Wstałem zaraz po tym, gdy wujek wyszedł. Umyłem się, przebrałem i zjadłem śniadanie. Następnie chciałem poobserwować, jak Tygrysek się myje. Kot chyba jednak nie lubił być podglądany. Zjeżył grzbiet i miauknął ostrzegawczo. Patrzył na mnie uważnie zielonymi oczami. Dopiero wtedy ogarnęła mnie senność. Prychnąłem zmęczony i zostawiłem go w spokoju. Siedziałem w kuchni i obojętnie gapiłem się przez okno.

– Już nie śpisz? – usłyszałem czyjś zaspany głos. Odwróciłem się. To tylko Asia.

– To wiejskie powietrze tak dodaje mi energii, że nie mogłem już spać – skłamałem.

– I już jesteś po spacerze – powiedziała, ściągając coś z moich włosów. Liść.

– Pewnie wleciał przez okno, a ja nie zauważyłem – starałem się wytłumaczyć. Bez wątpienia liść przyczepił się podczas powrotu do domu. – A ty co tak wcześnie? – zmieniłem temat. Była jeszcze w pidżamie.

– Zaschło mi w gardle. – Na potwierdzenie tych słów nalała sobie wody.

– Pójdziemy po śniadaniu na spacer? Chciałbym coś zbadać – zaproponowałem.

– W porządku – potwierdziła i uciekła na piętro.

W końcu wstała i ciocia. Dotrzymałem jej towarzystwa podczas robienia śniadania. Plotkowaliśmy o niczym, a ja starałem się nie wzbudzać podejrzeń. Kazała mi zjeść kilka swoich kanapek, uzasadniając, że mama będzie zła, jak schudnę w trakcie tych wakacji. Próbowałem tłumaczyć, że po prostu jestem taki chudy, ale nie dała temu wiary. Później wstały wszystkie dziewczyny. Ola jak zwykle mnie zignorowała, Asia bała się zbliżyć, a Klaudia jako jedyna sprawiała wrażenie przyjacielsko nastawionej. Moja siostra z kolei upomniała mnie, że wypadałoby, żebym zadbał nieco o swój wygląd, bo w końcu jestem tu gościem i nie powinienem zakłócać estetyki, czy coś takiego. Tak czy siak, chciała, żebym się poczesał, bo jej zdaniem wyglądałem, jakbym znów zaczął lunatykować. Prosto po śniadaniu pomogłem cioci poodkurzać. W końcu i tak nie miałem nic do roboty. Wreszcie około godziny dziewiątej wyszedłem wraz z Asią na spacer.

Asia sprawiała wrażenie, że jest na mnie zła.

– Jak to jest: wczoraj poszedłeś spać jakoś po dwudziestej trzeciej, a wnioskując po twojej porannej bytności w kuchni, wstałeś o szóstej i wydajesz się wypoczętym. Tak mało snu potrzebujesz? – zapytała z lekkim wyrzutem.

– Tak jakoś wyszło. Nie czuję się zbytnio senny – wzruszyłem niewinnie ramionami. Jak się nad tym teraz zastanowić, to jednak ostatnimi dniami, i zwłaszcza nocami, nie sypiałem za dużo.

– Dokąd idziemy?

– Do pałacu Solińskiego. Chciałbym tam coś zbadać. Dużo myślałem nad twoją wczorajszą opowieścią i starałem się ułożyć to w całość. Od jak dawna pałac jest pusty? – zapytałem, sprawdzając, czy nikt nas nie śledzi.

– Od zawsze. Nikt w nim nigdy nie mieszkał. Podejrzewam, że Soliński zmarł, zanim się wprowadził – odpowiedziała i uśmiechnęła się zadziornie. – Widzę, że zainteresowała cię ta historia.

– Nie przeczę – skinąłem głową.

– To mnie akurat cieszy – skomentowała cicho, bardziej do siebie niż do mnie. Wolałem wrócić do konkretów.

– A co jeśli ktoś w nim mieszkał, ale po prostu ludzie go nie spotkali? Pałac jest w końcu na uboczu – wyłożyłem swoją teorię.

– Niemożliwe. Ktoś przejeżdżałby wtedy drogą, robił zakupy, a rezydencja nie byłaby w takim stanie... Nie sądzę, by można to było wszystko ot tak ukryć.

Dziewczyna skąpana w świetle księżycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz