Prolog

1K 32 3
                                    

11:30, 16.07.2022, Los Santos, USA

POV: Erwin

Był to dzień w którym mieliśmy napaść na największy bank w naszym pięknym mieście, Los Santos. Byłem trochę zestresowany, a nawet trochę bardzo przez to, że to ja miałem złamać wszystkie szyfry w budynku. Była 11:30, a napad zacznie się o 20, więc miałem jeszcze dużo czasu.

Ten poranek zacząłem od wykąpania się, następnie zamówiłem sobie obiad, czyli tacosy które zazwyczaj zajadam. Szybko się ubrałem w losowe ciuchy, a potem  odpoczywałem przed telewizorem czekając na wydarzenie.

W pewnym momencie zacząłem przemyślać moje życie, tak szczerze miało ono w sobie wiele adrenaliny, ponieważ zawierało ono bardzo dużo aktywności, przede wszystkim różne przestępstwa na równe rzeczy od kasetek, po banki, jubilery i jeszcze wiele innych placówek, dlatego może było dla mnie tak ciekawe i interesujące. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Podczas moich przemyśleń, nagle zaczął brzęczeć mój telefon. Na samym początku to olałem, ponieważ nie chciało mi wstawać i iść na drugi koniec mojego domu, lecz denerwujący dźwięk nie zaprzestawał wydawać odgłosów. Po pewnym czasie zaczęło mnie to irytować, więc po niego poszedłem. Pierwsze co zauważyłem odpalając go, to było 5 nie odebranych połączeń oraz 24 nie odczytane wiadomości. Cóż nie zapowiadało się ciekawie. Wszedłem w jedną z ikonek, odpisując.
___________________________________________

11:47

Carbo
ERWIN IDZIESZ JUŻ?

12:05

Ty
No mogę iść, tylko gdzie?

Carbo
No jest kod 8 na zakonie, Kui zwoływał wczoraj, nie pamiętasz?

Ty
No tak już jadę tam swoim luksusowym lamborghini.
___________________________________________

Po zobaczeniu wiadomości z szybkością zacząłem zakładać buty, następnie schowałem telefon do kieszeni oraz wziąłem ze stołu klucze. Wyszłem z domu kierując się w stronę garażu, po chwili wsiadając do auta, położyłem telefon w schowku, włożyłem klucze do stacyjki, odpalając pojazd, wsłuchując się w warczący dźwięk wydechu. Zacząłem jechać w stronę zakonu.

Po 5 minutach jazdy byłem już pod budynkiem. Czekali najwidoczniej już tam tylko na mnie, wszyscy oprócz Carbo, który był zajęty paleniem papierosa (#tomekniepal). Popatrzyli się na mnie z widocznym zdenerwowaniem.

Wysiadłem z auta i podszedłem do nich. Kiedy dotarłem na miejsce docelowe, czułem się dosyć nie zręcznie widząc wzrok wszystkich zebranych skupionych tylko na mnie. Ta cisza była dla mnie straszna, więc próbując ją zakończyć odezwałem się, może nie najlepszym, ale najbardziej normalnym słowem..

-Cześć? - odezwałem się z lekkim niepokojem

-Dłużej nie mogłeś jechać?- odwarknął, zdenerwowany Dorian.

-Nie można już pospać sobie minimalnie dłużej? - delikatnie się zirytowałem.

-Dla ciebie trochę dłużej to chyba 3 godziny - mówił pod nosem David.

-No dobrze - wywróciłem oczami - Tak czy siak, lepiej się skupić na banku niż na takiej błahostce - stwierdziłem, na co inni się zgodzili.

-To więc tak.. - Zaczął całkiem spokojnie Kui - Mamy już przygotowany cały plan ucieczki oraz napadu. Życzę wam wszystkim powodzenia - Uśmiechnął się sztucznie, po czym wrócił do swojej poprzedniej miny.  -Chce ktoś coś jeszcze powiedzieć? - rozejrzał się po pozostałych.

Nie do poznania | 𝐌𝐎𝐑𝐖𝐈𝐍Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz