Dima wraz z Chiarą siedzieli przy kuchennym stole, dziewczyna popijała czerwone wino, gdy chłopak zadowolił się jedynie czystą wodą. Nie toczyli ciekawych rozmów, ani wojen na spojrzenia, blondynka opowiadała, a brunet nie był nawet pewien co mówiła, wpatrzony w swoje dłonie zaciskające się na butelce wody.
- ... więc wygląda na to, że czeka nas wystawna impreza, musimy iść na zakupy. - To zdanie przykuło jego uwagę, dlatego podniósł wzrok marszcząc brwi. Wieki nie ciągała go po żadnych bankietach, co jej odbiło? - Już tak nie patrz, muszę czasem pokazać mojego najlepszego człowieka. - Uśmiechnęła się, a Rosjanin wiedział, że nie ma wyboru. Znów spuścił wzrok na butelkę ignorując jej kolejne słowa.
Minuty ciągnęły się jak nigdy dotąd, każde jej słowo wypalało w jego głowie kolejną dziurę, butelka w jego dłoniach nieprzyjemnie trzeszczała, a za oknem szumiał głośny wiatr. Dima niespodziewanie wstał, odsuwając krzesło. Spojrzał w jej oczy, były naprawdę ładne, przeszło mu przez myśl. - Pójdę do siebie, jestem zmęczony, dobranoc Chiaro. - sprawnie zgniótł plastikową butelkę i wrzucił do kosza, po czym biegiem ruszył na piętro. Słyszał za sobą głos blondynki, ale zignorował go wchodząc do swojej sypialni. Przekręcił kluczyk w drzwiach, stwierdzając, że na dziś wystarczy mu towarzystwa kogokolwiek. Zewsząd ogarnęła go błoga cisza, znajomy zapach sprawił, że dużo łatwiej było mu unormować szybki oddech, a nerwowe podrygi ustały. Położył się na pokaźnym łożu, które stało w centralnej części pokoju i przymknął powieki, odmawiając krótką modlitwę. Teraz czuł się dużo lepiej.
~~~
Tamtego dnia Montagow nie był pewien kiedy zasnął, ale wyspany jak nigdy podniósł głowę o godzinie 3.07, następnie siedział 34 sekundy, czekając aż wskazówki zegara wskażą 3.08. Jak każdego ranka podniósł się z łóżka, obmył z krwi która została po zajęciach dnia poprzedniego i zszedł do kuchni. Jego poranna rutyna wyglądała w sposób następujący, zrobił kubek kawy słodzonej miodem i parę kanapek z żółtym serem, zjadł swoje śniadanie i zajął się obowiązkami, aż do momentu w którym spojrzał na kalendarz. 28 stycznia, dziś dzień bankietu na który zaciągnie go Chiara. Ta myśl od razu zepsuła dobry humor bruneta, nie chciał tam iść, nie lubił takich wydarzeń, a blondynka doskonale o tym wiedziała. Wiedział też, że jego reputacja wymaga reprezentacji i co jakiś czas, zmuszony jest się pokazać.
Skupiony na tych myślach, nawet nie zauważył gdy do pomieszczenia weszła wysoka, czarnoskóra kobieta. Miała na imię Katherine, jeśli się nie mylił, zajmowała się prowadzeniem burdeli, co czyniło ją "ważną", tylko dzięki temu mogła z nimi mieszkać. Nigdy z nią nawet nie rozmawiał, nic o niej nie wiedział, poza tym, że Chiara ją lubiła.
Dziewczyna się do niego nie odzywała, za co gdzieś w środku był jej wdzięczny. Zrobiła sobie śniadanie, wypiła kawę i poszła w swoją stronę, bez słowa. Znów został w pomieszczeniu sam, zatracając w swoich myślach. Często to robił, żył w swojej głowie, gdy w rzeczywistości życie działo się obok niego. Tak naprawdę to lubił, jego rzeczywistość była okropna, a on w swojej bańce czuł się bezpieczny. Nigdy nie powiedziałby tego na głos.
