Coś nazwanego 2

19 11 0
                                    

Ściśnięte jak dwa ogórki kiszone, w słoiku, siedzimy na rozgrzanych od słońca trybunach. W rękach mam colę i nachosy z serem. Pomimo tłumów dobrze się bawię, patrząc na grających chłopaków z naszej i jakiejś innej, szkoły. Przynajmniej nie muszę siedzieć na nudnych lekcjach. 

- Czy ja mam omamy, czy numer 6 ciągle zerka w naszym kierunku? - słyszę co Backs, szepcze mi do ucha. Nie odpowiadam, ale zaczynam obserwować gracza z tą cyfrą. 

Nie mam pojęcia, kto jest jakim numerkiem, ale wiem komu mam kibicować. Emilie ciągle, powtarza jakim numerem jest Fox, ale gdybym miała pamięć do liczb, było by dużo lepiej. Siorbię łyk, przez słomkę, mojej coli i z zaciekawieniem przyglądam się chłopakowi.

Niechętnie przyznaje rację, mojej przyjaciółce i zaczynam czuć się dziwnie - ciągle obserwowana. 

- Kto jest numerem 6? - pytam jej.

- Matthew Flower... - na tę odpowiedź się spinam. Czego chłopak z ekipy Camerona, może chcieć ode mnie? 

Wkładam sobie kolejnego nachosa do ust, a potem kolejnego i jeszcze jednego.

- Ej, nie denerwuj się - łagodny ton Emilie lekko podnosi mnie na duchu, ale i tak mam ochotę uciec stamtąd, lub zapaść się pod ziemię. Zrobić cokolwiek, aby mnie tam nie było.

Podaję jej kartonik z przekąskami i biorę nogi za pas. Schodząc szybko po schodach, łapię zbyt długi kontakt wzrokowy z Mattem, bo akurat jest przerwa i nie ma no głowie wielkiego hełmu. 

Jego rozczochrane włosy są co najmniej zabawne, ale nie mam czasu na oglądanie jego nieułożonych kosmyków. Szybkim tempem znikam z boiska. A moje serce bije szybciej ze zmęczenia i przerażenia.

- Hej! Leebey! - słyszę męski głos, gdy wchodzę do szkoły. - Zaczekaj! - zaciskam oczy i zatrzymuje się w miejscu. - Czemu uciekasz? - pyta.

- Czemu mnie gonisz, Flower?

 - Bo mam do ciebie sprawę... - obserwuję jak zbliża się do mnie.

- Słucham? 

- Wiem, że dobrze się uczysz... 

- Uczę się średnio - wtrącam, chcąc go zniechęcić.

- Dobrze się uczysz biologii, tak się składa, że mam do zrobienia projekt. 

- I że ja mam go zrobić za ciebie? - wtrącam. - W żadnym wypadku.

- Przestaniesz się ciągle wtrącać? - patrzy na mnie z góry. - Chcę, abyś pomogła mi go zrobić.

- Ja? - pytam z niedowierzaniem.

- Nie, ksiądz... sorry, pomyliłem się - unoszę brew w irytacji. - Proste, że ty. Mogę, za to zapłacić...

W sumie, zawsze jakiś dorobek. 

- Ile?

- 40$ za spotkanie, a jak dostanę dobrą ocenę, to znaczy taką, która uratuje moje zagrożenie, to dopłacę Ci 200$.

Wiem, że jest zapchany kasą, ale żeby aż tak?

- Dobra, mogę się zgodzić. Na kiedy ten projekt?

- Na za dwa tygodnie w środę.

- Spotkania będą u mnie w piątek po 20 i sobotę o 12.

- Tylko 4? Myślałem, że będziesz chciała bardziej mnie wykorzystać, przy tym częściej spotykać... 

- Nie dopowiadaj sobie, po za tym nie lecę na kasę, tak jak reszta twoich przyjaciółek, bądź niby dziewczyn - rzucam i odwracam się na pięcie. - Do zobaczenia jutro, Matthew! 

Without ConnectionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz