Stawiałam swe kroki po gęstej, usypanej szyszkami trawie. Wokół było pełno drzew. Szłam kilkadziesiąt metrów przed siebie, kiedy w końcu ujrzałam niewielką polankę z laskami i stołem. Podeszłam do niej i usiadłam na ławce ze strony, z której przyszłam.
Spojrzałam na swój nadgarstek, by sprawdzić, o ile minut diler się już spóźnił.
- Szlag, nie wzięłam zegarka - warknęłam do siebie.
- A ja wziąłem - poczułam gwałtowne oparcie na moim ramionach. Wzdrygnęłam się i podskoczyłam lekko, gdy nagle usłyszałam śmiech zza pleców. - To tylko ja, twój diler. Eddie Munson - stanął przede mną i ukłonił się.
Spojrzałam na niego. Wiele osób mi mówiło, że rzekomy Eddie to zbuntowany metalowiec, który już nie raz nie zdał matury. Prowadzi w naszej szkole klub Dungeon & Dragons. Jego pasją była gitara - a tak się składa, że w typie mojego idealnego mężczyzny jest właśnie ten, jeden z ważniejszych podpunktów. Ale co to ma do rzeczy? No właśnie. Nic. Ja ty przyszłam tylko po rozrywkę z proszkami.
Kiwnęłam głową. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
- Więc masz te...
-...narkotyki? Oczywiście. Do wyboru, do koloru. Jakie tylko sobie życzysz.
Usiadł naprzeciwko mnie i podparł brodę rękoma.
Miał piękne dłonie. Za każdym razem, gdy mijałam go w szkole zwracałam na to uwagę. Smukłe palce i znajdujące się na nich pierścionki, do tego zawsze znajdujący się na nadgarstku zegarek. Spojrzałam na godzinę. Było wpół do jedynastej.
- Ja mam czas, spokojnie. Mogę wsedzieć tu ile tylko chcesz. Wiesz, poza tym w wielopaku taniej - puścił do mnie oczko.
- Mhm - odparłam. - Wiesz... Średnio się na tym znam. Zaproponuj coś.
- Mam coś zaproponować? W takim razie... Proponuję wspólne pójście do kryjówki mojej i chłopaków, by zagrać w dungeons and dragons - rzucił.
Przewróciłam oczami, na co Munson przyjemnie się zaśmiał.
Miał piękny uśmiech.
- Dobra, dobra. Wiem, chodzi o dragi. Ale i tak zaciągnę cię do naszej kryjówki - oznajmił.
Wzruszyłam ramionami. Miałam jakieś wyjście?
- Więc... Mam być szczery?
- Tak - odparłam. Złapaliśmy kontakt wzrokowy. Nie mogłam się oderwać od jego ciemnobrązowych tęczówek.
- Mam ze sobą tylko jeden rodzaj dragów. Resztę... Niechcący zostawiłem w domu - przyznał.
- W takim razie sprzedaj mi go - odparłam.
Eddie podniósł się i podparł się o stół rękoma, przesuwając się w moją stronę.
Co on robi? Chwila, czy on się do mnie przysuwa? Spłoszona wstałam i odsunęłam się o parę kroków. Mrugnęłam i zobaczyłam, jak z wyciągniętą w moją stronę ręką trzyma palcami woreczek.
Co ja sobie myślałam? On chciał tylko podać mi towar.
Podeszłam z powrotem i agresywnie wyrwałam z jego dłoni narkotyk. Zestresowałam się.
- Najlepiej będzie, jeśli przysuniesz się trochę do tego stołu i usypiesz na nim kreskę - poinstruował, nie zmieniając pozycji.
Podeszłam z powrotem i zrobiłam to tak, jak kazał. Może trochę nieudolnie ale jednak. Pochyliłam się. Już miałam zacząć wciągać biały proszek, gdy mężczyzna ponownie się odezwał.
- Czekaj. Mam coś mocniejszego od tego - oznajmił. Podniosłam się i ponownie spojrzałam w jego ciemnobrązowe, hipnotyzujące oczy.
- To czemu nie dałeś mi tego od razu? - zapytałam.
Chociaż był to mój pierwszy raz z narkotykami, nie bałam się ani trochę. Kochałam adrenalinę, a z tego, co słyszałam, powinna się ona podnieść jeszcze bardziej przy pomocy tej małej saszetki.
- Bo nie wiedziałem, czy go zechcesz.
Wstał i podszedł do mnie. Przybliżył się jeszcze bardziej niż ostatnio. Nasze nosy prawie się stykały. Zaczęłam się pocić.
- To jest jeszcze lepsze niż dragi.
Dotknął wargami moich. Zaskoczona odwzajemniłam pocałunek, zamykając oczy. Poczułam, jak łapie mnie w talii swoimi smukłymi dłońmi i przysuwa mnie bliżej siebie. Eddie tak napierał, że cofnęłam się o krok i potknęłam o mały kamień.
Steknęknęłam z bólu. Zamknęłam oczy, marszcząc całą twarz, po czym delikatnie otworzyłam oczy. Przypomniałam sobie, co się dzieje. Eddie znajdował się nade mną.
Ponownie spojrzałam w jego piękne oczy, czerwieniąc się. Złapałam go za policzek a on ponownie się do mnie przybliżył. Tym razem napierał jeszcze mocniej, a ja, trzymając się jego lokowanych włosów, pozwoliłam mu prowadzić.