Minęło parę godzin, zanim do kuchni w za dużej koszulce i krótkich spodenkach, zeszła jedyna tolerowana przez niego osoba. Dziewczyna przywitała się z nim entuzjastycznie i zaczęła robić sobie śniadanie, oraz kawę. Kiwnął głową. Przez następne dwie godziny przez kuchnię przewinęło się bardzo wiele osób, jego przyjaciółka gotowała, śpiewała, opowiadała historię, śniadanie zjadł też na pewno Aaron, czyli jego "pomocnik'', który był całkiem bezużyteczny, bo Dima świetnie radził sobie sam i David - który zajmował się Bóg wie czym. Reszty imion nie znał, nie było mu to potrzebne, mimo że miał dobrą pamięć, po prostu nie słuchał gdy mu ich przedstawiano. Po tym czasie powoli podniósł się ze swojego miejsca i ruszył na piętro, by zamknąć się w swoich czterech ścianach. Za sobą usłyszał głos Chiary i był prawie pewien, że dziewczyna wypowiedziała jego imię. Odwrócił się, powoli, spojrzał prosto na blondynkę przed nim, która szeroko się uśmiechała. Zaczęła mówić, więc zrobił krok w jej stronę żeby skupić się na jej słowach.
- Wychodzimy dzisiaj o 18.30, bądź gotowy okey? Kupiłam Ci garnitur, jest u mnie w garderobie możesz go sobie zabrać. Zobaczymy się już przy wyjściu. - powoli kiwnął głową i ruszył na piętro, parę sekund później przebywał już w swoim pokoju. Otworzył szafę i wyjął z niej czarny pokrowiec, z którego po chwili swój jedyny odświętny strój - elegancki mundur, który za czasów służby wojskowej musiał nosić na każdej uroczystości. Na piersi miał on flagę Rosji, sam był w ciemno zielonym kolorze, który w słabym oświetleniu wyglądał na czarny. To był strój, który miał zamiar założyć, nie potrzebny mu nowy garnitur.
Spojrzał na zegar. 14.39, zaczął liczyć, doliczył do 35 gdy elektryczny zegar wyświetlił 14.40, wtedy mógł zacząć wykonywać kolejna czynność. Nie wiedział kiedy minęło tak wiele godzin, ile kaw w tym czasie wypił, ani ile osób na niego spojrzało, często dni mijały mu właśnie w taki sposób. Umykały mu, kończąc się szybciej niż mógłby się tego spodziewać.Kolejne 2 godziny i 20 minut spędził na liczeniu sekund siedząc w swojej sypialni. Liczył do 60, a potem zaczynał od nowa cały czas obserwując zegar, aż do momentu w którym wskazał on godzinę 17. Wtedy wstał z łóżka w rękę biorąc swój mundur, powiesił go na drzwiach i wyszedł z ciemnego pomieszczenia, przez co zmuszony był na moment przymknąć powieki. Za dużo światła. Policzył do 10 zanim otworzył oczy i ruszył na parter, wypił kawę i zaczął przygotowywać się do wyjścia, nie spieszył się, nie miał w zwyczaju się spieszyć, poza tym miał dużo czasu. Umył włosy, czego nie robił często i nawet się ogolił. Gdy o 18.28 stanął przy drzwiach wejściowych w swoim mundurze, poczuł się dobrze, tak po prostu. Chwilę później dołączyła do niego blondynka, jej sukienka była satynowa, ale sięgała aż do ziemii, butelkowa zieleń idealnie podkreślała jej urodę, złoty naszyjnik, całkiem podobny do tego który na swojej szyi zawsze miał Dima, był idealnym dopełnieniem jej wyglądu. Mimo prostoty tego stroju, wyglądała niesamowicie, on jednak nie miał zamiaru jej tego powiedzieć. W ciszy dotarli do budynku, w którym odbywał się bankiet, gdy wysiadał z samochodu w jego głowie była tylko jedna myśl. Jak ja nienawidzę samochodów.
Rozglądał się uważnie wchodząc na salę, w okół było dużo pięknie ubranych i uczesanych ludzi. Zawsze w takich miejscach, wszystko wydawało mu się sztuczne i plastikowe. Mdliło go na sam widok uśmiechających się szefów, ojców i innych ważnych postaci mafijnych. To nie było jego miejsce. Usiadł tuż obok Chiary, która zaproponowała mu wina, odmówił, zawsze odmawiał. Po chwili postawiono przed nim kubek czarnej kawy, była bez miodu, jej też nie wypił. Wieczór był spokojny, muzyka nie była za głośno i nikt nie mówił do niego zbyt wiele. Przez większość czasu siedział i obserwował jak ważni ludzie bawią się, rozmawiają i tańczą. Aż jego wzrok przykuł chłopak, z którym od jakiegoś czasu rozmawiała jego przyjaciółka. Był wystraszony, unikał tłumu, nie mówił wiele, a Dima był pewny, że nie widział go nigdy wcześniej.

CZYTASZ
Nowhere
Teen FictionŚmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony. ~ J.K. Rowlling