- Mamo, bardzo lubię nasz ogródek. Mamy tu ładne kwiatki. - chłopiec uśmiechnął się radośnie i nachylił twarzyczkę nad krzakiem zasypanym czerwonymi kwiatami.
Pochylając się tak w stronę roślin prawie się wywalił, ale na szczęście jego mama w odpowiednim momencie zareagowała, łapiąc chłopca. Ustawiła go do pionu i pokręciła głową.
- Tak są piękne, ale to nie znaczy, że masz od razu zrobić sobie o nie krzywdę. - jego mama uśmiechnęła się i poczochrała płowe włosy Arthur'a.
- Poradzę sobie sam, mam już dziesięć lat! - zmarszczył brwi i znowu zaczął niebezpiecznie nachylać się nad roślinami - A mamo, wiesz może jakie to kwiatki? - stuknął koniuszkiem palca jeden z kwiatów, a ten zakołysał się lekko. Strącił na ziemię, parę kropel rosy, które moment wcześniej wyglądały, jak diamenty ułożone na drogocennym materiale.
- To są róże angielskie, myślałam, że taki duży chłopak wie takie rzeczy. - jego matka teatralnie położyła wierzch swojej dłoni do czoła i westchnęła.
Twarz Arthur'a zaczerwieniła się mocno, bo ktoś obnażył jego brak wiedzy w tej dziedzinie. Odsunął się od kwiatków i spojrzał na nie jakby chciał na nie przerzucić winę za całe wydarzenie.
- Ja tylko nie wiedziałem, że są angielskie i tyle... - szepnął ledwie słyszalnie i spojrzał na swoje buty.
- No już, wszystko dobrze, każdy może czegoś nie wiedzieć. - jego matka sięgnęła do jednego z kwiatów i ścięła go.
Był to chyba najładniejszy z całego ogrodu. Jego czerwień była intensywna i mimo że dopiero się rozwinął to i tak miał wiele dużych płatków.
Kobieta podała Arthur'owi kwiat.
- Damy tą róże cioci, dobrze? I tak miałam przejść się do sklepu w porcie, a ona mieszka akurat obok. Masz dzięki temu honorową pracę polegającą na noszeniu róży, co sądzisz? - uśmiechnęła się do chłopca i złapała jego drugą dłoń, którą nie trzymał łodyżki.
- Oczywiście! Będę o nią dbał! - przytulił różę bardziej do siebie i mocno złapał matkę za rękę.
Przejście do portu nie zajęło im wiele czasu, w szczególności, dlatego że Arthur ciągle pośpieszał matkę. W końcu musiał dobrze spełnić swoją honorową misję zaniesienia róży do cioci.
Gdy dotarli już na miejsce, na początku wstąpili do sklepu rybnego. Wszędzie ułożone były produkty na sprzedaż, a po sklepie krzątali się ludzie.
- Ale śmierdzi... - chłopiec zatkał nos, przyglądając się z obrzydzeniem rybom wystawionym na sprzedaż.
- Arthur, zachowuj się, proszę... Jeśli tak bardzo ci to przeszkadza to wyjdź i poczekaj na mnie na zewnątrz. - jego matka spojrzała na niego karcąco, bo nie chciała, żeby zwracał się w taki sposób przy sprzedawcy, który był jej dobrym przyjacielem. Poza tym chłopiec od razu zwrócił uwagę ludzi dookoła.
Chłopiec tylko uśmiechnął się szeroko i po niecałej sekundzie wybiegł z sklepu.
- Nie przejmuj się, dzieciaki już takie są. - zaśmiał się sprzedawca, zerkając na załamaną kobietę.
- Wiem, wiem... - uśmiechnęła się i klasnęła w dłonie - Ale wracając, jak tam u twojej żony? Słyszałam, że podobno znalazła dobrą pracę! - zaczęła temat, a mężczyzna za ladą od razu z błyskiem w oczach podjął temat.
Arthur wyleciał za drzwi, jak z armaty, lecz od razu został zatrzymany. No może nie prawem, lecz tym, że na swoje nieszczęście nie zwracał uwagi na to co dzieje się przed nim.
CZYTASZ
Hetalia || Pirat!Arthur Kirkland x Reader ||
Fanfiction[T.i.] żyje w siedemnastym wieku, niby czas pełen pięknych strojów i ciekawych odkryć. Jednak nawet w tak niby wspaniałych momentach historii nie mogło obyć się bez gorszej strony wszystkiego. A tą właśnie stroną są piraci, których na swoje nieszczę...