|6|

70 7 31
                                    


Kolejne dni mijały, gdy [T.i.] i Alfred w końcu zaczęli podejrzewać, że kapitan może coś wiedzieć o ich planie. W czasie ich wczesnych śniadań nagle pojawiał się w kuchni. A czasem wpadał do jej gabinetu, gdy akurat przesiadywała z Alfredem. 

Tak stało się również tym razem. 

Akurat rozmawiali ze sobą, gdy znienacka otworzyły się drzwi. Stał w nich kapitan,  obserwował ich przez moment swoim kamiennym wzrokiem, zanim w końcu się odezwał. 

- Co tu robicie? - zapytał, opierając się barkiem o framugę drzwi. Jego wzrok wędrował po pomieszczeniu jakby czegoś szukał.


- Alfred właśnie pomagał mi w zdjęciu czegoś z półki. - odpowiedziała [T.i.] z stoicką twarzą. W rzeczywistości jednak gotowała się ze stresu i dziękowała Bogu, za to że sekundę wcześniej poprosiła Alfreda o zdjęcie dla niej książki. W innym wypadku pewnie w momencie, kiedy wszedłby do pomieszczenia nadal śmialiby się z tego, jaką to minę będzie miał kapitan kiedy uda się im uciec. 

- Tak, widzę... - spojrzał na chłopaka, który z momentem jego wejścia do gabinetu, zastygł z wyciągniętą, w stronę najwyższej półki, dłonią. - Alfred nie zapomnij, żeby zająć się swoją pracę. - zwrócił się do chłopaka i wyszedł. 

[T.i.] i Alfred spojrzeli po sobie, gdy kapitan zamknął drzwi. Jakby na komendę wypuścili powietrze, które nieświadomie wstrzymywali w jego obecności.

- Myślę, że on zaczyna kojarzyć, że coś kombinujemy... - szepnął Alfred z smutkiem. - Chyba już pójdę i no nie wiem... Musimy być bardziej ostrożni, prawda? - odparł, nadal mówiąc szeptem. 

- Tak sądzę, może zróbmy sobie parę dni wolnego od dłuższych rozmów... - westchnęła, uśmiechając się do niego smutno. 


Wzięła z dłoni chłopaka książkę i przetarła jej nieco zakurzoną okładkę. Miały być w niej jakieś zapiski na temat portów w Ameryce. W końcu chcieli wiedzieć cokolwiek zanim wymyślą konkretny plan ucieczki. 

- Ja się tym zajmę, a ty wracaj do pracy. - uśmiechnęła się do niego lekko. 

- Może uda nam się porozmawiać jeszcze przy kolacji. - odparł i westchnął. Czuł, jak w jego klatce piersiowej coraz bardziej nasila się strach, uciskając mocno jego serce. 

Pożegnali się i chłopak wyszedł z pomieszczenia. 

Niebo stawało się coraz bardziej pomarańczowe, a słońce chyliło się w stronę oceanu. Piękny widok gdyby nie to, że już od roku chciał stąd uciec. 

Ruszył w stronę kuchni z zamiarem przygotowania ostatniego posiłku na dziś. Musiał się śpieszyć, bo inaczej nie zdąży do zmierzchu, a kapitan by mu tego nie odpuścił. Już raz spóźnił się z posiłkiem i nadal pamiętał tą noc, w czasie której musiał zmywać pokład, podczas gdy inni spali. 

Wziął się do pracy, co jakiś czas zerkając przez okienko i patrząc, gdzie jest teraz słońce. 




Uśmiechnął się do siebie, gdy z momentem, kiedy wszyscy zaczęli zbierać się w jadalni, posiłek był gotowy. 


Wszyscy zaczęli nakładać sobie porcje. Wszyscy w końcu zasiedli do stołów. W tym również sam Alfred, który usiadł bliżej drzwi, czekając na [T.i.] z jej porcją. 

Hetalia || Pirat!Arthur Kirkland x Reader ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz