III

9 2 0
                                    

Dima Montagow resztę wieczoru spędził obserwując nastolatka, który towarzyszył jego przyjaciółce. Wiedział, że gdy tylko wsiądą do samochodu będzie musiał o niego zapytać - jeśli już mu o nim mówiła, wyjdzie na dupka. Nic nowego. Nie był pewien, czy te słowa padły z jego ust w rzeczywistości, czy jedynie w jego głowie, chyba nie chciał wiedzieć.

Gdy wsiadł do samochodu, dokładnie o godzinie 2.20, pierwszym co zrobił było głośne chrząknięcie, dziwnie było mówić, po tym jak cały dzień nie odzywało się prawie wcale.

Chiara spojrzała na niego marszcząc brwi.  - Ten nastolatek, kto to? - zapytał zachrypniętym głosem. Momentalnie po samochodzie rozniosło się głośne chrząknięcie, zaczynał się irytować, nie lubił tego chrapliwego pogłosu, sprawiał on, że jego ciało przechodziły dreszcze i marzył by pozbyć się go jak najszybciej.

- Mówiłam Ci wczoraj, że jeden z ważniejszych ludzi w naszych oddziałach zginął, prawda? - kiwnął głową, nie miał pojęcia czy mówiła, ale zakładał, że tak. - Ten chłopak to Thomas, jego syn. - zmarszczył brwi, nie rozumiał dlaczego to właśnie ona miałaby się nim przejmować. Jest kimś dużo ważniejszym, od wszystkich tych ludzi.

Dima tej nocy nie spał, nie spał też kilka następnych, gdy pochłaniała go praca.

~~~

Piątkowy wieczór, zazwyczaj kojarzy się z odpoczynkiem, początkiem weekendu i czymś naprawdę przyjemnym. Montagow chyba nigdy nie czuł w stosunku do piątkowych wieczorów sympatii. Gdyby cofnąć się wiele lat w przeszłość, możnaby poznać powód tej nienawiści.

Lata temu, w wieku w którym normalne dzieci chodzą do szkół i bawią się z rówieśnikami, Dima przygotowywał się do służby wojskowej, pod czujnym nadzorem swojego ojca. Piątkowe wieczory były szczególne, gdy punktualnie o godzinie 19 każdego tygodnia, chłopiec stawić miał się w jego gabinecie. W te dni trening jednak nie wyglądał normalnie, nie musiał biegać, nosić ciężarów czy ćwiczyć sztuk walki. Ostatniego dnia przed weekendem stawał on nago przed własnym ojcem, by przez następne kilka godzin być bitym i poniżanym, by przez resztę życia przed oczami mieć sceny, jakich większość nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić. Wmawiano mu wtedy, że w ten właśnie sposób dba się o jego wytrzymałość, że dzięki temu będzie zdolny znieść więcej gdy już stanie w rosyjskich szeregach. Czy te słowa były prawdą? Sam Dima nie jest tego pewien i mimo swojej zewnętrznej obojętności w głębi siebie trzyma te wspomnienia, mocno zwinięte w wielką kulę gdzieś na dnie żołądka.

Każdego piątkowego wieczoru wyrzuca je z siebie wraz z toną wymiotów, tak samo jak dziś, gdy myślami wraca do beżowych ścian gabinetu, znajdującego się w samym środku ogromnej rezydencji rodziny Montagow.

~~

Sobotni poranek przyniósł ulgę, gdy Dima powolnym krokiem ruszył ulicami miasteczka. Z zewnątrz, Neapol wydawał się spokojnym i ciepłym miejscem, w jego sercu jednak wrzało niebezpieczeństwo. Chłopak wcale się nie bał, wiedział, że to on stanowi największe zagrożenie, dla mieszkańców tego miasta.

Jego dzisiejszym celem, były obrzeża miasteczka. W Montecalvario znajduje się wiele ubogich kamienic, które zamieszkują normalni ludzie. Osoby, które nie żyją z morderstw, rabunków czy nielegalnych walk, ale ludzie którzy pracują, żyją zgodnie z prawem i nie stać ich na życie w luksusie. Tym właśnie była zmora Neapolu, jeśli nie narażałeś swojego życia każdego dnia, jeśli słuchałeś się prawa i uczciwie pracowałeś, nie miałeś nic. Uczciwi ludzie nie zasługiwali, a nieuczciwi zabierali sobie sami.

Dima przemknął między kilkoma rozsypującymi się kamienicami, aż dotarł do celu swojej wędrówki. Budynek pod którym stanął był nieduży, ze ścian odpadał tynk, a jedyną rzeczą, która różniła go do reszty, był dziwny rysunek na jednej ze ścian, przedstawiał on symbol Camorry.

Mężczyzna szybkim krokiem wszedł do kamienicy i ruszył na odpowiednie piętro, po paru sekundach czekał pod drzwiami jednego z bardziej zadbanych mieszkań, aż te otworzy mu pewna śliczna dziewczyna. To właśnie stało się chwilę później, tuż przed nim stanęła rudowłosa, piegowata,  dwudziestoparolatka, krzywiąc się na jego widok. Mimo to od razu wpuściła go do środka.

- W czym mogę pomóc, Montagow? - jej głos był delikatny i dziewczęcy, nawet gdyby chciała, nie mogłaby wydawać rozkazów. Zabawnie zaakcentowała jego nazwisko, co miało dać znak Mateo, aby schował się do swojego pokoju.

- Zakładam, Mercier, że wiesz jaki mamy dziś dzień? - obserwował uważnie ruchy zielonookiej, która z kieszeni wyciągnęła telefon i szybko sprawdziła datę. Widział jak powoli przełknęła ślinę a jej ramiona napięły się pod materiałem, kilka rozmiarów za dużego, swetra. - Tak właśnie myślałem, to gdzie jest Mateo? - jego głos był dziwny, zbyt lekki i beztroski, jak wiele, wiele lat temu, nawet mu się podobał.

Rudowłosa odwróciła wzrok dłonią pokazując na salon, gdzie około dwunastoletni chłopiec siedział spokojnie na dywanie patrząc w wyłączony, niewielki telewizor. To właśnie po tego kruchego dzieciaka, Dima Montagow przyszedł dziś do Montecalvario. - Na pewno nie możemy rozwiązać tego inaczej, Dima?

Nowhere Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz