Sobota, 3 listopada, 2018 r.

387 48 90
                                    


Magnusa obudził ból brzucha.

Wcale nie dlatego, że po to, by weekend spędzić z Aleciem musiał wieczorem wypić pięć litrów skondensowanej kofeiny, która pomogła mu przetrwać odrabianie prac domowych. Wcale też nie dlatego, że w ferworze uniesienia myślą o weekendzie z Aleciem zapomniał o jedzeniu.

Ból brzucha brał się głównie z tego, że był zestresowany. Może też dlatego, że kiedy wieczorem farbował włosy (bo każdy mógł zaświadczyć, że najlepszym sposobem na stres jest farbowanie włosów o pierwszej w nocy), połknął trochę wody z farbą. Ale stanowczo głównym jego problemem był właśnie stres.

Było jeszcze dużo czasu. Alec umówił się z nim na drugą po południu, uprzedzając Magnusa poprzedniego dnia wieczorem, że jego mama przygotuje kolację i że bardzo za to przeprasza. Magnus nie miał nic przeciwko darmowemu jedzeniu, więc wywiązała się z tego długa esemesowa dyskusja, z której wynikło, że pani Lightwood omal nie popłakała się z radości na to, że jej syn postanowił na poważnie przyłożyć się do nauki matematyki. Magnus był z siebie dumny. Nie znając rodziców Aleca już u nich zapunktował. Tylko wtedy nie przemyślał tego farbowania włosów.

Zdał sobie sprawę z tego, że strzelił sobie w kolano w chwili, kiedy rano ujrzał swoją twarz. Wyglądał jak milion dolarów w popielato różowych włosach, to prawda. Był z siebie dumny, że udało mu się osiągnąć tak równomiernie pastelowy kolor. Ale właśnie. Kolor. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że Azjata mógłby mieć różowe włosy naturalnie.

Było już jednak za późno. Magnus zdążył się oswoić z myślą, że ma różowe włosy i niewiele mogło go odwieść od posiadania ich. Nie był to zresztą pierwszy raz, kiedy naruszał pod tym względem szkolny regulamin. Miał na swoim koncie od dwunastego roku życia kolory takie jak czerwony, niebieski, fioletowy, zielony (ale tylko jeden weekend), neonowo żółty i szary. Szarość lubił najbardziej, ale ona wymagała chodzenia do fryzjera, a tych Magnus nie lubił z zasady. Toteż do domu zdecydował się na kupno różowej farby (chociaż czerwoną również znalazł w szafce) i ta doczekała się użycia. I to akurat przed pierwszą randką z Aleciem.

– Nie randką – powiedział Magnus do swojego odbicia, poprawiając przy okazji grzywkę, która postanowiła przez noc wywinąć się w drugą stronę. – To tylko korepetycje.

– Idziesz na randkę? – zapytał Ragnor, stając w drzwiach łazienki. Miał jeszcze na sobie piżamę w misie.

Magnus mu ją kupił na święta. To była świetna piżama w misie.

– Szybki jesteś, młody – skwitował, unosząc do ust kubek z kawą. – Szkoda tylko, że nie mówiłeś.

– Nie muszę ci się spowiadać z randek – zauważył Magnus. – I to nie randka. Chociaż bardzo bym chciał.

– Ehe... A malujesz paczałki po to, by Alec spadł ze schodów z wrażenia nad twoim geniuszem matematycznym.

– A żebyś wiedział! – zawołał Magnus i kopnął nogą drzwi tak, by te się zamknęły Ragnorowi przed nosem.

Czasami żałował, że ten człowiek mylił go z ojcem i traktował jak przyjaciela. Czasami wolałby mieć tatę. Ale zamiast tego miał przerośniętego starszego brata. Co było fajne, kiedy nie chciało się sprzątać pokoju, ale nijak nie ułatwiało nauczenia się dyscypliny

– Ale pamiętasz, że masz szlaban, prawda?! – zawołał Ragnor zza drzwi, śmiejąc się przy tym diabolicznie.

Magnus zamarł z eyelinerem tuż przy oku.

Szlaban? Miał szlaban? A za co tym razem?

– Umawialiśmy się. Ty robisz imprezę, ale w zamian sprzątasz w domu cały weekend – przypomniał mu Ragnor.

BliznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz