Po skończonych lekcjach Venti zdecydował się udać w kierunku bliżej nieokreślonym. Był zmęczony i szedł przed siebie. Xiao, Aether, szkoła i oceny. To męczyło. Te elementy życia codziennego pożerały energię chłopaka i doprowadzały go do opłakanego stanu, jak mawiała Lumine. Mawiała, że jeśli Venti nie odpuści, to nie będzie co zbierać. Chłopak nigdy nie wiedział czy żartuje, czy mówi poważnie, lecz nie była to teza daleka od prawdy. Xiao był najważniejszym elementem w życiu harfisty, ale przy okazji najbardziej wyczerpującym i wymagającym punktem w tej szkolnej i nieszkolnej codzienności. W tym wszystkim był jeszcze Aether, który wydawał się tak nieświadomy w swojej naiwności, że Ventiemu wydawało się to nieco zabawne. Venti nienawidził Aethera. Jednak bez wzajemności. Ciężko stwierdzić, czy wynikało to z nieuważności właściciela blond warkocza, czy raczej przez dobrze zachowane pozory przez Ventiego. Chłopak nie silił się na okazywanie ciepłych bądź zimnych uczuć wobec sympatii Xiao. Starał się okazywać maksymalną obojętność, na którą silił się za każdym razem, gdy stawał w przysłowiowym ślepym zaułku i był zmuszony do jakichkolwiek, nawet najmniejszych interakcji z Aetherem. Może to dlatego, że blondwłosy posiadacz złotych oczu był w opinii Ventiego nudny. Wyblakły na tle innych i kompletnie pozbawiony charakteru jak i jakichkolwiek innych cech, które byłyby potencjalnie ciekawe i mogły kogokolwiek zachęcić do zainteresowania się nim. Ot zwykła szara kreatura zwana człowiekiem, ulepiona z materiałów równie nijakich jak jej własny charakter. Venti nie lubił też siebie. Uważał, że tak długo jak może stać u boku Xiao, powinno mu to wystarczyć. Czasem nawet się zastanawiał czy na to zasługuje. Ale w tym samym momencie myśl, lub samo wspomnienie przez czarnowłosego chłopaka o blondynie wywoływały w harfiście mdłości. Nie czuł się godny być jedyną osobą dla Xiao, ale równocześnie uważał, że tym bardziej złotooki nie zasługiwał na to miejsce. Nerwowy chód chłopaka zaprowadził go nad niewielki staw. Znajomy staw. Tym razem był na jego drugim końcu. Po drugiej stronie. Ten brzeg był nieco bardziej schowany wśród drzew, ale most i park po drugiej stronie były wciąż całkiem dobrze widoczne. Było tu również mniej zwierząt niż w drugiej zatoczce, nie licząc mrówek i wszelkiego robactwa, od którego Venti stronił jak tylko mógł. Zniechęcony wizją dalszej wędrówki i czując obolałe nogi, przykucnął na brzegu. To był ciężki dzień, a czekał go jeszcze powrót do domu. Niechętnie sięgnął po najbliżej leżącą gałązkę i niedbale zaczął kreślić wzory na piasku. Gdy znudziło mu się i to, rzucił kawałkiem drewna w wodę, powodując cichy plusk. W tym momencie również podniósł wzrok. Park wyglądał zadziwiająco ładnie od tej strony. Było tam jak zwykle niemal pusto. Niemal, bo jedna lekko rozmazana postać rzuciła się Ventiemu w oczy. Długie blond włosy, którymi niedbale szarpał lekki wiatr. Postać obróciła się przodem i w tym momencie ciemnowłosy chłopak stwierdził, że gorszego zbiegu okoliczności nie mógł zaliczyć. Akurat teraz. O tej godzinie. Aether w swojej pełnej okazałości chodził po parku, rozglądając się na boki jakby kogoś szukał. Venti modlił się w głowie, aby nie zostać zauważonym przez złotego chłopca, więc cały czas kucając, lekko się cofnął i dziękował bogom i siłom wyższym, że blondyn nie wpadł na pomysł obejścia stawu dookoła. Powoli i bez gwałtownych ruchów chłopak zaczął powoli iść w stronę domu mając wielką nadzieję, że Aether jeszcze chwilę pognije w miejscu.
Po wejściu do mieszkania, chłopak rzucił się na łóżko, ignorując płaszcz i buty, które niedbale rzucił gdzieś w kąt przedsionka oraz torbę, która z niemym hukiem spadła na podłogę. Venti nawet nie chciał sprawdzać, czy jej zawartość przetrwała upadek z niecałego metra. Był zmęczony, ale nadal miał parę rzeczy do zrobienia. Nie poszedł dziś na zajęcia do drugiej szkoły. Nie miał siły. Chciał głęboko w środku rzucić to w cholerę. Wiedział, że wtedy byłby szczęśliwszy. Że byłoby mu łatwiej. Westchnął, patrząc na instrument. Wiedział też, że jeśli rzuciłby szkołę byłoby mu ciężej się rozwijać w kwestiach instrumentu. A rozwój jego umiejętności gry na harfie imponował Xiao, natomiast uwaga Xiao była bezcenna. Z jeszcze innej strony w jakiś sposób kochał grać. Pozwalało mu to na wyzbycie się emocji i zamienieniu ich na dźwięki płynącej melodii. Z rozmyśleń Ventiego wyrwał dzwoniący telefon. Cicho westchnął, wstał z łóżka i poczłapał w stronę komórki, która leżała spokojnie w torbie. Po krótszej chwili szperania, chłopak wyjął telefon.
- Halo?
Lumine stała pod klatką ciemnowłosego chłopaka i cierpliwie czekała, aż ten jej otworzy. Okutana w gruby płaszcz i szalik, który skutecznie zakrywał jej połowę twarzy przeklinała się w myślach, że nie wzięła czegoś lżejszego. Po kilku dłuższych chwilach jej oczom ukazała się ciemna czupryna, wyłaniająca się spod bluzy z kapturem, którą Venti często nosił po domu. Blondynka uśmiechnęła się tylko szeroko, czego Venti nie zauważył przez ogromny szal, zakrywający jej pół twarzy.
- Większego szalika nie miałaś? - zaśmiał się Venti otwierając przeszklone drzwi do klatki. Blondynka prychnęła, wchodząc do środka.
- Ten mi pasował do płaszcza.
- A płaszcz jeszcze grubszy – uśmiechną się złośliwie Venti, na co Lumine wymierzyła cios łokciem w jego bok.
W mieszkaniu Venti przygotował dwa kubki herbaty, podczas gdy Lumine siedziała przy niewielkim stoliku, wpatrując się w okno.
- Aether cię dzisiaj szukał – Venti zastygnął chwilę w bezruchu.
- Po co?
- Nie mam pojęcia, ale coś czuję, że teraz nie da ci spokoju. Pewnie uważa cię za dobry materiał na przyjaciela. Dobrze się uczysz. On nie ma wielkich wymagań – odparła blondynka, stukając nerwowo palcami o blat stołu – wszystko w porządku? Jadłeś już obiad? - zapytała, na co Venti pokręcił głową.
- Możemy zamówić pizzę. Czekaj, zadzwonię – rzuciła szybko dziewczyna, wychodząc z kuchni. Venti opierając się o blat cicho westchnął. Nie chciał nic jeść. Znowu zaczęło mu być niedobrze.
CZYTASZ
Arpeggia | Xiaoven | highschool au
FanficArpeggio - sposób wykonania akordu na instrumencie, polegający na zagraniu dźwięków jeden po drugim, w krótkich odstępach Venti chciał, aby chociaż raz złote tęczówki popatrzyły na niego z taką miłością, jaką obdarowywały blondyna z pierwszej ławki...