek, wybudzający go raz po raz. Był zbędnym elementem życia harfisty. Był zepsutym ogniwem. Był wszystkim, czego Venti nie cierpiał. Przez swoją perfekcje, zaburzał wszystko. A to było niedopuszczalne. Był przeszkodą, przez którą Xiao, nigdy nie spojrzałby na Ventiego z taką miłością. To chyba największy mankament tego blondyna.

Venti wraz z Xiao znali się od zawsze. Jednak Xiao z Aetherem znali się od września. Był październik. Dla Ventiego nietypowym było zachowanie przyjaciela. Wciąż kierował wzrok ku pierwszej ławce, w której siedział, nudny jak flaki z olejem blondyn. Ławka brunetów znajdowała się na końcu rzędu od biurka nauczyciela przy oknie. Złotooka imperfekcja swoją siedzibę ugruntowała sobie w środkowym rzędzie na samym przodzie wraz ze swoją nieodłączną kopią płci żeńskiej w postaci bliźniaczki - Lumine. Co dziwne, Lumine zaskarbiła sobie przyjaźń i uznanie Ventiego. Pomimo bycia niemal identyczną z wyglądu do brata, dzieliło ich kilka subtelnych różnic. Pierwszą był z pewnością charakter. Lumine nie promieniowała fałszywym spokojem. Była szczera, nieco bardziej wyrachowana niż braciszek, ale to dodawało jej charakteru. Minimalnie wyższa od brata, z krótkimi włosami i małym pieprzykiem pod okiem. Dziewczyna również była dobrą uczennicą, ale nie emanowało od niej sztucznością idealnego dziecka. Była sobą. Może dlatego była lepszym materiałem na przyjaciółkę, niż jej brat. Sama Lumine nie przepadała za Aetherem. Ich relacje można by określić mianem "to skomplikowane". Nie darzyli siebie nienawiścią, ale nie żywili do siebie również cieplejszych uczuć. Od zwykła dwójka rodzeństwa, z czego żadne drugiemu nie wchodziło w paradę.

* * *

Venti po raz ostatni tego dnia przeciągnął się, siedząc na ławce dla niećwiczących, podczas gdy Lumine z miną zbitego psa kartkowała podręcznik od biologii. Klasa robiła już któreś kółko wokół sali, a dwójka przyjaciół, jak gdyby nigdy nic korzystała z faktu nieprzygotowania i siedziała na trybunach. W końcu blondynka zamknęła z rozmachem podręcznik i odrzuciła go w bok.

- Jak tak dalej pójdzie, nie zdam - jęknęła, opierając brodę na ręce. Venti zdawał się jednak nie słuchać, na co złotooka klasnęła mu przed twarzą.

- Ja ci wyznaje trudy mojego życia, a ty dalej wpatrzony jak osioł w malowane wrota - fuknęła dziewczyna, marszcząc brwi.

- Mówi się ciele, nie osioł. Osła to masz w lustrze - uśmiechnął się złośliwie ciemnowłosy, na co dziewczyna prychnęła.

- Nie śmieszne.

- Na pewno większy z tego ubaw, niż z twoich ocen z biologii, które wołają o pomstę do nieba. Przyłóż się, bo nie możesz nie zdać - Venti przeniósł swój wzrok na przyjaciółkę.

- Ha, czyli jednak słuchałeś! - Lumine uśmiechnęła się triumfująco ponownie sięgając po podręcznik. Chłopak tylko przewrócił teatralnie oczyma, po czym skupił swoje spojrzenie na biegającym przyjacielu. Tak minęła mu lekcja wychowania fizycznego.

Venti zaszył się w bibliotece, marząc o spokoju. Lumine po ostatniej lekcji zadecydowała się zostawić go na pastwę losu, nauczycieli i niechcianego towarzystwa kolegów z klasy, więc ostatnia deska ratunku towarzyskiego życia harfisty została mu brutalnie odebrana. Siedział tak, czytając jakieś dzieło literackie wątpliwej jakości. Szczerze mówiąc książka była mocno średnia, ale sam fakt nie posiadania na ten moment żadnego lepszego zajęcia zmusił chłopaka do podjęcia desperackiej decyzji rozpoczęcia zgłębiania pierwszej lepszej lektury, jaka wpadła mu w ręce. Gdy tak analizował słowo po słowie, poczuł ciężar czyjejś głowy na ramieniu.

- Szukałem cię – mruknął Xiao, zaglądając chłopakowi przez ramię – czytałem to kiedyś, sztywne jak cholera – rzucił złotooki, na co Venti jedynie prychnął.

- Właśnie widzę – zaśmiał się ironicznie niższy – potrzebujesz czegoś?

- Muszę koniecznie mieć powód, aby do ciebie przyjść? - zapytał niewinnie wyższy, na co starszy jedynie się zaśmiał.

- Zazwyczaj potrafisz od razu wskazać powód. Lepiej powiedz wprost, że Aether dał ci kosza, albo ci się zwyczajnie nudzi – Venti wstał od stołu i odłożył książkę na półkę.

- Po pierwsze, nie dostałem kosza. Po drugie, niezupełnie. Po prostu byłem ciekawy gdzie znowu zwiałeś – Xiao wzruszył ramionami, przyglądając się przyjacielowi, zbierającemu rzeczy z biurka.

- Co mamy teraz?

- Biologię.

- To wiele wyjaśnia – niższy chłopak zaśmiał się pod nosem, kiedy zrozumiał złe samopoczucie przyjaciółki i jej nagły powrót do domu.

- Mamy kartkówkę – kontynuował Xiao.

- To jeszcze więcej wyjaśnia – przyjaciele wymienili porozumiewawcze spojrzenia – nic nie umiesz, prawda? - ciemnowłosy podrapał się po karku.

- To nie tak, że nie umiem nic. Po prostu temat mi nie podszedł – mruknął. Venti tylko przewrócił oczami.

- Musisz przestać to robić – zaśmiał się Xiao, na co drugi chłopak uniósł pytająco brew.

- Niby co?

- Przewracać oczami. Ciężko nie zauważyć kiedy to robisz.

- Aha... - zielonooki przerzucił torbę przez ramię – chodźmy lepiej pod salę. Może zdążę jeszcze wytłumaczyć ci temat.

Arpeggia | Xiaoven | highschool auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz