Drzwi kapitańskiej kajuty otworzyły się z hukiem i niemal uderzyły o ścianę. Zawiasy zatrzepotały niebezpiecznie pod nagłym ruchem.
- Arthur, mam sprawę! - po pomieszczeniu rozniósł się głos, był głośny i zdradzał w sobie dużą ekscytację. Ta jednak szybko wyparowała w momencie, gdy zauważył, że w pomieszczeniu jest ktoś poza Kapitanem.
- Zamknij do cholery te drzwi. - odparł Arthur, machnąwszy popędzająco w stronę mężczyzny, który moment wcześniej wszedł do kajuty. Twarz miał spiętą, a jego oczy niespokojnie patrzyły to na drzwi, to na [T.i.], która stała teraz niezręcznie nie chcąc przeszkadzać.
Mężczyzna o rudych włosach szybko wykonał polecenie i tak jak głośno otworzył drzwi, tak teraz obchodził się z nimi z wielką delikatnością. Jedyne co dało się usłyszeć przy zamykaniu to ciche kliknięcie zamka.
Pomieszczenie od razu stało się ciemniejsze przez brak światła wpadające przez drzwi. Wyglądało to, jak mroczna scena w teatrze, gdy jedna z kurtyn zostaje zasłonięta nagle, zmieniając wydźwięk całej sceny.
Rudowłosy mężczyzna sprężystym krokiem podszedł w stronę Kapitana.
- Co tu się dzieje? - zadał pytanie, starając się ściszyć głos.
Do [T.i.] coraz bardziej zaczęło dochodzić, to że widocznie była tu sporym problemem. Lecz nadal nawet rozumiejąc to, nie wiedziała czemu tak jest. Przecież zbędny ładunek, jakim jest, zawsze mogą pozbawić życia jednym machnięciem szpady.
- Słuchaj Allistor, Jack powiedział mi, że któryś z załogi ją porwał. Musimy teraz się dowiedzieć kto i jakoś to ogarniemy. - odparł Kapitan, kierując swoje spojrzenie na niezręcznie stojącą dziewczynę. Bawiła się palcami, wpatrując się w podłogę. Był to dla niego naprawdę żałosny widok.
Co ja z nią mam do cholery zrobić? Bardziej wygląda, jak dzieciak, który coś popsuł niż materiał na pirata... zastanawiał się Arthur, poprawiając mankiety swojej koszuli.
Kapitan podszedł do swojego biurka i zasiadłszy na dużym fotelu, odchylił głowę do tyłu. Był zmęczony już problemami na statku i chciał to wszystko załatwić szybko. Za góra dwa tygodnie dobiją do lądu i musi mieć jeszcze czas na zaplanowanie wszystkiego.
- Ale co jeśli zrobi się z tego rzeźnia? Pomyślałeś o tym przez moment? - odparł pogardliwie Allistor. Jego zielone tęczówki w złości wpatrywały się w stronę drugiego mężczyzny. Założył ramiona na klatce piersiowej i niecierpliwie, stukając podeszwą buta o deski, oczekiwał na odpowiedź.
[T.i.] przyglądała się całej scenie z kującym bólem głowy, który mógł się równać z uczuciem wbijania w mózg tysiąca igieł. Rzeźnia nie brzmiała wcale, jak przyjemna przyszłość. W porównaniu z tym, skok do morza w czasie sztormu byłby całkiem miłą i orzeźwiającą zabawą.
- Ogarnę to, w końcu jestem tu kapitanem. - dźwięczny głos Kirkland'a odbił się po ścianach pomieszczenia i nawet nie zdążył całkiem się w nich wytracić, gdy w drzwi załopotano głośno pięścią.
Wtedy głos nie był już słyszalny i tylko drzwi mogły prowadzić swoje widowisko, znowu bijąc się po zawiasach.
Kirkland wstał z miejsca i wyjmując broń zza pasa, podszedł do źródła dźwięku. Był zbyt długo na tym statku, aby nie zdążyć poznać zasad morza. Pierwsza zasada: broń zawsze w pogotowiu, bo albo to wróg, albo ktoś kogo trzeba dobrze ustawić pod butem. W końcu ktoś dobrze ustawiony nawet nie ważył by się tak zakłócać jego spokojowi.
Dla dziewczyny działo się zdecydowanie zbyt wiele i znowu przypomniał się jej ukochany ląd. Tam przynajmniej przy gorszych momentach czuła, że ma grunt pod nogami. Teraz nawet ziemi nie mogła być pewna i tylko ocean zawsze mógł czekać na nią z przewidywalną nieprzewidywalnością.
CZYTASZ
Hetalia || Pirat!Arthur Kirkland x Reader ||
Fanfiction[T.i.] żyje w siedemnastym wieku, niby czas pełen pięknych strojów i ciekawych odkryć. Jednak nawet w tak niby wspaniałych momentach historii nie mogło obyć się bez gorszej strony wszystkiego. A tą właśnie stroną są piraci, których na swoje nieszczę...